sobota, 31 grudnia 2011

Wyjście z labiryntu :)

Czuję się tak wolna, tak lekka, tak nowa!!!

Przed ostatnie kilka miesięcy błądziłam w labiryncie,
próbowałam znaleźć z niego wyjście,
co najmniej dwa razy byłam pewna, że na dobre z niego wyszłam...

Dziś widzę, że dopiero teraz mój Bóg, mój Tato mnie z niego wyprowadził :)))

Postawił moje nogi na skale,
umocnił moje kroki.

Dziś jestem WOLNA, WOLNA NAPRAWDĘ, CAŁKIEM I DO KOŃCA!!!

Pierwszy raz nie zastanawiam się i nie martwię, jak to będzie dalej.
Już nie próbuję kleić po swojemu,
po prostu wiem, że On wszystko poukłada.
A ja nie muszę się wysilać, nie muszę kombinować, nie muszę wiedzieć i rozumieć :)
Ufam Jemu i to wystarczy!!!

Jego miłość jest pasją, jest ogniem, ale ona nas nie rani!!!
Jeśli naprawdę i do końca Mu zaufamy,
jeśli złapiemy mocno Jego rękę i odważymy się iść w nieznane,
On nas nie skrzywdzi,
On nas nie rozczaruje,
Ci, którzy Jemu zaufali nie będą zawstydzeni!!!

Dziś w mojej duszy jest radość,
pierwszy raz od dawna tańczyłam w swoim pokoju...
Z Nim i dla Niego...

Jestem Mu taka wdzięczna za moich Przyjaciół,
za ludzi, których postawił w moim życiu,
za moją Natalę,
za moją Mamę.
W ciągu tych miesięcy miały tyle cierpliwości i czasu, by wysłuchiwać moich rozterek,
były ze mną, gdy śmiałam się i płakałam,
nie potępiały i nie osądzały,
ale po prostu były przy mnie.

Napisałaś Marta, że inaczej wyobrażałaś sobie ten rok,
że nie był on łatwy, ale jednak dobry.

Rok temu również wyobrażałam sobie różne rzeczy inaczej.
Dla mnie też nie był to najłatwiejszy rok.
Ale dziś również mogę powiedzieć, że to był dobry czas.
Na pewno nie zmarnowany.
On był przy mnie,
przeprowadził mnie przez wszystko,
prostował moje drogi,
łagodnie i cierpliwie zawracał na właściwe ścieżki.

Chciałam w ciągu tego roku poznać Go lepiej,
chciałam, by nauczył mnie ufać sobie naprawdę.
I tak się stało, choć zrobił to inaczej niż sobie wyobrażałam.
Nie chodzi o to, że więcej o Nim usłyszałam, przeczytałam, że ktoś mi opowiedział...

Liczy się to, co z Nim przerobiłam.
Upadałam, a On mnie podnosił,
uczył, że przed Nim nie muszę udawać,
uczył mnie stawać przed Nim bez maski i bez makijażu,
uczył mnie być sobą przed Nim...

Nie wiem, jaki będzie kolejny rok.
Nie chcę już nic klecić po swojemu,
nie chcę budować swoich wyobrażeń,
nie chcę MOICH marzeń i planów.
Chcę być cała ukryta w Nim :)

Życzę i Wam i sobie, by nadchodzący rok, był rokiem, w którym poznamy Go bardziej,
w którym staniemy się bardziej podobni do Niego,
niech nasze serca i wszystko, kim jesteśmy woła:

"Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości,
jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego,
dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie,
byle zyskać Chrystusa.
I znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie,
lecz tę, która wywodzi się z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga,
na podstawie wiary."

Flp 3,8-9

Dziękuję Ci Tato, że mogę zakończyć ten rok z czystym końcem :)))

piątek, 30 grudnia 2011

Rozbity zderzak, rozbite złudzenia.

Jakieś niecałe dwa tygodnie temu miało miejsce pewne niezbyt fortunne wydarzenie.
Jednak Bóg wszystko obraca ku dobremu.

Podczas mojej pierwszej krótkiej przejażdżki autem z tatą miałam małą przygodę.
Nowe auto, inne sprzęgło, przejęcie rolą, tata z boku...
No i nie ma się czym chwalić, przy cofaniu wjechałam w płot i uszkodziłam tacie zderzak :(
Ktoś by powiedział nic takiego, nie przejmuj się.
Ale dla mnie to nie było takie "nic".
Wiem, ile tata pracował na to auto, jak o nie dbał itd.

Mam bardzo dobrego tatę i wiem, że on mnie kocha.
Jednak tym razem miał naprawdę powód, by być co najmniej niezadowolonym...
Spodziewałam się różnych reakcji...
A on mnie totalnie zaskoczył.

Nie zdenerwował się, wiadomo, zachwycony nie był, stwierdził, że lampy są całe i jeździł ze mną dalej!!!

W ciągu kolejnych dni spodziewałam się jakiś przytyków, rachunków :P itd.
A mój tata całą sprawę traktował coraz bardziej humorystycznie,
coraz bardziej na luzie,
opowiadał o różnych ludzkich wyczynach przy cofaniu, zawracaniu,
aż w końcu przy świątecznym stole sam powiedział "nie przejmuj się!!!".

Po czym za dwa dni udał się ze mną na kolejne ćwiczenia.
Na dodatek, gdy już trochę zapoznałam się ze sprzęgłem, zabrał mnie pod "tamten" płot i zalecił manewry!!!

Ta cała historia zmieniła coś w naszej relacji,
wg mojej logiki powinna zaszkodzić, a jednak pomogła!!!

Ta "przygoda" mówi do mnie tak żywo o tym, jaki jest Bóg,
o tym jakim Ojcem On jest!!!
Jak bardzo nas kocha,
jak dużo ma do nas cierpliwości
i jak bardzo w nas wierzy!!!

Marta napisała na swoim blogu, że takie historie, które są wyretuszowane, z których wycięto ciężkie i niefajne chwile wcale nie są świadectwem, bo nie pokazują całej prawdy, bo nie pokazują całej drogi...

Obecnie czuję się, jakbym zaryła nosem o ziemię.
I to wcale nie jest miłe uczucie.

Wydaje Ci się, że już choć trochę znasz Boga,
że Twój charakter jest już choć troszkę ukształtowany,
serce choć ciutkę przemienione.
No i za pewne tak jest, ale...

Rzeczywistość i okoliczności weryfikują wszystko.
Weryfikują piękne słowa i wzniosłe pieśni.
Puste frazesy się nie ostoją,
zostanie tylko to, co było naprawdę "nasze", naprawdę w nas ugruntowane,
nie usłyszane, nie zasłyszane, ale "przerobione" z Bogiem.

No i tak się właśnie obecnie czuję, jakbym zaryła nosem o ziemię.
Myślałam, że dość mocno stoję,
a tu bęc, nawet się nie obejrzałam i leżę.

I tak właśnie sobie siedziałam przed Bogiem,
tak bardzo sobą rozczarowana,
nie wiedziałam nawet, co Mu powiedzieć,
czułam się tak beznadziejna.

A wiecie co On mi wtedy powiedział,
o co mnie zapytał?!

W miejscu mojej słabości, złamania,
w miejscu, gdzie odkryłam jak bardzo niewierna i brudna jestem...
Ja bym na Jego miejscu już dawno postawiła na mnie krzyżyk.
Ale On nie jest taki!!!

On w tym miejscu spytał mnie, czy będziemy dalej jeździć?
Przypomniał mi tą sytuację z taty autem i powiedział, że On chce dalej ze mną jeździć,
żebym się nie przejmowała, bo spróbujemy jeszcze raz!!!

On chce próbować wciąż na nowo,
nawet gdy upadamy kolejny raz w tym samym miejscu,
gdy uparcie powtarzamy te same błędy,
On się nie podda,
On nie zrezygnuje,
bo gdy my przestaliśmy wierzyć w to, że się uda,
On wciąż wierzy, wciąż tak samo mocno!!!

Teraz otwiera moje oczy,
nie jest to przyjemne, ale konieczne.

Trochę człowiekowi głupio, gdy okazuje się, że to, co wydawało mu się takie piękne,
za co był gotowy zapłacić wysoką cenę, nigdy tak naprawdę nie istniało.
Uwierzyłam w coś, co było czystym złudzeniem.
Z każdą chwilą widzę to coraz wyraźniej.

Od jakiegoś czasu wiedziałam, że uwierzyłam w kłamstwo,
że to, co wydawało mi się skarbem było zwykłym szkiełkiem...
Ale nie sądziłam, że myliłam się aż tak bardzo,
nie sądziłam, że myliłam się od samego początku.
To jest naprawdę dla mnie wielka lekcja.

Tak łatwo jest dać się oszukać,
tak łatwo jest uwierzyć w to, w co się chce,
a potem wszystko będzie nam pasować.

I ja naprawdę szukałam w tym Boga,
naprawdę chciałam poznać Jego wolę,
chciałam usłyszeć co On o tym myśli,
wydaje mi się, że miałam otwarte serce, gotowe usłyszeć prawdę, nawet jeśli ona mi się nie spodoba...
Naprawdę chciałam iść za Nim, Jego drogą.
Wydawało mi się, że słyszę, że rozumiem...

Dziś widzę, że to wszystko od początku nie trzymało się kupy,
gdzieś tam na dnie serca był ukryty jakiś taki niepokój,
dlatego powinnam się zatrzymać,
ostudzić swoje emocje, bym mogła zobaczyć to, co widzę teraz.
Wtedy nie byłam w stanie widzieć jasno.

Jestem Mu taka wdzięczna, że On rozbił moje złudzenia!!!
On kocha nas tak bardzo, że jest gotowy zastawić nam drogę cierniami, byśmy nie zbłądzili.
Nie robi tego, by nas rani, ale by nas uratować.
Po prostu czasem tak bardzo wiemy lepiej,
tak bardzo chcemy iść za Nim, a jednak po swojemu,
tak bardzo chcemy Mu ufać, a jednak kleimy nasze życie po swojemu, że nie ma innego wyjścia.

Tym razem naprawdę odechciało mi się kleić po mojemu, jak to ujęła moja Natalie :)
Wystarczająco wyraźnie ujrzałam do czego prowadzą moje najlepsze i najszczersze chęci.

Na początku wydawało mi się, że to jest coś od Niego,
potem okazało się, że jednak chyba nie do końca,
że muszę z tego zrezygnować,
że jeśli chcę iść za Nim, muszę to zostawić.
Nie było łatwo, rzucałam się, motałam,
i wstyd przyznać, były takie chwile, że wcale nie chciałam zrezygnować z tego,
byłam gotowa zapłacić wysoką cenę, byle "to" mieć...
Płakałam, umierałam w sobie i myślałam, że rezygnuję dla Niego...

Zabawne w tym wszystkim jest to, że choć w pewnym sensie rzeczywiście zrezygnowałam z "tego" dla Niego, to tak naprawdę to wszystko było tylko i wyłącznie złudzeniem, czystym złudzeniem...
Dziś widzę, że "to" w ogóle nie istniało.
Z jednej strony nie jest to miłe, bo człowiek czuję się, jak przysłowiowy idiota,
z drugiej strony to jest nawet śmieszne, że potrafimy dać się tak oszukać i tak oszukiwać samych siebie...


Tato, posklejaj moje życie po swojemu,
cokolwiek uczynisz, będzie to najlepsze,
Ty wybierasz dla nas lepiej niż my byśmy wybrali dla siebie.
Tylko Ty widzisz cały obraz,
tylko Ty znasz prawdę.


Oz 14,1-9

"Nawróć się, Izraelu, do Pana, swojego Boga,
gdyż upadłeś przez własną winę!
Weźcie ze sobą słowa skruchy
i nawróćcie się do Pana!
Mówcie do niego: Odpuść nam wszelką winę
i przyjmij naszą prośbę,
a my złożymy Ci w ofierze owoc naszych warg!
Asyria nie będzie naszym wybawcą,
nie będziemy już jeździć na koniach
i mówić do dzieła naszych rąk:
Boże nasz!
Gdyż u Ciebie sierota znajduje zmiłowanie.
Uleczę ich odstępstwo,
dobrowolnie okażę im miłość,
gdyż odwrócił się od nich mój gniew.
Będę dla Izraela jak rosa,
tak że rozkwitnie jak lilia
i zapuści korzenie jak topola.
Pędy jego rozrosną się jak drzewo oliwne,
a jego woń będzie jak kadzidło.
Wrócą i będą mieszkać w moim cieniu,
uprawiać będą zboże;
zakwitną jak krzew winny,
który będzie sławny jak wino libańskie.
Efraimie, na cóż ci jeszcze bałwany?
Wysłucham go i wejrzę na niego łaskawie.
Jestem jak cyprys zielony,
dzięki mnie wyrośnie twój owoc.
Kto mądry, niech to zrozumie,
kto rozumny, niech to pozna;
gdyż drogi Pana są proste,
sprawiedliwi nimi chodzą,
lecz bezbożni na nich upadają."

