niedziela, 16 grudnia 2012

Pozwól Mu rozbić swoje złudzenia.

Kolejny raz czuję się tak głupio,
kolejny raz okazało się, że uwierzyłam w złudzenie.

Rozbiłeś je,
czuję się jakoś tak dziwnie.

Wiem, że to jest najlepsze, co mogłeś zrobić,
sama Cię przecież o to prosiłam.

Wiem, że muszę pozwolić rozprysnąć się temu na milion kawałków,
nie schylać się po nie,
nie zbierać,
ufać...

Przejść nad nimi,
pójść dalej za Tobą.

Czasami pytam, jak daleko jeszcze każesz mi iść,
lecz Ty dajesz mi siłę, gdy ja mam ochotę stanąć.

Pomóż mi zwrócić mój wzrok ku niebu,
chcę z tej perspektywy zawsze patrzeć na ziemię,
która jest w dole.
Chcę założyć okulary wieczności.

Otwórz moje oczy,
chcę widzieć,
chcę wiedzieć, co ma wieczną wartość.

Nie chcę stawać się taką, jaką chcieliby mnie widzieć ludzie,
nie chcę sprostać ich oczekiwaniom,
Ty masz inny przelicznik,
chcę by moje życie miało w sobie współczynnik wieczności.

Pozwalam Ci,
rozbij wszystkie moje złudzenia,
niech to co stoi na piachu runie,
dziś, teraz,
a nie po drugiej stronie.

Chcę umieć patrzeć dalej,
szukać celu wyżej.

Pomóż mi,
sama jestem tak słaba,
moje siła jest w Tobie.

Dziękuję Ci, że nie zapomniałeś,
że mnie nie zostawiłeś,
że budzisz mnie ze snu.

Budź mnie dalej,
choć to czasem tak bardzo boli.

Wytrę oczy,
podniosę głowę
i pójdę dalej,
jestem Córką Króla.

piątek, 14 grudnia 2012

Budząc się ze snu.

Ograniczenia.

Kupiłam sobie nowe buty,
byłam nimi zachwycona, póki nie obtarły mi pięt tak,
że mogę zapomnieć o bieganiu,
a co gorsza prawdopodobnie i o planowanym od kilku tygodni niedzielnym wyjeździe w góry :(

Człapiąc powoli do domu myślałam o tym, jak wiele mam,
jak wiele mogę, zwykłe codzienne rzeczy,
a tak często ich nawet nie widzę...

Pięty,
drobnostka,
a z tylu rzeczy muszę zrezygnować,
ale tylko na kilka dni...

A inni ludzie?
Mogą o wiele mniej,
a mają w sobie tyle siły...

Nie chcę zatrzymywać się na drobiazgach, błahostkach,
zapominając o co w tym wszystkim chodzi...

Czuję, jakbym budziła się ze snu.
Z różnych stron Bóg porusza moje serce.
Dziś potrafię nazwać już swoje marzenia,
nie tak dawno nie było to takie oczywiste,
chyba nie potrafiłam już marzyć!!!


I jeszcze coś, co napisałam do Niego o marzeniach,
nie wiem, jakoś tak samo nagle przyszło,
nie mogłam przestać...

Wynik tego, o czym rozmawialiśmy na grupie,
artykułu, który czytałam dziś na pewnym blogu
(http://haszamajim.blogspot.com/2012/12/od-milionera-do-pucybuta.html),
o fragmencie, który dziś uderzył mnie podczas czytania,
no i faktu, że kolejny raz moje plany zmieniają się,
a ja niezbyt mogę coś na to poradzić...

"Ty znasz moje marzenia,
nie chcę już sama o nie walczyć,
nie chcę próbować swoich pomysłów, planów...

Chcę złożyć u Twoich stóp,
całe moje serce,
i wszystko, co w nim jest...

Zaufać, że Ty wiesz lepiej,
że Ty, nie robiąc mi krzywdy,
zabierzesz to, co nie jest dobre dla mnie,
to, co jest tylko złudzeniem,
że Ty zamkniesz przede mną każdą ślepą uliczkę,
a wprowadzisz mnie na Swoje drogi.

Złożyć Tobie w ofierze marzenia,
ufając, że oddasz mi spełnione te,
które są prawdziwie od Ciebie,
to jest najlepszy wybór,
najlepszy dowód miłości i zaufania.

Robię więc krok w nieznane,
wypuszczam to z rąk,
być może widzę to ostatni raz,
może to spłonie całe,
leczy gdy widzę Twoje oczy,
pełne miłości...
wiem,
nie mogę inaczej.

Nie chcę gonić za marzeniami,
które kiedyś staną między nami,
które odciągną moje serce od Ciebie.

Ufam, że Ty,
Wielki Wojownik,
Potężny Władca,
który żywisz pasję do mnie,
będziesz walczyć o mnie,
gdy złoże moje życie w Twoje ręce.

Więc chcę być jak sługa,
uniżać się, jak Ty,
gdy zstąpiłeś z nieba na ten świat.
Ty, dla którego ziemia jest tylko podnóżkiem stóp....

Skurczyłeś się,
stanąłeś wśród nas...

Ty też nie rozpychałeś się łokciami,
z ufnością spoglądałeś w górę,
szukając twarzy Ojca,
wraz z ostatnim oddechem złożyłeś w Jego ręce
całe swoje istnienie.
Zwyciężyłeś,
bo zaufałeś aż po śmierć."


http://www.youtube.com/watch?v=ACNUDMp8OnU&playnext=1&list=PL20KBF-MDGGOTRAPHD-FPSMUIGWM7G6WO

Moje nowe odkrycie :)

środa, 12 grudnia 2012

Koniec przerwy? Pora żyć!!!

Hm...
Miałam ostatnio dość długą przerwę w pisaniu, ale żyję...

Fakt, miałam naprawdę dość kiepski czas,
nie było sensu pisać,
nie skleciłabym nic konstruktywnego,
nic, co byłoby dla Was zachętą i zbudowaniem.

Ale nawet gdy leżymy, nie jesteśmy pokonani, o nie!!!

Nawet gdy mamy kolejny życiowy zakręt,
gdy wszystko wydaje się iść nie tak,
nawet gdy już stracimy nadzieję, że kiedyś będzie lepiej,
gdy budzimy się w nocy czując paniczny strach,
że już nie wiemy, co, jak, gdzie
i najchętniej byśmy po prostu zniknęli...

Nawet wtedy, On jest,
nawet wtedy, On wie
i On cały czas działa.

Może co jakiś czas musimy "umrzeć",
może co jakiś czas musimy wypuścić wszystko z rąk.
Nie będę tego aż tak analizować,
przynajmniej nie tutaj.

Jedno wiem, mam determinację, być ŻYĆ,
żyć wg Jego miary i planów,
a nie tylko wegetować...

Mogę wybrać życie lub śmierć,
czytaj też- wegetację, życie w kłamstwie, z niewłaściwą perspektywą.

Nie wiem nawet sama jak to się dokładnie stało,
było do kitu,
a teraz wiem już, że jest dobrze.
W sumie zewnętrznie, w okolicznościach nic się specjalnie nie zmieniło,
a jednak zmieniło się wszystko!!!

Chyba na razie tyle- żyję :)


sobota, 8 grudnia 2012

Polecam :)

Artykuł Magdy Kabat "Martwienie się i stres":

http://magdalenakabat.wordpress.com/2012/12/08/martwienie-sie-i-stres/