2 stycznia zaczynamy w naszym kościele 21-dniowy post.
Chyba nigdy tak bardzo na niego nie czekałam,
chyba nigdy nie byłam aż tak świadoma, że tak bardzo go potrzebuję.
Pościmy w intencji "słyszenia Boga".
Dziś widzę wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej jak rozpaczliwie potrzebuję Go słyszeć,
jak rozpaczliwe potrzebuję naprawdę znać Jego głos,
wystarczy drobne "przesunięcie" i tak bardzo można się przejechać!!!

wtorek, 20 grudnia 2011

On czyni wszystko nowe.

Miałam dziś w nocy sen.
Nie powiem, że nie wiadomo jak proroczy, że od Boga itd.
Ale skłonił mnie on do pewnych refleksji.
Myślę, że pokazuje jak jest w stanie działać Bóg w naszym życiu.

Szczegółów nie pamiętam,
zresztą nie są aż tak istotne moim zdaniem,
więc postaram się jakoś przekazać ogólny sens.

Był jakiś teren, można powiedzieć fragment jakiejś wioski,
ale w tym śnie widziałam głównie pola.
Były one wysuszone słońcem, trochę jak ścierniska, nic ciekawego.
Taki właśnie fragment wiejskiego wzgórza, a na nim dom...
Tak właściwie to na początku trudno byłoby to nazwać domem,
wyglądał trochę jak rozpoczęta i porzucona budowa, trochę jak ruiny...
Naprawdę nic specjalnego, podobnie jak cały teren...

Nagle zjawiła się cała armia budowlańców, ogrodników i tego typu ekspertów i zaczęli "działać".
To było naprawdę niesamowite!!!
Dosłownie w oczach z takiej mini rudery i ścierniska dookoła, wyłaniał się piękny dom...
Pojawiła się jakaś wielka konewka i zaczęła podlewać teren dookoła domu, trwa stała się soczyście zielona, pokazały się rośliny...
Z każdą sekundą dom i teren dookoła niego coraz bardziej odcinały się od otoczenia.
Wiem, że to wszystko stało się bardzo szybko, w przeciągu jednego dnia!!!
A to był naprawdę ogrom pracy!!!
Wszyscy sąsiedzi byli poruszeni tym, jak zmienia się ten dom.
Myśleliśmy oczywiście, że dlatego, że Ci ludzie mają dużo pieniędzy :)
Poruszające było również to, że gdy ekipa już się zwinęła, sam szef został i dalej pracował, by wszystko dokończyć...
Wiedzieliśmy, że jest tak oddany temu dziełu, bo ten dom należy do kogoś bliskiego dla niego.

Można by się wgłębiać w symbole, detale, co znaczy to, co tamto...
Nie znam się na tym i wydaje mi się, że łatwo się na tym przejechać...
Po moich ostatnich doświadczeniach ze snami jestem naprawdę ostrożna w tym temacie.

Tan sen jednak mówi do mojego serca o tym, co Bóg może uczynić w życiu człowieka!!!
Gdy wokoło są niesprzyjające okoliczności, gdy wszystko jest suche, spalone i zrujnowane...
On może przyjść, otworzyć niebiosa, wylać swoje błogosławieństwo, może posłać zastępy swoich aniołów,
może poruszyć całe niebo i ziemię.
On jest w stanie każdą pustynię, każdą spaloną ziemię przemienić w urodzajny ogród.
On może odbudować każde ruiny.
Dla Niego nie ma nic niemożliwego.
On jest wierny,
On sam będzie wykonywał aż do końca to dobre dzieło, które zaczął w naszym życiu.

środa, 14 grudnia 2011

Bóg nie jest Bogiem prowizorki.

Dziś modliłam się o pewną osobę,
Bóg rozpoczął w jej ciele proces uzdrowienia,
ale ma On jeszcze trochę pracy do wykonania.

I jak się tak modliłam,
to przyszła do mojego serca taka wiara,
że Bóg naprawdę dokańcza to, co zaczął.
On ma moc wypełnić to, co obiecał,
On będzie wykonywał dobre dzieło, które zaczął w nas aż do KOŃCA.

I usłyszałam w sobie takie zdanie-objawienie :"Bóg nie jest Bogiem prowizorki!!!"

On nie zadowoli się połowicznymi rozwiązaniami,
nie zadowoli się tym, co jest prawie odpowiednie,
tym, co prawie spełnia swoją funkcję,
tym, co sprawia, że w sumie jesteśmy szczęśliwi... itd., itd.

To, co On czyni jest doskonałe,
Jego dzieła są na wieki,
są najlepsze,
są DOKOŃCZONE.

On będzie walczył i działał aż do końca,
On nigdy się nie podda,
On nigdy nie zrezygnuje,
On nigdy nie powiem, to już nie ma sensu,
nie da się...

Bo dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych,
bo On jest Bogiem cudów :)

On nie robi czegoś na szybko,
na łapu-capu,
byle by było...
było jakoś...

On nie jest Bogiem prowizorki.

Zatrzymaj się,
zastanów się nad tym,
posłuchaj, co On chce przez to do Ciebie powiedzieć.

Dla mnie to jest naprawdę objawienie!!!

wtorek, 13 grudnia 2011

Ks. K. Salomona 3,14

Ks. Kaznodziei Salomona 3,14

"Wiem, że wszystko, cokolwiek Bóg czyni,
trwa na wieki:
Nic nie można do tego dodać
i nic z tego ująć;
a Bóg czyni to, aby się Go bano."


Nasze wysiłki kiedyś obrócą się w płyn,
to co On czyni przetrwa wszystko.

Jeśli Bóg coś powiedział,
uczyni to,
choćby nie wiem co,
nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić.

On czyni cokolwiek chce, cokolwiek Mu się podoba.

"Jego odwieczne plany są niezłomną prawdą."

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Obraz od Tego, który Kocha.

Wiesz, co lubię,
wiesz, jak poruszyć moje serce.

Kiedy chcesz powiedzieć, że kochasz,
dajesz to co najlepsze,
to, co najpiękniejsze.

Dziś namalowałeś obraz,
namalowałeś go wg Swojej miary,
na Swoim płótnie...

Namalowałeś dla mnie arcydzieło...
Twój pędzel musi być ogromny,
bo malujesz po niebie!!!

Namalowałeś tęczę, jakiej nigdy nie widziałam,
była tak soczysta i ta ogromna,
sięgała po krańce widnokręgu.
Jeszcze nigdy nie widziałam tęczy, która dotyka ziemi po obu stronach!!!

Trwało to tylko chwilę,
doskonale to zaplanowałeś.

Jeszcze przed założeniem świata,
jeszcze gdy mnie nie było...
wiedziałeś, ile minut po 15 będę jechać Gądowianką...

Tęcza trwała króciutko, pojawiła się, gdy dojeżdżałam do niej,
jak z niej zjeźdzałam znikała...

Ktoś powie- przypadek...
Ale ja wiem, że namalowałeś ją specjalnie DLA MNIE!!!

Twoje doskonałe poczucie czasu,
Ty najlepiej wiesz, co i kiedy,
nigdy się nie mylisz,
nigdy się nie spóźniasz,
nigdy się nie spieszysz.

Ta tęcza na zawsze pozostanie w moim sercu,
im dłużej o niej myślę,
tym więcej słyszę z tego, co chciałeś mi przez nią powiedzieć.

Tęcza,
łuk na obłokach
znak przymierza,
między Tobą a nami,
na zawsze!!!

Wziąłeś Swój pędzel i przemalowałeś pewne rzeczy w moim życiu,
dziś lubię to, czego wcześniej chwilami nienawidziłam robić,
a co było nieodłącznym elementem mego życia.

Jakiś czas temu zatrzasnąłeś pewne drzwi,
od kilku dni wiem, że jestem w Nowym miejscu :)


Swoją drogą...
ciekawe, czy w niebie będzie sobie można pozjeżdżać po tęczy.
Właśnie przed chwilą stwierdziłyśmy z Przyjaciółką, że to byłby świetny pomysł :P
Jesteś taki kreatywny,
że na wieczność musiałeś zaplanować o wiele wspanialsze zabawy niż ślizganie się po tęczy :)))
Przecież już teraz malujesz po niebie :P


Tęcza zawsze kojarzy mi się z chwałą, uwielbieniem...
Tęcza ma w sobie coś z atmosfery nieba,
coś "nie z tego świata".

Wokół Twego Tronu,
gdzie starcy i aniołowie nieustannie oddają Ci chwałę...
jest tęcza!!!

Wrocław, wrota chwały, chwała powraca...
Dzisiejsza tęcza, widziana z estakady,
miasto w dole...

Wiem, że tyle chcesz przez to powiedzieć.
Jeszcze nie umiem tego ubrać w słowa.
Ale już to czuję :)

Grudniowe U24 :)

Dla tych, którzy zastanawiają się, kiedy w tym miesiącu wypada doba uwielbienia:

16/17 grudnia :)

Dobra wiadomość dla tych, którzy musieli walczyć ze snem na naszych setach...
(Sama przysypiałam nie raz :P)

Zmiana naszej godziny z 22 na 20 :)))
I jeśli dobrze zrozumiałam, jest to zmiana na stałe.

wtorek, 29 listopada 2011

Kolorowe szkiełka...

Czasami diabeł potrafi nas nieźle oszukać.
Naprawdę można dać się nieźle wkręcić...

Ostatnio miałam doskonały tego przykład.
Napawa mnie on naprawdę czujnością.

Może Ci się wydawać, że coś jest Bożą wolą,
że właśnie odkryłeś skarb, na który czekałeś,
jest on tak dobry, piękny i wspaniały, że musi być od Niego.

Dobrze, że nasz Tato cały czas nad nami czuwa,
On jest naszym Pasterzem,
On nasz strzeże,
On sam prostuje nasze ścieżki,
jeśli Mu tylko zaufamy...
On ratuje nasze życie od zguby,
nawet jeśli zbłądzimy, skieruje nasze kroki spowrotem na właściwą drogę.
Jeśli trzeba będzie, zagrodzi nasze ścieżki cierniami,
nie dlatego, że chce nas zranić,
ale dlatego, że nas tak bardzo, tak zazdrośnie kocha!!!

My jesteśmy Jego winnicą,
On nas strzeże, nie ma w Nim gniewu,
ale jeśli w naszym życiu, sercu wyrośnie oset, to On wystąpi do walki z nim.
Nie pozwoli na to, by cokolwiek nas od Niego oddzielało...

Jeśli nie masz 100% pokoju w czymś,
jeśli gdzieś tam głęboko w Tobie jest jakiś zgrzyt,
choć znaki na niebie i na ziemi wskazują, że to dobra droga,
nie oszukuj się,
zatrzymaj się,
wsłuchaj się w to, co On szepcze w Twoim sercu.


Czar prysł,
skarb okazał się zwykłym starym szkiełkiem,
na dodatek ostrym...

Jestem Ci taka wdzięczna,
mogłam się tak bardzo pokaleczyć,
znów mnie uratowałeś :)


Rozpaczliwie potrzebuję znać Twój głos,
jest tyle innych, które próbują go podrobić...
Nie chcę się zgubić,
chce przylgnąć do Ciebie,
nie chce dać się oszukać.

Ale Twoja miłość jest gwarancją,
że nigdy nie zostawisz mnie samej,
nawet gdy się pomylę, Ty i tak mnie uratujesz...
Bo Ty będziesz biegł za mną... nawet na koniec świata :)))

piątek, 25 listopada 2011

Kolory w Sali Tronowej :)

Wczoraj przeczytałam interesujący artykuł:

http://niezatrzymywalna.blog.onet.pl/Peter-Tan-Wizyta-w-Sali-Tronow,2,ID427700252,n

Wierzę, że to Bóg podetknął mi go pod nosek :)
Nie raz i nie dwa było tak z jakimiś książkami, nauczaniami itp.

Nie jest on krótki, ale naprawdę warto przeczytać.
Tak dziś sobie co jakiś czas myślę,
że TO miejsce istnieje,
miejsce, gdzie mieszka ON...

Tak się składa, że mam w kościele trochę do czynienia z tańcem, flagami, kolorami...
Poruszyło mnie to, że kiedy uwielbiamy Boga, to zmienia "wystój" Sali Tronowej,
to zmienia to, jak objawia się tam Bóg.
Zmieniają się kolory!!!
To jest dla mnie niesamowite!!!
Wiem, że kolory mają znaczenie i nie używamy ich sobie tak o po prostu "bo lubimy różowy" :)

Ale jak tak sobie pomyśleć, że gdy jedna z nas bierze np. niebieską flagę,
to w Sali Tronowej jest natychmiast reakcja,
Bóg objawia się wg tego jak my Go uwielbiamy,
zmieniają się kolory!!!
Dobrze, że siedzę w łóżeczku,
bo bym chyba spadła ze stołka!!!
Wiem, że może trochę to upraszczam teraz.
Ale to jest niesamowite!!!
HALLOŁ!!!!

Jeśli uwielbiamy go w Duchu i w prawdzie,
jeśli bierzemy flagę zgodnie z tym, jak nas prowadzi Duch,
to możemy zmienić kolor w niebie :) !!!!!!!!

NIE OGARNIAM!!!

To, co czasem wydaje się zwykłym, pozbawionym sensu machaniem kawałkiem materiału,
no bo co to zmienia,
może zmienić rzeczywistość nieba,
może uwolnić Jego działanie!!!

Niby w Biblii doskonale widać, jak działa uwielbienie,
no i niby ja to wiedziałam,
ale odkrywam to na nowo!!!

Możemy mieć wpływ na to, co się dzieje w niebie,
nasze uwielbienie ma moc, ma znaczenie,
ono zmienia duchową rzeczywistość :)

Wolna wola.

„Bóg dał nam wolną wolę, ale możemy oddać ją spowrotem Jemu – jeśli naprawdę wierzymy, że On lepiej by wybrał dla nas niż my sami dla siebie.” 

cytat za http://magdalenakabat.wordpress.com/

środa, 23 listopada 2011

Za minutę dwunasta?

W niedzielę usłyszałam kilka cennych myśli.
Jedna z nich pracuje we mnie intensywnie.

Chyba wszyscy słyszeliśmy nie raz i nie dwa, że Boża odpowiedź często przychodzi za pięć/za minutę dwunasta, prawda?

To za minutę dwunasta to jest dla nas często naprawdę ostatnia chwila i dłużej nie dajemy już rady...

A jeśli Bóg się nie zjawia, to co?
Chyba czasem jest tak, że rezygnujemy,
uznajemy, że to nie było to, że to nie od Boga, nie ta droga,
czasem może mamy do Niego pretensje, że czegoś nie dopilnował.
Jakkolwiek...

A może czasem powinniśmy dać Mu czas,
bo skoro jest za minutę 12.,
to znaczy, że On MA JESZCZE 60 sekund!!!

Czyżby poprzeczka szła wyżej?
Bóg często nie przychodzi za minutę 12, ale w ostatniej SEKUNDZIE, gdy dla nas zegar wybija już dwunaste, ostatnie uderzenie odliczające godzinę "zero".

Nie wiem, czy udało mi się to jakoś składnie napisać :)
Myślę jednak, że da się zrozumieć, o co chodzi.

Wydaje mi się, że warto pozwolić tej myśli pracować w sobie.
Może są w naszym życiu takie dziedziny, kwestie, które już skreśliliśmy, bo za minutę 12 już minęło...
Ale może jeszcze nie wybiła ostatnia sekunda.
Może to jest czas, by zaufać z całego serca, by nie polegać na własnym rozumie, ale na NASZYM BOGU,
by nawet wbrew nadziei zaufać nadziei
i by uchwycić się Tego, który jest niewidzialny, jakbyśmy Go widzieli.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Chociaż jestem śniada, w Twoich oczach jestem Piękna :)

Uczę się, ciągle uczę się...
Nasza ludzka logika nie zawsze bywa logiczna...

W ostatnich dniach miałam małą kompensację różnych spraw...
By się wyrobić z jednym tematem na studia, musiałam pozarywać trochę nocy.
Mam taki organizm, że jestem bardzo nieodporna na niewyspanie.
Zawsze mam takie wewnętrzne napięcie, kiedy jestem już zmęczona, a wiem, że by coś skończyć, muszę poświęcić jeszcze trochę snu.

Zgodnie z logiką, można coś wykreślić z dnia, by się wyspać.
Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale w takich sytuacjach czasem automatycznie przychodzi mi myśl, że się nie pomodlę, że nie mam już siły, że "zaoszczędzę" trochę czasu w ten sposób, jeden dzień się nic nie stanie, Bóg zrozumie itd.
Kocham Go, lubię spędzam z Nim czas, choć czasem muszę się trochę zdyscyplinować, by nie odpuszczać,  no ale kiedy padam na nos...
Wydaje mi się, że nie tylko mi przychodzi w pierwszej chwili na myśl, by nie iść na spotkanie, modlitwę, nabożeństwo, by nie spędzić czasu z Nim...
Ale to choć się takie wydaje, wcale nie jest logiczne...

Bo czy rzeczywiście "oszczędność' czasu kosztem modlitwy jest oszczędnością?!

Wbrew ludzkiej cielesnej logice nie dałam się okraść z czasu z Bogiem.
On to wynagrodził, On zatroszczył się o moje sprawy.

Mt 6,33

"Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, 
a wszystko inne będzie wam dodane."


Kombinowałam jeszcze inaczej, jakby zyskać jednak trochę czasu na odespanie :)
On jednak wykombinował to po Swojemu :)
Lepiej.
Nagle okazało się, że mam jeszcze tydzień, by skończyć temat,
ponadto nie muszę jutro wstawać wcześnie,
więc naprawdę będę mogła się trochę zregenerować :)))

Wiem, że jest taka mądra książka "Zbyt zajęci by się nie modlić."
Nie czytałam jej, ale trochę słyszałam o niej, już sam tytuł mówi wiele.

Ta sytuacja, której doświadczyłam trochę mnie nauczyła.
Po pierwsze, cudownie jest doświadczać Bożej dobroci i troski nawet w tych błahych, wydawałoby się sprawach...
Wspaniale jest doświadczać, jak wielka jest Jego łaska i jak On rozpieszcza swoje dzieci :)))

Po drugie, kolejny raz przekonałam się na własnej skórze, że o wiele więcej można zyskać i to nie tylko czasu, poświęcając swój czas Jemu...
On może przesunąć terminy, zmienić bieg wydarzeń, może w cudowny sposób odnowić nasze siły...
A nam pozostaje... ufać, ufać Jemu :)))


Drugi temat, który obecnie przerabiam jest dla mnie o wiele trudniejszy.

Jesteśmy niedoskonali,
po tej stronie nigdy nie będziemy,
zawsze będziemy upadać,
a nasz miłość będzie niewierna.
Nie raz Bóg nas będzie konfrontował,
nie raz zobaczymy jak na dłoni, że nie żyjemy zgodnie z Jego Słowem.

Ale czemu On będzie to robił
By nas osądzić, potępić, skreślić?

NIE!!!
On chce nas osądzić przez Swoje Słowo po tej stronie,
bo tu może nas zmienić.
Jeśli On pokazuje, co jest niehalo,
nawet jeśli są to kwestie podstawowe, duże...
To dlatego, że nas kocha,
dlatego, że obchodzi Jego nas stan,
dlatego, że nie chce zostawić nas w miejscu, w którym jesteśmy...
Czy On mógłby postawić na nas kreskę?
On, który jest gotowy zostawić stado, by iść za jedną zgubioną owcą?!

Wczoraj był u nas w kościele pastor z Ugandy...
Jego słowo, zwłaszcza na początku wcale nie było miłe i przyjemne,
ale było prawdziwe...
Wiele było wczoraj łez wstydu na naszych twarzach.
Każdy w swoim sercu został skonfrontowany z tym, na ile jego miłość oziębła...

To wcale nie jest miłe, to wcale nie jest łatwe...
Nie ważne, jakie robisz wrażenie na innych,
nie ważne, jak ich zdaniem kochasz Boga,
Jego i siebie nie oszukasz...
W głębi serca wiesz, co jest nie tak...

Od jakiegoś czasu gryzłam się z jednym większym tematem,
po wczoraj nie mogę się wypierać, że jestem w porządku.
Nie jestem, jestem w  tym miejscu słaba, zimna, czuję się beznadziejna...

Ale po co Ty pokazujesz takie rzeczy?
Żeby nas dobić?!

Łatwo jest popaść w oskarżenie,
skoro już tyle razy nie wyszło w tym temacie,
skoro wciąż i wciąż na nowo nie żyję tak jak powinnam,
skoro kręcę się w kółko,
może czas się poddać???
I tak przecież nic się nie zmieni,
a nawet jeśli, to tylko na chwilę...
Czy warto w ogóle próbować?!

On nigdy z nas nie zrezygnuje,
On nie myśli jak my...
Ozeasza 11; 9
"Bo ja jestem Bogiem, a nie człowiekiem, jestem pośród ciebie jako Święty i NIE przychodzę, aby niszczyć!"
Wierzę, że jeśli On coś pokazuje,
to znaczy że chce i może nas zmienić.
Gdy On otwiera nasze oczy na nas prawdziwy stan,
chce nam dać nadzieję, że może nas zmienić,
że może sobie poradzić z tym, z czym my sobie nie dajemy rady.

Gdy przestaniemy zaprzeczać, temu, jak jest,
gdy staniemy w prawdzie,
gdy spojrzymy z ufnością na Niego, jako na jedyne wyjście,
On zacznie działać,
a On mam moc dokończyć dobre dzieło, które zaczął w nas.

Już czas przestać uciekać,
już czas przestać się bać,
już czas zaufać, nawet w  tych miejscach, gdzie jesteśmy dla siebie beznadziejnie słabi.


Pnp. 2,10-11
"Mój miły odzywa się i mówi do mnie: 
Wstań, moja przyjaciółko, moja piękna! Chodź!
Bo oto minęła zima, skończyły się deszcze, ustały."

Chce przestać patrzeć na swoją słabość,
chcę nauczyć patrzeć się na Jego siłę, na Jego możliwości.
Chwilami mam ochotę się poddać, zrezygnować,
chwilami myślę, że nie dam rady dorównać Twoim standardom,
ale wiem, że bez Ciebie nie ma życia,
nie potrafię już żyć w świecie, w którym nie ma CIEBIE.

Jak śpiewał Derek Loux:
"If I perish, then I perish,
I am Yours, I am Yours." 


Wczoraj ledwie pomyślałam- daj mi kogoś, z kim będę mogła "to" robić,
minęło zaledwie kilka minut,
moja Przyjaciółka powiedziała, że chciała mnie poprosić, byśmy zaczęły robić "to" razem.

Ty zawsze słyszysz,
Ty odpowiadasz, nim zdążę zapytać, poprosić.
Chcesz mi pomóc,
chcesz mnie zmienić.
To jest prawda,
chcę trzymać się jej z całych sił.
Decyduję nie dać się oskarżeniom,
decyduję się biec za Tobą, choć wiesz, że się boję,
ale decyduję się nie bać...
Bo nadszedł czas, by się nie bać...

Bo chociaż jestem śniada,
Ty mówisz, że jestem PIĘKNA.
Ty nie kłamiesz :)

czwartek, 10 listopada 2011

Spodziewać się dobrego... :)

Na początek muszę się pochwalić :P

Po różnych opóźnieniach spowodowanych rozmaitymi sprawami... zdałam egzamin na prawko, za trzecim razem :P

Różne rzeczy słyszałam o egzaminatorach, ja jednak na nich złego słowa powiedzieć nie mogę :)
Modliłam się, zresztą nie tylko ja, o jakiegoś "niestrasznego" i rzeczywiście była naprawdę sympatyczny i przychylnie nastawiony.

Jestem wdzięczna Bogu, że mam to za sobą i że już to nade mną "nie wisi".
Wszystko przez Jego łaskę... sama z siebie byłam tak zestresowana, że myślałam, że nawet tam nie pójdę...


Mimo różnych zawirowań w życiu, nie mogę powiedzieć już, że idę doliną łez :)
Generalnie naprawdę jestem szczęśliwa...

No właśnie generalnie...

Wiem, Kim jestem w Bogu, Co w Nim mam,
znam Jego obietnice dla mnie itd., itd., każdy przecież to "wie"...

Jednak od pewnego czasu odkrywam, że często podstępnie wkradają się jakieś wątpliwości do mojego serca i umysłu...
Zazwyczaj taki proces gdzieś tam  postępuje, a ja nagle ze zdumieniem zdaję sobie sprawę, jaki jest mój tok myślenia, spostrzegam, że wcale nie spodziewam się dobrego, a już na pewno nie najlepszego!!!

Przecież wiem, że Jego drogi są najlepsze,
Jego myśli są daleko wspanialsze niż moje,
On przygotował dla tych, którzy Go kochają rzeczy, o których nawet nie jesteśmy w stanie marzyć, daleko wspanialsze niż nasze najcudowniejsze sny...

A jednak widzę, że gdzieś tam w jakiś zakamarkach serca wciąż postrzegam Boga, jako tego, który zabiera, a nie daje najlepsze,
jak tego, który każe umierać, a nie Tego, który daje prawdziwe życie...
Wciąż moja perspektywa nie jest właściwa, często patrzę do góry nogami...

Wydaje mi się jednak, że skoro to dostrzegam, skoro On zwrócił na to moją uwagę, to On chce to zmienić we mnie :)))
Ok, sama mogę się dyscyplinować, ale to ma krótkie nogi...
Tak naprawdę tylko przebywanie z Nim,
zanurzenie się w Jego Słowie może przemienić podstępną ludzką naturę...

Myślę, że warto poświęcić trochę czasu,
zatrzymać się i przyjrzeć się sobie...
Zadać pytanie, czy naprawdę spodziewam się, że Bóg ma dla mnie najlepsze rzeczy?
Jak reaguję, gdy On mi coś "zabiera"?
Czy dziękuję Mu za to, przed czym mnie uchronił, za to że ma coś o wiele lepszego...
Czy rozpaczam i tupię nóżką?!

"Miłość jest cierpliwa,
miłość jest dobrotliwa,
nie zazdrości,
miłość nie jest chełpliwa,
nie nadyma się.
Nie postępuje nieprzystojnie,
nie szuka swego,
nie myśli nic złego.
Nie raduje się z niesprawiedliwości,
ale raduje się z prawdy.
Wszystko zakrywa,
wszystkiemu wierzy,
wszystkiego się spodziewa,
wszystko znosi.
Miłość nigdy nie ustaje."

1 Kor 13, 4-8a


Dzięki Jego łasce i sile przeszłam te intensywne półtora tygodnia...
Praca, szkoła, testy, kartkówki, jazdy, no i egzamin...
Dzięki Jego dobroci mam to za sobą :)
Dzięki Jego miłości zawirowania osobiste nie wpłynęły na to wszystko,
choć nie byłoby dziwne, gdybym przez pewne wydarzenia zawaliła co nieco...
Ale kiedy On coś zamyka w Twoim życiu, nikt nie może otworzyć...
Jeśli On daje Ci wolność, jest ona trwała i prawdziwa!!!

Dziękuję Ci Tato :)))

czwartek, 3 listopada 2011

Szczęśliwa... tu i teraz :)

Znowu się w Tobie zakochuję...
Wpadam po uszy :)
Pokazałeś mi, że będziesz biegł za mną na koniec świata...
Nawet, gdy będę uciekać,
nawet, gdy będę się wyrywać,
nawet, gdy będę próbować się ukryć...

Ty i tak nie pozwolisz mi odejść... NIGDY!!!
Ty i tak znajdziesz drogę do mojego serca,
Ty znasz sposoby, by je stopić :)))

Tak, jestem szczęśliwa TU i TERAZ,
wbrew logice,
mimo wydarzeń ostatnich dni.
Ty zamknąłeś drzwi i nie ma już wczoraj...

Kolejny raz otworzyłeś mi oczy :)

Łatwo jest stracić perspektywę,
łatwo przychodzi mi narzekanie, skupianie się na tym, czego mi moim zdaniem brak.

Dziś mam otwarte oczy,
dziś widzę, że kolejny dałam się okłamać :)

Na sprawy można patrzeć z różnych stron...
Na życie chrześcijanina również...
Wiem, że to jest jasne i oczywiste...
Ale ja miewam z tym problemy :)

Jednak czytając psalmy widzę, że nie tylko ja...
Dawid też je miał, a jednak był Twoim ulubieńcem,
człowiekiem wg Bożego serca!!!

Wstyd przyznać, zdarza mi się wciąż jeszcze myśleć, że Ci którzy nie chodzą z Tobą, mają czasem łatwiej,
że im się lepiej powodzi,
że nie muszą wciąż umierać dla siebie...

To nie są mądre myśli,
to nie są moje myśli...
Czasem daję się im okłamać,
za bardzo skupiam się na tym czego nie mam,
zapominam przed czym ratujesz moje życie,
co mi dajesz,
łatwo wtedy przeoczyć dobro, którym nasycasz moje dni.
Ale Ty jesteś wierny,
nawet gdy ja nie jestem,
Twoja miłość jest zazdrosna,
wystąpi przeciw wszystkiemu, co oddziela nas od siebie :)
Każdemu liskowi, który podgryza Twoją winnicę ukręcisz łepek :)
A wtedy Twoja winnica zakwitnie...

Dziś znów mogę jasno widzieć,
dziś znów mogę jasno myśleć,
dziś znów mogę wyraźnie czuć Twoją obecność,
słyszeć to, jak całe stworzenie krzyczy do mnie o TWOJEJ Miłości do MNIE!!!

Zabrałeś to, z czym nie mogłam sobie poradzić,
zdjąłeś ze mnie, to co mnie ograniczało.
Nie zrobiłeś tego na siłę,
spytałeś, czy Ci zaufam,
wiedziałeś, że rozumiem, o co pytasz,
wyjąłeś mi to z ręki i roztrzaskałeś,
dałeś mi wolność,
dałeś mi życie,
skoczyłam w przepaść,
a Ty nauczyłeś mnie latać :)

Na nowo uczysz mnie oddychać,
pokazujesz mi jak małej dziewczynce wszystkie kolory mojego życia,
dajesz mi odwagę cieszyć się nimi,
chcę pozwolić na to, by Twoja prawda starła każde kłamstwo w moim życiu,
Twoja prawda przynosi wolność!!!

Dziś spędziłam uroczy dzień z Kamilą, Dawidem i Natanem :)
Dziękuję Wam za ten czas!!!

Relacje...

Trudny temat dla mnie...

Przyjaciele, których Ty mi dajesz...

Niektórzy byli na krótką chwilę,
potem nasze drogi się rozeszły,
bolało...

Przyjaciele, którzy są dziś,
ale zawodzą...
Sam wiesz, jak to boli, gdy nie ma ich przy Tobie, gdy tego najbardziej potrzebujesz...
Ale Ty wybaczałeś i to w jakim stylu!!!
Chcę uczyć się od Ciebie,
nie ma lepszego wzoru!!!
Nie chcę pozwolić sobie na to, by uraza czy żal zniszczyła to, co Ty dajesz....

Relacje, które przeszły przez ogień,
które mogły spłonąć, ale zostały oczyszczone,
które po ludzku nie powinny przetrwać,
a dziś są bezcenne...

Wciąż uczę się jedynie w Tobie pokładać zaufanie,
u Ciebie szukać pocieszenie,
ludzie nie są naszą własnością,
musimy mieć taką wolność i właściwą perspektywę w relacjach...
Uczę się nie zatwardzać serca, gdy ktoś mnie zrani...

Moje życie należy do Ciebie,
Ty decydujesz kogo i co do niego wkleić... i na jak długo...


Wiem, że to jest zawsze mój wybór, moja decyzja...
mogę usiąść i płakać, rozczulać się nad sobą,
zawsze znajdzie się "dobry" powód,
mogę też podnieść swoje ręce,
dziękować Ci, wywyższać Twoje imię.

Ostatnio mam tego świadomość.
Czasem na początku trzeba powstrzymać swoje oczy od łez i głos od narzekania,
ale potem przychodzi radość z nieba,
prosto z serca płynie pieśń miłości...
dla Ciebie :)


Jestem szczęśliwa TU i TERAZ,
Ty czynisz moje życie CAŁKOWICIE KOMPLETNYM,
NICZEGO mi nie brak w ŻADNEJ jego dziedzinie.
To jest jedyna właściwa perspektywa,
perspektywa zgodna z Twoim słowem.
Nie chcę jej stracić!!!



Jesteś... :)))

środa, 2 listopada 2011

Już w piątek U24 :)))

Już w ten piątek zaczyna się doba uwielbienia w kościele przy ul. Sępiej :)))

18.00 Antiochia
20.00 The Rock
22.00 Kanaan
24.00 KBWCH
02.00 Łukasz Zieliński ...(Kanaan)
04.00 Dorota Pawłowska (Antiochia)
06.00 Piotr Krajewski (Antiochia)
08.00 Michał Matczak (Antiochia)
10.00 Asia Sochacka (Antiochia)
12.00 Kopczyńscy (Antiochia)
14.00 Romek Kula (Kanaan)


Dziś usłyszałam coś ciekawego :)

Naukowcy wrzucili kiedyś Biblię w komputer i wyznaczyli jej środek.
Wypadł na Psalmnie 34.
Zaczyna się on od słów:

"Będę błogosławił Pana w każdym czasie,
Chwała Jego niech będzie zawsze na ustach moich!"

A więc?

Czy się czujesz dobrze czy źle,
czy idziesz przez dolinę łez czy przez ogród radości...
Chwal Go :)
 

Nie jest łatwo Go wielbić, gdy sprawy idą nie tak,
nasze serce bywa naprawdę przewrotne i niewdzięczne...
Czasem trzeba się przebić, zawalczyć,
ale warto!!!
On jest godzien, by Go chwalić!!!
Z miejsca uwielbienia wszystko wygląda inaczej,
nasze problemy są jakieś mniejsze, możliwe do rozwiązania...
Chwal Go, a On sam będzie walczył za Ciebie,
a nikt nie ma lepszych rozwiązań niż On :)



niedziela, 30 października 2011

"Dniowi dzień, nocy noc..."

Genialny kawałek mojego Starszego Brata :) :

http://www.youtube.com/watch?v=N4p1sKlu2z8


Żyję,
jest już lepiej,
dolina nie jest już taka straszna...
Choć w pewnych kwestiach wciąż jest mi trudno...

Dziś zapytałeś, czy zaufam Ci jeszcze raz...
Wiem, że jeśli odpowiem "tak",
może mnie to kosztować wszystko...

Ale wiesz, że Cię kocham,
nie będę w stanie powiedzieć "nie"...

Moja miłość jest słaba i niewierna,
ale Ty nigdy mnie nie zostawiłeś,
nawet wtedy, gdy myślałam, że już powinieneś...
To stopiło moje serce.

Chcę iść za Tobą,
dokądkolwiek mnie zaprowadzisz...
Wiem, że gdy ja nie będę już w stanie iść,
Ty mnie przeniesiesz :)

Jeszcze jedno...
Wiem, że ktoś się o mnie modlił w te trudne dni...
Nie wiem, czy Ta Osoba to czyta...
Chyba jeszcze nigdy tak wyraźnie nie czułam,
że ktoś stoi za mną, gdy ja jestem słaba...
BlessU!!! :)

sobota, 22 października 2011

Dolina łez...

Idę przez dolinę łez...
Nie idę sama, jesteś obok,
choć nie zawsze to czuję...
Nie rozumiem, czemu znów muszę przechodzić ten ból...
Myślałam, że to nigdy się nie powtórzy...

Nie obwiniam Cię,
wiem, że jesteś dobry...
Wiem, przeniosłeś mnie sam przez najtrudniejszy fragment...
Znieczuliłeś mnie, gdy najbardziej bolało...
Trzymałeś mnie mocno w ramionach, gdy stanęłam oko w oko z prawdą...

Minęło trochę czasu,
muszę stawić czoła "rzeczywistości"...
A "to" ciągle boli...

Wiem, że to minie...
Wiem, że muszę to przejść...
Wiem, że to przeżyję, bo jesteś tuż obok...
Wiem, że wytrzymam, bo Ty nie dopuszczasz w moim życiu więcej, niż jestem w stanie znieść...

Chcę ufać Ci jak Abraham, który wbrew ludzkiej nadziei zaufał Twojemu planowi,
chcę wierzyć, że Ty masz moc wykonać to, co obiecałeś...
Ja mogę się mylić, ja mogę błądzić,
ale Ty się nie mylisz,
zawsze wiesz, wiesz lepiej...

Moje życie nie wymknęło Ci się spod kontroli...
Zbierasz każdą moją łzę...
Swoją drogą, musisz mieć dla mnie jakieś specjalnie duże naczynie :)

Jestem, bo Ty jesteś!
Bez Ciebie nie przeżyłabym chyba ani jednego dnia...
Nie wiem, jak ludzie mogą żyć bez Ciebie,
nie wiem, jak mogą żyć bez Boga.

Idę moją doliną łez,
ale ufam, że w końcu ujrzę jej koniec :)

sobota, 15 października 2011

Łagdony i miłosierny... Zazdrosny.

Ps 103, 8-14

"Miłosierny i łaskawy jest Pan,
cierpliwy i pełen dobroci.
Nie prawuje się ustawicznie,
nie gniewa się na wieki.
Nie postępuje z nami według grzechów naszych
ani nie odpłaca nam według win naszych.
Lecz jak wysoko jest niebo nad ziemią,
tak wielka jest dobroć jego dla tych, którzy się go boją.
Jak daleko jest wschód od zachodu,
tak oddalił od nas nasze występki.
Jak lituje się ojciec nad dziećmi,
tak się lituje Pan nad tymi, którzy się go boją.
Bo On wie, jakim tworem jesteśmy,
pamięta, żeśmy prochem."

On jest dobry,
On jest wierny,
On postępuje z nami w taki sposób, na jaki absolutnie nie zasłużyliśmy :)
Jego miłość jest dla mnie nie do ogarnięcia,
nie do pojęcia,
ale wiem, że jest też zazdrosna...

Iz 27,2-4

"W owym dniu będą mówić: Rozkoszna winnica, śpiewajcie o niej!
Ja, Pan, jestem jej stróżem,
nieustannie ją nawadniam,
pilnuję jej dniem i nocą,
aby nikt się nią nie targnął.
Nie ma we mnie gniewu,
lecz gdyby pojawił się cierń i oset,
wystąpiłbym do walki z nimi,
spaliłbym je razem."

On kocha nas bez miary,
nic i nikt nie może oddzielić nas od Tej Miłości,
ale On też jest Święty, bez skazy, bez grzechu...
Jego miłość jest pełna pasji i zazdrości...
On nienawidzi tego, co nas od Niego oddziela.
On nie ustanie, póki cali nie będziemy Jego.

Dla nas łagodny i miłosierny,
będzie walczył bez litości z każdym cierniem w naszym sercu,
będzie walczył o to, by w każdym jego ciemnym zakątku zajaśniało Jego światło...
On chce uczynić wszystko w nas nowe,
nie podda się, póki nie zwycięży całkowicie!!!

Nie musimy się jednak obawiać,
On doskonale wie, ile jesteśmy w stanie wytrzymać,
Jego miłość nas nie zrani ani nie zabije,
choć zabije nasze stare ja :)
On wie, przez co może w danym czasie nas przeprowadzić...

Jeśli Go kochasz,
nawet gdy ta miłość jest tak słaba...
Jeśli Go szukasz,
nawet gdy często bywasz w tym niewierny...
Jeśli gdzieś tam, w środku Ciebie jest takie słabe "tak"...
To wystarczy :)))
On Ci pomoże,
On rozpali ten płomień.

Od kilku dni chodziłam i choć niby wszystko było ok,
czułam, że jednak coś jest nie tak...

Dziś znów ująłeś w Swoje dłonie łagodnie moją twarz,
delikatnie skierowałeś ją w Swoją stronę,
sprawiłeś, że spojrzałam ku niebu...

Zobaczyłam w duchu Twoje Oczy,
zobaczyłam w nich Twoją miłość...
Spojrzałam na ziemię w dole,
spojrzałam na moje sprawy z Twojej perspektywy...

Przekonałeś mnie :)
Nie na zasadzie religijnych zakazów,
nie na zasadzie martwych reguł,
ale na poziomie serca...

Twój łagodny Duch prowadził mnie do tego miejsca zrozumienia,
krok po kroku,
od jakiegoś już czasu...
Mogłeś powiedzieć mi to już dużo wcześniej,
ale wiesz, że to mogłoby mnie zabić...
A co najmniej sprawić, że obraziłabym się na Ciebie, jak mała dziewczynka :)
Ty zrobiłeś to tak, że stanęłam w tym miejscu, rozumiejąc...
Już wiem, czemu musiałeś mi wyjąć pewne rzeczy z rąk,
zgodzę się z Tobą, że to jest dla mnie naprawdę najlepsze.

Prawda o nas samych bywa dla nas naprawdę nieprzyjemna.
W ludzkim sercu czają się naprawdę paskudne motywacje i zapędy...
Oczywiście wszystkie są ładnie opakowane :)
Ich odkrycie zajmuje czasami dużo czasu i można naprawdę się zdziwić...

Lepiej poddać się pod Jego szlifowanie :)))

Ps 139,23-24

"Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje,
doświadcz mnie i poznaj myśli moje!
I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady,
a prowadź mnie drogą odwieczną!"

:)

wtorek, 11 października 2011

Brakuje słów...

Moje życie mniej-więcej się unormowało.
Pewne rzeczy się wyjaśniły,
inne musiałam odłożyć na półkę.
W każdym razie poziom stresu wynikający z tzw. spraw osobistych spadł drastycznie :)

Jednak ostatnie tygodnie, a raczej już miesiące były trudne m.in dlatego, że to moi Najbliżsi przechodzili różne niefajne rzeczy...
Małe, duże i ogromne.

Gdy Ktoś, kto jest Ci bliski, cierpi, zmaga się, Ty również cierpisz i zmagasz się.
Ból Twoich Przyjaciół jest Twoim bólem.
Doświadczyłam tego, że można nie zdawać sobie sprawy, jak Ktoś jest nam bliski, póki coś go nie dotknie...
Dowiadujesz się, że ten Ktoś cierpi, w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa,
Twoje serce jest rozdzierane, łamane...

W sumie jest to biblijne:

Rzm 12,15

"Weselcie się z weselącymi się,
płaczcie z płaczącymi."

Jednak wcale to nie jest łatwe.
Czujesz się pusty i bezradny,
możesz tylko słuchać,
nie znajdujesz nic, co możesz powiedzieć,
"jedyne" co możesz dać to modlitwa...
Chciałbyś coś zrobić, jakoś pomóc, pocieszyć...
Ale sytuacja trwa już jakiś czas...
zabrakło Ci już słów,
wszystkie wydają się nie na miejscu i nieadekwatne...
i jedyne, co czujesz to bezradność...

Nie masz już sił, więc jakaś nieprzemieniona cząstka Ciebie chciałaby uciec,
żyć swoim życiem i udawać, że wszystko jest ok.
Ale przecież nie o to chodzi.
Jedyne to mi przychodzi do głowy, to po prostu być,
nawet wtedy, gdy wydaje się to bez sensu i bez znaczenia.

M. nie potrafię powiedzieć Ci nic mądrego,
nie jestem w stanie nawet zrozumieć tego, co teraz czujesz i przeżywasz...
Chcę być przy Tobie, na tyle na ile potrafię,
choć czuję się taka pusta i bezradna.
Wiem, że ostatnio "jestem mniej i rzadziej"...
Chyba wszyscy wyobrażaliśmy to sobie inaczej...
Ale ja wciąż wierzę,
wciąż czekam na ten dzień, kiedy znów zatańczymy dla Niego razem!!!
Kiedy w tańcu radości i zwycięstwa oddamy Mu chwałę.
Jesteś wspaniałą i dzielną Bożą Kobietą!!!

Stójmy dalej razem,
walczmy w modlitwie,
walka trwa nadal,
ale zwycięstwo jest po naszej stronie,
On walczy do końca,
On się nigdy nie poddaje,
On zwycięży!!!

sobota, 8 października 2011

Zwrócone marzenie...?

Bóg pisze zadziwiające scenariusze...

Pięć lat temu będąc na jednych studiach, rozpoczęłam drugie.
Dość szybko z nich zrezygnowałam, powodów było kilka.
Najważniejszy był jednak taki, że nie chciałam być tak zajęta, by nie mieć czasu dla Niego.
Decyzję podjęłam dość szybko, choć nie była łatwa...
To było coś, co chciałam robić,
a przynajmniej tak mi się wydawało,
coś, do czego przygotowywałam się od jakiegoś czasu...

Ale nie miałam wątpliwości,
wybrałam Jego :)

Od poniedziałku jestem znowu studentką :)

Pomysł przyszedł do mnie naprawdę niespodziewanie,
na trzy dni przed końcem rekrutacji.
Potem była droga pełna niepewności, obaw, argumentów za i przeciw...
Spotkałam na niej niezwykłych ludzi...
Parę razy chciałam zawrócić...

Na dzień dzisiejszy wygląda mi to na właściwy kierunek, dobry wybór.
Wydaje mi się, że to jest coś, co Bóg dawno włożył w moje serce,
coś co Mu oddałam, a On to odkopał... po latach.

Zaskakująca jest reakcja ludzi, którzy się ostatnio o tym dowiadują,
a którzy mnie trochę znają...
Wszyscy mówią coś w stylu "super, przecież zawsze chciałaś to robić" :)

A jeśli się pomyliłam, jeśli to nie był jednak Bóg...
To co?
"To nic" :P

Usłyszałam to niedawno,
przyniosło mi to wolność :)
Uczę się dawać sobie prawo do błędu, pomyłki...
Bóg wkalkulował w Swój plan dla mnie te wszystkie wpadki,
wcale się nimi nie przejmuje,
gdy ja coś sknocę,
On nie złamuje rąk i nie mówi do aniołów:
"Chłopaki, mamy problem, Beata tym razem już naprawdę wszystko sknociła, przecież jej mówiłem!!!
A ona znów źle zrozumiała, co my teraz zrobimy?
Nasz plan A teraz nie ma już szans na realizację...
Musimy natychmiast zwołać jakieś zebranie i  wymyślić coś na szybko!!!".

Nie, On już to wszystko uwzględnił :)))

środa, 5 października 2011

Piątek U24 :)

Kochani,

w ten piątek od 18,00 aż do 18,00 w sobotę mamy dobę uwielbienia w kościele przy ul. Sępiej :)))

https://www.facebook.com/home.php?sk=lf#!/photo.php?fbid=270972686259581&set=a.102139263142925.4930.100000405542586&type=1&theater

Szczegółowy grafik:

18.00 Antiochia
20.00 The Rock
22.00 Kanaan
24.00 KBWCH
02.00 Tabea Braun
04.00 Dorota Pawłowska
06.00 Piotr Krajewski
8.00 Michał Matczak
10.00 Misja 22:22
12.00 Maja i Paweł Ludwiczakowie
14.00 Asia Sochacka
16.00 Aldek Kula band
18.00 Bartek Demski

Do zobaczenia?

:)))

niedziela, 2 października 2011

Nasyczasz dobrem moje dni... :)

Psalm 103,4-5

"On ratuje od zguby życie moje:
On wieńczy mnie łaską i litością.
On nasyca dobrem życie moje,
Tak iż odnawia się jak u orła młodość moja."

:)

Nie potrafię pojąć i ogarnąć rozumem bezmiaru Bożej Miłości!!!
On jest tak dobry, pełen łaski,
On jest wierny, bez względu na to, czy ja jestem wierna czy nie...

Ostatnio widzę, jak On mnie rozpieszcza,
każdego dnia widzę objawy Jego dobroci i miłości.
Czasami tylko westchnę,
a On spełnia moje marzenia :)
On widzi i zna te wszystkie, nawet najmniejsze pragnienia mego serca...
Nikt nie zna i nigdy nie będzie mnie znał tak dobrze, jak On...

Wierzę, że do serca każdego z nas Bóg mówi w specyficzny, indywidualny sposób...
Do każdego z nas mówi wyjątkowym językiem, unikatowym językiem miłości...
On stworzył Twoje serce,
On najlepiej wie, co je porusza :)
On jest kreatywnym Bogiem [wystarczy rozejrzeć się dookoła :)],
On chce okazywać Ci swoją miłość na miliony sposobów!!!
Sposobów, które dotkną Twego serca do głębi!!!

Jeżeli tylko przystaniesz,
jeżeli tylko zwrócisz swoje oczy ku niebu,
jeżeli tylko otworzysz swoje serce,
On będzie mówił do Ciebie!!!
On nie może się doczekać, gdy będzie mógł powiedzieć Tobie, jak bardzo Cię kocha,
nie może się doczekać, by Ci to pokazać!!!

Kocham przyrodę,
strasznie lubię przebywać wśród zieleni,
wierzę, że całe stworzenie,
każdy promień słońca,
każdy jego wschód i zachód,
każdy listek,
piękny kwiat,
każda skała,
każdy wodospad...

Można by tak ciągnąć bez końca :)
Wierzę, że wszystko to niesie w sobie to wieczne przesłanie o Jego miłości,
o Jego pasji do nas!!!

Psalm 19,2-5

"Niebiosa opowiadają chwałę Boga,
A firmament głosi dzieło rąk Jego.
Dzień dniowi przekazuje wieść,
A noc nocy podaje wiadomość.
Nie jest to mowa, nie są to słowa,
Nie słychać ich głosu...
A jednak po całej ziemi rozbrzmiewa ich dźwięk
I do krańców świata dochodzą ich słowa..."

Są takie dni, że trudno jest pozwolić mi na to, by On dotknął mego serca...
Kiedyś prawie zawsze uciekałam w takich wypadkach OD Niego...
Bóg był dla mnie kimś odległym,
kimś do kogo trzeba przyjść ładnym i ułożonym...
Dziś już wiem, że najlepsze, co mogę zrobić w tych wszystkich trudnych sytuacjach,
to biec DO Niego z całych sił!!!

Gdy nie wiem,
gdy nie rozumiem,
gdy się boję,
gdy wyję z bólu,
gdy się pomylę,
gdy zgrzeszę,
gdy narobię bałaganu...

On stoi z szeroko otwartymi ramionami,
czeka...
Aż rzucę się w Jego objęcia!!!

Dziś już to wiem,
znam Go troszeczkę bardziej,
ale wciąż uczę się uciekać DO Niego,
a nie OD Niego :)

Wydaje mi się, że piękno przyrody niesie w sobie uzdrawiającą moc Boga...

W te dni, kiedy jest mi trudno,
kiedy nie potrafię płakać, choć moje serce płacze,
kiedy nie potrafię nic Mu powiedzieć...
mogę usiąść w moim ogrodzie,
mogę iść pobiegać po parku...

Obserwuję promienie słońca delikatnie prześlizgujące się między drzewami,
wdycham zapach zieleni,
słyszę szum drzew...
A moje serce otwiera się na Jego delikatny szept...
I znowu wiem, że On znalazł do Niego drzwi :)))

Tylko Ty potrafisz sprawić, że zakochuję się w Tobie coraz bardziej...
Cała historia ludzkości jest historią miłości,
a nasze życie to Romans...
Romans z naszym Stwórcą :)

czwartek, 29 września 2011

Jesteś!!!

Kiedyś narzekałam, że moje życie jest nudne,
że nic się w nim nie dzieje...

Teraz jego amplituda zwiększyła się niewyobrażalnie!!!

Ostatnio usłyszałam od kogoś, że można żyć tak ostrożnie,
trochę radości,
ale nie za dużo,
odrobina bólu, ryzyka,
ale tylko troszkę,
bezpieczne granice,
malutka amplituda...

A pod koniec życia zastanawiasz się, czy w ogóle żyłeś...

Prawdziwe życie ma większą amplitudę.

Jeśli zaczniesz marzyć o wielkich rzeczach,
jeśli zaczniesz podejmować ryzyko wiary w swoim życiu,
jeśli odważysz się przekroczyć granicę bezpieczeństwa,
jeśli wysiądziesz z łódki i spróbujesz chodzić po wodzie,
doświadczysz różnych rzeczy.

Ciekawe skąd nam się wziął pomysł, że życie z Bogiem jest miłe, przyjemne, spokojne i gładziutkie...
jak tafla jeziora w bezwietrzny dzień...
Wystarczy poczytać Biblię, zarówno Stary, jak i  Nowy Testament...
Niezła jazda...

Przeżywam różne rzeczy...

Kaznodziei Salomona 3,1 i ,4

"Wszystko ma swój czas
i każda sprawa pod niebem ma swoją porę:
[...]
Jest czas płaczu i czas śmiechu;
jest czas narzekania i czas pląsów."

Zarówno radość z nieba, jak i głęboki ból.
Gdyby mi ktoś powiedział kilka miesięcy temu, co mnie czeka,
gdybym wiedziała o tych wszystkich trudnych rzeczach...
powiedziałabym, że, tego nie dam rady przejść...

Dziś żyję i jestem szczęśliwa :)
bo On, mój Bóg, mój Tata jest obok,
razem ze mną śmieje się i płacze,
tańczy,
przytula i wyciera łzy...

Bóg chce, byśmy wylewali przed Nim serca,
On miłuje prawdę ukrytą na dnie duszy...

Nie bójmy się być sobą przed Nim,
tańczmy z radości
i płaczmy z bólu.
On chce przeżywać nasze życie z nami!!!

On widzi nasz ból i płacz...
On czeka, aż się uspokoimy i siedząc u Jego stóp, spojrzymy Mu w oczy...
Weźmie nas w ramiona,
i mocno przytuli :)
Wyszepta do ucha:

"Nie bój się,
wszystko będzie dobrze,
ja potrafię sobie poradzić z tym całym bałaganem,
zostaw to Mnie,
nie zmagaj się,
nie rób po prostu nic,
jedyne, co "powinnaś :)" to być ze mną,
kochać mnie
i słuchać, gdy Ja mówię, że kocham CIEBIE...
Naprawdę nie trzeba więcej :)".

JESTEŚ!!! :)))

środa, 28 września 2011

Jesteś Bogiem Cudów!!!

Piszę i płaczę ze szczęścia...

Dzwoniliście i pytaliście czy już coś wiadomo, myślę, że z tym pytaniem zaglądacie tutaj.

Operacja się udała,
Marta wybudziła się,
rusza nogami,
poznała Męża :)
Teraz śpi i odpoczywa.

Nie mogę przestać płakać ze szczęścia...

Jesteś WSZECHMOGĄCY PANIE,
jesteś DOBRY i WIERNY,
Twoja łaska trwa na wieki.
Będziemy oddawać Ci chwałę za Twoją moc i potęgę.
Dziękuję Ci!!!
Wiesz, co wszyscy czujemy...

:)))

poniedziałek, 26 września 2011

Stańmy razem...

Wiem, że wielu z Was, którzy czytacie ten blog, zna Martę.

Dzielna Boża Kobieta,
nieraz uczyłam się od niej, jak ufać i nie narzekać,
jak mieć pełne wdzięczności serce, nawet gdy wszystko idzie nie tak...

Dziś Marta potrzebuje naszej modlitwy.
Możemy stanąć w tej walce razem.
Możemy wziąć tarczę wiary i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże,
możemy wołać i pościć.
Pukać do bram nieba,
zwracając nasze oczy ku Temu, który jest jedyną nadzieją.

Jezus Chrystus przelał swoją krew za nasze zdrowie,
na krzyżu pokonał KAŻDĄ chorobę,
zwyciężył WSZELKĄ niemoc.

Operacja Marty planowana jest na środę, na 8 rano.

Stańmy w tej walce razem!!!

Wierzę, że jeszcze zatańczymy z Martą...
przed Panem... razem,
w tańcu radości i zwycięstwa,
oddamy Bogu chwałę...
RAZEM!!!

niedziela, 25 września 2011

Głębia.

Już kiedyś tu byłam...

Pamiętam to miejsce,
pamiętam dokładnie tą chwilę, kiedy mnie tu zabrałeś.
To chyba nie był ten jedyny i pierwszy raz,
ale wtedy czułam to tak wyraźnie!!!
Poruszyłeś we mnie te najgłębsze struny...

Dziś znowu stoję "tutaj"...
na brzegu tej "przestrzeni",
na samym skraju nieskończoności...
Nie mogę ogarnąć wzrokiem krańców horyzontu...
bo tu ich nie ma!!!
We włosach czuję wiatr i jest w nim coś potężnego...

Tyle się wydarzyło,
tak bardzo w pewnym momencie się pogubiłam,
w sprawach ważnych i ważniejszych...
w tych wszystkich "musisz" i "powinnaś"...
Zapomniałam o TYM miejscu...
Zapomniałam, że Ty zapraszasz mnie do TEJ przygody...
Przygody z Tobą.
Zapomniałam, że mój prawdziwy Dom nie ma ścian.
W Twoim Królestwie nie ma ograniczeń,
W Twoim Królestwie moja przeszłość nie determinuje mojej przyszłości.
Tutaj WSZYSTKO jest możliwe!!!

Wystarczy tylko, że przekroczę próg wiary,
granicę, za którą jest...
nieznane...
nieogarnione...
nieograniczone...

Dziś stoję... tutaj...znowu...

Czuję, jak drżą mi nogi,
nie podniosłam jeszcze głowy,
mam zamknięte oczy...

Od jakiegoś czasu,
znów zaczęłam słyszeć Twój szept,
to ciche, a zarazem potężne wołanie...
Wołanie, które zaprasza do "tego" miejsca...

Otworzyłeś drzwi klatki, w którą dałam się wpakować...
Nie, one nigdy nie były zamknęły,
tylko ja o tym nie wiedziałam...
Ale Ty wyprowadziłeś mnie krok, po kroku...
Trzymałeś mnie za rękę i prowadziłeś łagodnie,
moje serce się nie lękało,
czułam Twoją moc i potęgę, dlatego odważyłam się zaufać...

Z każdym krokiem wracały do mnie moje Marzenia,
Marzenie, które sam we mnie włożyłeś.
Nie o samochodzie, domku na wsi czy nowych szpilkach :)

Marzenia o tym, by znać Cię "osobiście",
nie w sposób historyczny, z kart książek,
ale by znać Cię jak człowieka,
by rozmawiać z Tobą jak z przyjacielem, twarzą w twarz, jak Mojżesz...

Tak... śmiałe marzenia,
może ktoś pomyśli nawet, że bezczelne...

Na początku też mnie przerażały...
Przychodziły, kiedy czytałam Twoje Słowo...
Bałam się uwierzyć, że to jest też dla mnie.
Dla mnie?!
Nie chciałam Cię obrazić...
Tak, może to jest dla "nich",
dla tych bardziej  świętych, lepszych...
Nie, to nie może być dla mnie,
ja się nie nadaję...
Tysiące "bo" i "ale",
fałszywa pokora...

Ale Ty byłeś wytrwały :)
Spojrzałam w Twoje oczy i zobaczyłam, że chcesz właśnie MNIE!!!
Twoja miłość stopiła moje serce.
Twoja pasja,
Twoja miłość...

Pnp 8,6-7

"Połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu,
jak obrączkę na swoim ramieniu.
Albowiem miłość jest mocna jak śmierć,
namiętność twarda jak Szeol.
Jej żar to żar ognia,
to połomień Pana.
Wielkie wody nie ugaszą miłości,
a strumienie nie zaleją jej.
Jeśliby kto chciał oddać za miłość całe swoje mienie,
to czy zasługuje na pogardę?"


Zrozumiałam, że Ty chcesz, bym Cię szukała,
tak naprawdę szukała,
z determinacją,
bym prosiła o to, by znać Cię w taki sposób,
bym była gotowa zapłacić każdą, byle tylko zyskać Ciebie...

Flp  3,7-8
" Ale wszystko to, co mi było zyskiem,
uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę.
Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości,
jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa,
Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie,
żeby zyskać Chrystusa.


... bo moje Marzenie, by chodzić z Tobą jak Henoch, to tak naprawdę... Twoje marzenie!!!

Tak, mam Marzenia!!!
Marzenia o tym, by doświadczać tej rzeczywistości, która jest opisana w Biblii,
tu i teraz,
tak na co dzień,
by żyć, tak jakby każde Słowo Biblii było prawdą,
prawdą możliwą do zastosowania tu i teraz,
bo tak jest naprawdę!!!
Stoję, powoli podnoszę głowę,
powoli otwieram oczy,
czuję ból,
oczy, które dawno nie widziały światła, muszą powoli się do niego przyzwyczajać...

Czuję, jak poruszasz te marzenia,
marzenia, które tak dawno nie widziały światła, bo były zakopane...
Dotykasz ich po kolei, ożywiasz...
i to boli...

To nie jest miejsce komfortu,
to nie jest tania wiara i łatwe zaufanie,
ale coś, co wymaga ryzyka.

Żeby nauczyć się chodzić po wodzie,
musisz najpierw porzucić milutką i komfortową łódkę...

Te spienione fale i burza dookoła próbują napełnić Twoje serce lękiem...
Atakują Cię wątpliwości,
przeróżne myśli,
wszystko próbuję Cię przekonać, że przecież się nie da...
to wbrew prawom fizyki,
to niemożliwe...

Wszystko w około próbuje zagłuszyć ten cichy głos tam wewnątrz Ciebie...

Ale Ty już wiesz :)
Masz dosyć tej malutkiej łódeczki...
tego, co jest takie proste, pewne i przewidywalne.
Chcesz wyjść za burtę,
chcesz zacząć żyć naprawdę :)

Już wiesz, że przekroczysz tę granicę,
choć nie wiesz, co Cię za nią czekasz,
choć wiesz, że wtedy stracisz kontrolę,
ale chcesz chociaż spróbować chodzić po wodzie...
Ps 42,8

"Głębina przyzywa głębinę w odgłosie wodospadów w odgłosie wodospadów Twoich:
Wszystkie nawałnice i fale Twoje przeszły nade mną."

Odważyłam się otworzyć oczy,
pozwoliłam sobie poczuć na twarzy wiatr...
zacząłeś mówić głośno i wyraźnie :)

Jak mogła tego nie słyszeć,
jak mogłam zapomnieć?!

Wczoraj miałam okazję słuchać kogoś,
kto ma odwagę TAK żyć,
żyć naprawdę :)

Nie mogłeś wyraźniej powiedzieć - "da się" :)))

Dziś znowu stoję w "tym" miejscu i wiem...
już nie wrócę.

Zapomnę o tym, co za mną,
będę biec do tego, co przede mną.
Będę zmierzać do celu, do nagrody w górze,
do której zostałam powołana przez Boga w Jezusa Chrystusie. (Flp 3,13-14).

Będę biec, bo zostałam pochwycona przez Chrystusa,
będę biec, bo włożyłeś we mnie Swoje Marzenia :)

piątek, 23 września 2011

Ufając Tobie.

Przyp 3,5-6

"Zaufaj Panu za całego serca
i nie polegaj na własnym rozumie!
Pamiętaj o Nim na wszystkich
swoich drogach,
a On prostować będzie twoje
ścieżki!"

Jestem w podróży, w której uczę się ufać Tobie.
Tylko Ty wiesz, ile mnie to kosztuje.
Tylko Ty wiesz, jak czasem jest mi trudno uwierzyć, że Ty naprawdę wiesz najlepiej.
Ty mówisz: "czekaj cierpliwie",
a ja widzę, jak mogłabym Ci pomóc :)
Biorę różne sprawy w swoje ręce, bo przecież wiem lepiej... co, jak, kiedy...
A Ty uśmiechasz się, kolejny raz szepcząc do mojego serca- zaufaj, poczekaj,
miej odwagę pozwolić działać Mnie.

Nie chcę być jak Ci:
"Którzy mówią: Niech przynagli,
niech przyśpieszy swoje dzieło,
abyśmy widzieli,
niech wnet się spełni zamysł
Świętego Izraelskiego, abyśmy Go
poznali."
(Iz 5,19)

Coraz łatwiej rozpoznać mi Twój głos :)
Ty naprawdę chcesz nas tego uczyć!!!

Nie zawsze słucham, czasami robię wszystko po swojemu,
ale Ty wiesz, rozumiesz, prostujesz i naprawiasz moje błędy :)

Uczę się siadać u Twoich stóp,
kłaść w Twoje ręce moje plany, marzenia i pomysły.
Nieraz przez łzy decyduję, że zaufam Tobie,
choć to czasem bardzo boli, decyduję się na Twoje warunki.
Jesteś cierpliwy, nie przymuszasz,
zachęcasz łagodnie i czekasz...
aż będę gotowa zaufać... do końca.

Twoje poczucie czasu jest inne niż moje.
Dla Ciebie jeden dzień jest jak tysiąc lat,
a tysiąc lat jak jeden dzień...

Na niektóre rzeczy czekam już długo... bardzo długo.
Kiedyś w jednej sprawie powiedziałeś mi "zaczekaj jeszcze trochę".
Trochę :)))
Minęło już ponad 5 lat, a ja dalej czekam... na Twój czas.

Trochę...
>5 lat...
Twój czas :)

Ostatnio opowiadałam Ci, co czuję, czego się boję.
Pytałam, czemu pozwalasz, by tak było, by tak bolało, skoro zaufałam Tobie, skoro to Tobie oddałam?!?!
Z uśmiechem powiedziałeś do mnie cicho, ale bardzo wyraźnie- czemu nie chcesz uwierzyć, że Ja mam dla Ciebie najlepsze rzeczy w najlepszym czasie?
Czemu spodziewasz się ode Mnie złego?

Zatrzymałam się.
Pomyślałam o tym, jak dałeś za nas Tego, którego kochałeś najbardziej,
jak uczyniłeś Go grzechem...
Zrobiłeś to po to, by z nami być!!!

Jak w ogóle mogłam tak o Tobie pomyśleć.
Było mi wstyd...

Jesteś Miłością.
Prawdziwa miłość nie spodziewa się złego,
nie myśli nic złego,
wszystkiemu wierzy...

Chcę być taka, jak Ty,
chcę myśleć, jak Ty.
Chcę pozwolić, by Twoje Słowo zmieniło moje wnętrze, mój sposób myślenia.

Iz 30,15

"Gdyż tak mówi Wszechmocny, Pan,
Święty Izraelski:
Jeśli się nawrócicie i zachowacie
spokój, będziecie zbawieni,
w ciszy i zaufaniu będzie wasza
moc;"

Flp 4,7

"A pokój Boży, który przewyższa
wszelki rozum, strzec będzie serc
waszych i myśli waszych w Chrystusie
Jezusie."

Ostatnio słyszałam ciekawą interpretację tego wersetu :)

Pokój Boży, którzy przewyższa wszelkie poznanie/rozum, czyli taki pokój, który jest poza rozumem :)
Wokół się wali i pali, rzeczywistość jest taka, że w głowie nie mieści, się by ufać, być spokojnym,
a ty masz w sercu Jego pokój, poczucie bezpieczeństwa prosto z nieba :)))

Moja szkoła zaufania Bogu jest ostatnio wymagająca :)
Modliłam się nie raz- naucz mnie ufać Tobie, naucz mnie tylko w Tobie pokładać nadzieję...
Tylko nie pomyślałam, że ta nauka będzie praktyczna... :P
Chyba myślałam, że to "spłynie na mnie z góry" :)

Ale nie żałuję żadnego etapu tej podróży!!!
Bóg nigdy nie zostawi Cię samego, gdy jest ciężko,
przeciwnie On jest wtedy szczególnie blisko :)

Ps 34,19
"Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane,
A wybawia utrapionych na duchu."

czwartek, 22 września 2011

Wszystko zależy od Niego... Wszystko należy do Niego...

Wierzę, że ten blog powstał z Jego inspiracji.
Wierzę, że to On pisze przeze mnie.

Kiedy zaufasz Jemu, kiedy oddasz Mu swoje życie- umrzesz,
nie będziesz już więcej należeć do siebie samego.
Narodzisz się na nowo w Nim i dla Niego, dla Jezusa :)

Jestem zdumiona tym, jak wiele słów zachęty usłyszałam,
z jak pozytywnym odbiorem spotyka się to, co piszę.

Ja jestem tylko piórem w Jego ręku, to On pisze historię.
Chcę być lampą, która świeci Jego światłem.
Sama z siebie jestem pusta, sama z siebie nie mogę NIC.

Ostatnio uczę się tego, co oznacza, że moje życie nie należy do mnie.
Tak mało rozumiem słowa "Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus" (Gal 2,20).

To jest naprawdę śmieszne uczucie...
Wiedzieć, że moje życie nie należy już do mnie.
Ostatnio wyraźnie czuję, że nie mam już nad nim kontroli.
Mój czas należy do Niego, moje relacje należą do Niego.
To On decyduje, kogo "wkleić" do mojego życia, a kogo wyciąć.
To On dopuszcza pewne sytuacje, wydarzenia, inne nie...

Oczywiście nie oznacza to, że żyję, jak robot, którym On kieruje :)
Jemu nie o to chodzi.
Nie dawałby nam przecież wolnej woli.
Tak naprawdę wciąż jeszcze żyję bardziej po swojemu.
"On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym." (Jan 3,30)

Poczucie braku kontroli nad życiem nie oznacza strachu ani braku poczucia bezpieczeństwa.
Prawdziwe bezpieczeństwo możesz odnaleźć tylko w Nim.
Jezus jest skałą, która nigdy się nie zachwieje.
Tylko Bóg jest wczoraj, dzisiaj i na wieki taki sam :)

Hebr 1,10-12
"Tyś, Panie, na początku
ugruntował ziemię,
I niebiosa są dziełem rąk twoich;
One przeminą, ale Ty zostajesz;
I wszystkie jako szata zestarzeją się,
I jako płaszcz je zwiniesz,
Jako odzienie, i przemienione
zostaną.
Ale tyś zawsze ten sam i nie skończą się lata twoje.".

Wierzę, że prawdziwą wolność można odnaleźć wtedy, kiedy całkowicie zaufa się Jemu.
Nie musisz zmagać się, bo On walczy o Twoje życie,
nie musisz troszczyć się, bo On troszczy się o Ciebie.
Nie wiesz czegoś?
Zawsze możesz spytać Tego, który wie wszystko :)

Iz 28,29
"Także to pochodzi od Pana
Zastępów,
jest On cudowny w radzie, wielki
mądrością." :)

Nie potrafisz, nie dajesz rady?
Masz Tatę, który może WSZYSTKO!!!

Wyobraź sobie, ten Potężny Bóg, który stworzył WSZYSTKO,
Ten, który ma władzę nad WSZYSTKIM,
Ten, który jest Królem Królów i Panem Panów,
Ten, który czyni cokolwiek zechce i cokolwiek Mu się podoba,
Ten, któremu nawet morze i wiatr są posłuszne...

Ta lista nie ma końca.
I to nie są moje wymysły, to wszystko jest z Jego Słowa!!!

Wyobraź sobie, że właśnie ON JEST Twoim Tatą!!!

Tatą, który tylko czeka, aż do Niego przyjdziesz,
który czeka, aż będziesz Mu zadawać pytania.
On słyszy Twój szept, Twój płacz, Twój śmiech.
On tak dobrze Cię zna, a jednak czeka aż przyjdziesz i opowiesz Mu o tym, co czujesz :)

On kocha Cię właśnie tu i teraz.
Bez względu na to, co robisz.
Nic tego nie zmieni, żaden Twój grzech.
Nie możesz zrobić nic, by przestał Cię kochać
i nic, by kochał Cię bardziej :)
Jego miłość jest bezwarunkowa.

Możesz ją przyjąć lub nie.
Wybór należy do Ciebie.

Możesz żyć jako Córka/Syn Króla
albo jako sierota, która nie ma domu.

Możesz iść przez życie za rękę z TATĄ.
Możesz mieć DOM, prawdziwy Dom, na zawsze, na całą wieczność!!!

Ja zaufałam Jemu.
Czasami czuję się, jakby prowadził mnie po linie zawieszonej nad przepaścią...
Uczę się nie bać,
uczę się nie zapominać, że On jest tuż obok.
Uczę się zostawiać mój ból i łzy u Jego stóp.
On zawsze mnie podniesie i da siłę, by dalej iść.
To jest NASZA historia, moja i JEGO!!!
Żywa i prawdziwa :)))


Moja Kochana Przyjaciółka napisała o swojej podróży:

http://policzek-nataliaw.blogspot.com/2011/09/podroz-pociagiem.html :)

wtorek, 20 września 2011

Różnica.

Dziś drugi raz nie zaliczyłam egzaminu na prawo jazdy.

Skłania mnie to do pewnych refleksji...

Wsiadałam na rower, wracając do domu...
Z auta wysiadł Egzaminator, który ostatnio mnie "oblał".
Mimo, że upłynęły od tego dnia 3 tygodnie, od razu mnie poznał i z szerokim uśmiechem krzyknął z drugiej strony ulicy "dzień dobry".

Nie chcę tu wypisywać, jaka to ja święta i wspaniała nie jestem.
Jestem zwykłym człowiekiem, upadam tyle razy,  codziennie...
Ostatnio widzę wyraźnie, jak dużo niepotrzebnych i złych rzeczy mówię, a zapewne jeszcze więcej myślę.
Może powinnam kupić sobie jakąś mocną taśmę i zakleić buzię? :)
Są sytuacje, które w sekundę wyprowadzają mnie z równowagi i jestem ugotowana...
Mówię Wam, nie uwierzylibyście, gdybyście mnie w nich zobaczyli :)))
Ale widzę też, że Bóg szkoli mnie  w tej dziedzinie.
Szkolenie jest ostatnio intensywne i trudne.
Dał mi już odkryć mały okruszek objawienia tego, jak możemy czynić różnicę, jak możemy reagować według Jego standardów, według Jego serca.
Jak nasze reakcje w różnych sytuacjach mogą wnosić atmosferę Jego Królestwa.

Wracając do prawa jazdy...
Może to sobie tylko wymyśliłam, ale wydaje mi się, że i wtedy i dziś byłam dla Egzaminatorów ciekawym przypadkiem.
Podejrzewam, że ludzie różnie reagują, gdy egzamin jest przerywany lub oceniany negatywnie.
Pewnie nie zawsze to okazują, wiadomo kultura i te sprawy, poza tym wszystko się nagrywa...
Ale wydaje mi się, że to czuć w duchu, w powietrzu czy jak kto to nazwie.
W moim sercu nie było buntu, niezgodny, Bóg dał mi łaskę, pokorę, Swój pokój.
Był szacunek do autorytetu i taka zwykła ludzka sympatia, chyba tak mniej więcej mogę to nazwać.
Wierzę, że wniosłam tam Jego Królestwo :)

Może dlatego tamten Egzaminator poznał mnie po 3 tygodniach, mimo że codziennie egzaminuje kilkanaście osób...

Myślę, że to jest nasze powołanie, zadanie na całe życie, nieść Jego Królestwo, Jego Światło...
Nie tylko przez wielkie słowa, ale przez codzienne życie.
Czyny mówią często o wiele więcej niż słowa.

Wcale nie zawsze mi to wychodzi, raczej bardziej nie wychodzi niż wychodzi...
Wierzę, że jest to kwestia przemiany naszego serca, naszego wnętrza.
Nie pomogą nakazy, zakazy, to musi po prostu wypływać z nas...

Czy pozwolisz Mu, by On Cię przemienił?
Czy odważysz się być tym, który czyni różnicę.
Tym, który przynosi Jego?

poniedziałek, 19 września 2011

Zatrzymałeś mnie...

"Ten świat" narzuca szalone tempo.
Zmusza nas do tego, by biec coraz szybciej, by gonić za...
No właśnie za czym?!

Tak łatwo jest zgubić właściwą perspektywę, tak łatwo jest stracić trzeźwe spojrzenie i zagubić się wśród tych wszystkich "muszę".

Nie chcę pewnego dnia obudzić się z pytaniem, po co to wszystko?!
Nie chcę, by w mojej głowie, gdy będzie już siwa :P, kołatała myśl, że całe życie straciłam na gonitwę za wiatrem...
Nie chcę żyć życiem, które nie ma wiecznej wartości!!!

Wiem, że nie ja jedna myślę o tym.
To jest temat, który ostatnio ciągle gdzieś się przewija.
Temat, który wraca jak bumerang.

Jakkolwiek od jakiegoś czasu odkrywam ze zdumieniem, że dałam się jednak wrzucić w taki kołowrotek "ważnych spraw".
Tak łatwo jest zapomnieć, gdzie jest nasz prawdziwy DOM.
Tak łatwo jest zapomnieć, dokąd zmierzamy.
Tak łatwo jest patrzeć na okoliczności i fakty, na realia, na to, co możliwe, możliwe dla nas...

Miałam przywilej uczestniczyć w czasie tego weekendu w pewnym wyjeździe.
Szczerze przyznam, że przed nim atakowały mnie trochę obawy, co to oni tam głosić nie będą...
Spotkałam zwykłych, a może jednak niezwykłych ludzi?!
Ludzi, którzy chodzą z Bogiem, tak po prostu na co dzień, którzy zmagają się, jak Ty i ja, a jednak podejmują ryzyko, by zaufać Jemu.
Ryzyko, by zaufać Jemu całkowicie, na 100%, do końca, nawet wtedy, gdy to kosztuje... WSZYSTKO.
Podzieli się z nami swoimi sercami, swoim życiem.
Nie czymś, co wyczytali, wydumali...
Czymś, co przeżyli, nieraz we w łzach, nie raz w bólu, ale i w śmiechu, tańcu.
Nie mogli dać nam więcej.
Czy to nie jest inspirujące, gdy słyszysz świadectwo, jak Bóg działa w czyimś życiu, jak realnie jest w nim obecny?!

Usłyszałam wiele prostych rzeczy, prostych, ale bezcennych, jak największe skarby.
Myślę, że każdy przywiózł z tego wyjazdu woreczek takich klejnotów :P
Ale też wskazówek, jak odkopać Boże skarby.
Od nas zależy, czy będziemy kopać wytrwale, czy poświęcimy na to czas, a tym samym, czy zapłacimy cenę.

Jedną z rzeczy, która mnie poruszyła, była zachęta do tego, by być człowiekiem tajemnic, Bożych tajemnic.
Ich odkrycie wymaga czasu, wysiłku, poszukiwania.
Nie możesz ciągle gonić, mieć w głowie tysięcy spraw, tysięcy "muszę" i jednocześnie mieć prawdziwie głęboką relację  z Bogiem. To się po prostu fizycznie wyklucza.
Stań na środku dwupasmowej autostrady i spróbuj się wyciszyć...

To, co piszę poniżej, pochodzi z moich notatek z wyjazdu, a nie mojej głowy :)

Czym jest tajemnica?
Jest to strzeżona informacja, zakryta dla ogółu.
Tak samo tajemnice Bożego Królestwa nie są poznawalne dla każdego.

Z przypowieści o siewcy (Mt 13) możemy wyczytać, co jest przeszkodą w odkrywaniu Bożych tajemnic.

- droga-symbolizuje miejsce ciągłego ruchu, działania, ciągłego i totalnego rozproszenia, nie ma miejsca na to, by się zatrzymać, studiować...
By poznać rzeczy potrzeba się zatrzymać!!!

- grunt skalisty- poziom powierzchowności, przeszkadza w odkrywaniu głębi, potrzeba czasu, by się wgryźć, tajemnice "z wierzchu" mogą nie mieć sensu...
Każdy z nas przeżywa prześladowania dla Słowa :)
Odczuwa opresję, ucisk, by nie czytać, nie studiować Jego Słowa.

- ciernie- połowiczne życie, trochę tu, trochę tam...


Niby proste prawda?!
A dla mnie jednak było to jak objawienie.
Potwierdzenie i ubranie w słowa tego, co od jakiegoś czasu we mnie wołało coraz głośniej i głośniej.

Zatrzymałeś mnie Tato.
Wyszeptałeś prosto do mego serca, trzymając mnie w Swoich ramionach.
Słyszę to też teraz, gdy pytasz:

"Czy zaufasz MI?
Córeczko, nie pozwól, by ten świat Cię okłamał,
nie pozwól, by kazał Ci gonić za...,
by wmówił Ci, że musisz tyle rzeczy.
Nie pozwól, by przekonał Cię o tym, co jest możliwe,
a co nie,
o tym, co się uda,
a co nie,
by nauczył Cię patrzeć na fakty i realia...

Zatrzymaj się,

weź głęboki oddech,

rozejrzy dookoła...

Spróbuj dostrzec krańce ziemi,
spójrz w niebo, spróbuj dostrzec jego granice,
spróbuj policzyć gwiazdy,
pomyśl o tych wszystkich galaktykach...

Kręci Ci się w głowie, prawda? :)

A teraz posłuchaj, jak całe stworzenie śpiewa (Iz 40,28):
"Czy nie wiesz? Czy nie słyszałeś?
Bogiem wiecznym jest Pan,
Stwórcą krańców ziemi.
On się nie męczy i nie ustaje,
niezgłębiona jest Jego mądrość."

Czy zaufasz MI Córeczko? :)"


ŁAŁ!!!!!!!!!!!!!!

Bóg jest Wszechmogący.
Na pewno zgodzisz się ze mną...
Czyli może wszystko, tak?
Prawda?

A teraz zatrzymaj się i wróć.
Zatrzymaj się na tym,
zastanów, co to tak realnie znaczy,
co to znaczy dla Ciebie
dla Twojego życia,
tak konkretnie.

Wydaje mi się, że to jest jedna z TYCH WIELKICH TAJEMNIC, których jeszcze nie załapaliśmy...

Bo gdyby tak było, żylibyśmy inaczej.

Przynajmniej ja jeszcze tego nie złapałam.
Ale będę szukać :)

Zatrzymałeś mnie Tato,
nie chcę tego znowu przegapić!!!

niedziela, 18 września 2011

Hepzibah

Parę osób pytało mnie, co znaczy "Hepsebah".

Jest to żeńskie imię, które pojawia się w Biblii.
Bóg używa go w odniesieniu do nas, do kościoła jako Swojej Oblubienicy.
"Hepzibah" oznacza dosłownie "moje upodobanie jest w niej", "Moja Rozkosz"

Pojawia się ono w Izajasza 62,4:

"Już nie będę mówić o tobie:
"opuszczona",
a o twojej ziemi nie będą mówić:
"pustkowie",
lecz będą cię nazywali: "Moja Rozkosz",
a twoją ziemię:
"Poślubiona",
gdyż Pan ma w tobie upodobanie".

Nie jestem teologiem, ani specjalistą, więc nie będę rozwodzić się na ten temat.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej- w internecie w języku angielskim jest trochę ciekawych materiałów na ten temat :)

środa, 14 września 2011

Nie ograniam Twojej dobroci :)

Mój Bóg, mój Tatuś mnie rozpieszcza :)

Ostatnio mój znajomy opowiadał o swojej wyprawie misyjnej, nie mogłam uczestniczyć w tym spotkaniu.
Wczoraj ta opowieść sama przyszła do mojej pracy :)
Na dodatek dostałam wspaniałą, ręcznie wykonaną torbę prosto z Ugandy!!!

Dziś byłam na spacerze z Przyjaciółką...
Niby nic takiego szczególnego, choć spacer z bliską osobą jest zawsze czymś wspaniałym :)
Ale jeszcze tydzień temu, mogłyśmy wyjść tylko na chwilę, ona jechała na wózku...
Dziś szła ze mną ponad pół godziny, na własnych nogach!!!
Bóg jej dodaje sił, Bóg ją podnosi, wierzę, że objawi swoją moc, chwałę i zwycięstwo w jej życiu.

Marta, moja Kochana Siostra, prawdziwa dzielna Boża Kobieta!!!
Polecam jej blog:

http://martamartyna.blogspot.com/

Nie raz Marta była dla mnie zachętą i takim pozytywnym wyzwaniem, by ufać Bogu... do końca.

Dziś na poczekaniu zrobiła mi  w prezencie cudowny naszyjnik!!! :)
Marta ma serce prawdziwego dawcy!!!
Tyle już od niej dostałam...

Dziękuję Ci Marta, że jesteś!!!

Ostatnio Bóg cudownie troszczy się o moje relacje.
Niektóre rozwija w zaskakujący sposób (kocham Cię Natalieee :*), inne odnawia po wielu latach :)
On otacza mnie wspaniałymi ludźmi, daje mi przez nich tyle miłości, zachęty, tyle nadziei i pokoju, że nie ogarniam tego!!!

Każdego dnia jestem coraz bardziej wolna,
każdego dnia klatka, w którą jakiś czas temu zostałam wpakowana, zostaje coraz bardziej w dole...
Każdego dnia ze zdumieniem zauważam, że jest we mnie coraz mniej strach, coraz mniej obaw, coraz mniej trosk.
Odkrywam, że nie boję się już rzeczy, które jeszcze niedawno mnie przerażały!!!
Jego doskonała miłość usuwa WSZELKI lęk :)

wtorek, 13 września 2011

Umarłam... a po drugiej stronie odnalazłam prawdziwe życie...

Zastanawiam się, o czym napisać w tym poście.
Kilka rzeczy we mnie dojrzewa, klaruje się.
Zobaczę chyba po prostu, co z tego uda mi się ubrać w słowa :)

Życie z Bogiem jest niesamowitą wędrówką, wędrówką przez góry i przez doliny, przez pustynie i przez wody.
Czasem jest z górki, ale często-pod górkę.

Ale Bóg jest wierny, powiedział w Swoim Słowie:

Izajasza 43,2
"Gdy będziesz przechodził przez
wody, będę z tobą,
gdy przez rzeki, nie zaleją cię;
gdy pójdziesz przez ogień,
nie spłoniesz,
a płomień nie spali cię."

Ostatnio doświadczam tego w swoim życiu w wielu dziedzinach.
Bywa trudno, czasem boli, ale NIGDY nie jestem sama :)

W różnych kwestiach umieram.
Bóg jest łagodny, cierpliwy.
Często daje mi czas, nie przymusza, ale łagodnie zachęca, by coś całkowicie Jemu oddać.
Dochodzisz do takiego miejsca, że zakopujesz coś i oddajesz Bogu łopatę.
Czasami masz nadzieję, że On to odkopie, ale wiesz, że to zależy CAŁKOWICIE od Niego, nigdy nie masz gwarancji, że otrzymasz "to" kiedykolwiek z powrotem.
Umierasz...

Ale nie raz doświadczyłam tego, że jeśli coś Mu oddaję, odnajduję prawdziwą radość i wolność.
Bóg pokazuje, że powinnam zaufać Mu w jakimś temacie. 
Zaczyna pracować we mnie, aż dochodzę do takiego miejsca, że mówię- trudno, cokolwiek z tym zrobisz, zaufam Ci. Wiem, że Ty mnie nie zranisz, że Ty mnie nie skrzywdzisz.
Oddaję to Tobie, uczyć z tym COKOLWIEK zechcesz, możesz to zabrać na zawsze albo na ile chcesz... Ale chcę być Twoja, nie chcę, by cokolwiek stało między nami.
Nie chcę NIC przed Tobą ukrywać, nic zatrzymywać dla siebie...

Właśnie wtedy umieram, ale po drugiej stronie jest prawdziwe życie, jest radość prosto z nieba, taniec i śmiech, choć czasem na początku przez łzy :)
Niektóre rzeczy On odkopuje i to bardzo szybko, inne leżą przez dłuższy lub krótszy czas poza moim zasięgiem, niektórych już nigdy nie zobaczę...

To jest właśnie podróż z Nim, podróż przez wiarę i zaufanie.
Podróż, w jaką wyruszył Abraham, gdy uwierzył Bogu i wyszedł do miejsca powołania, choć nie wiedział jeszcze, dokąd idzie (Hebr 11,8), jak Sara, która nie patrzyła na okoliczności, ale uznała za godnego zaufania Tego, który dał obietnicę (Hebr 11,11), jak Mojżesz, który wyszedł z Egiptu i się nie bał, ponieważ uchwycił się Niewidzialnego, jak gdyby Go widział (Hebr 11,27)!!!
Bohaterowie wiary z 11 rozdziału Listu do Hebrajczyków całkowicie złożyli swoją nadzieję w ich Bogu, ich historie to inspirujące świadectwa, kopalnie zachęty i siły.
Ostatnio często wracam do tego rozdziału i zawsze jestem umocniona i zachęcona, by trwać, bez względu na cenę, by ufać Jemu do końca, by zaprzeć się samej siebie.

Bóg jest wierny,
Bóg jest mocny,
Bóg jest blisko Ciebie i mnie,
Bóg słyszy Twój szept, Twój krzyk, Twój płacz,
On zna Twoje myśli,
nie jest obojętny na to, co czujesz,
jeśli tylko odważysz się zaufać Jemu,
nie zawiedziesz się
NIGDY!!!

Jestem szczęśliwa,
idę drogą, której nie znam,
"Bóg daje światło mi na następny krok,
ale nie daje jasności na całą drogę." (Peter Hahne),
na tej drodze są łzy,
są zmagania,
jest trud,
jest też radość i śmiech,
jest taniec,
są prezenty i niespodzianki,
jest coraz mnie strachu, bo Jego doskonała miłość usuwa wszelki lęk.




To jest moja historia z Nim, to jest moja droga z Nim, nie zamieniłabym jej na inną :)