Dziś drugi raz nie zaliczyłam egzaminu na prawo jazdy.
Skłania mnie to do pewnych refleksji...
Wsiadałam na rower, wracając do domu...
Z auta wysiadł Egzaminator, który ostatnio mnie "oblał".
Mimo, że upłynęły od tego dnia 3 tygodnie, od razu mnie poznał i z szerokim uśmiechem krzyknął z drugiej strony ulicy "dzień dobry".
Nie chcę tu wypisywać, jaka to ja święta i wspaniała nie jestem.
Jestem zwykłym człowiekiem, upadam tyle razy, codziennie...
Ostatnio widzę wyraźnie, jak dużo niepotrzebnych i złych rzeczy mówię, a zapewne jeszcze więcej myślę.
Może powinnam kupić sobie jakąś mocną taśmę i zakleić buzię? :)
Są sytuacje, które w sekundę wyprowadzają mnie z równowagi i jestem ugotowana...
Mówię Wam, nie uwierzylibyście, gdybyście mnie w nich zobaczyli :)))
Ale widzę też, że Bóg szkoli mnie w tej dziedzinie.
Szkolenie jest ostatnio intensywne i trudne.
Dał mi już odkryć mały okruszek objawienia tego, jak możemy czynić różnicę, jak możemy reagować według Jego standardów, według Jego serca.
Jak nasze reakcje w różnych sytuacjach mogą wnosić atmosferę Jego Królestwa.
Wracając do prawa jazdy...
Może to sobie tylko wymyśliłam, ale wydaje mi się, że i wtedy i dziś byłam dla Egzaminatorów ciekawym przypadkiem.
Podejrzewam, że ludzie różnie reagują, gdy egzamin jest przerywany lub oceniany negatywnie.
Pewnie nie zawsze to okazują, wiadomo kultura i te sprawy, poza tym wszystko się nagrywa...
Ale wydaje mi się, że to czuć w duchu, w powietrzu czy jak kto to nazwie.
W moim sercu nie było buntu, niezgodny, Bóg dał mi łaskę, pokorę, Swój pokój.
Był szacunek do autorytetu i taka zwykła ludzka sympatia, chyba tak mniej więcej mogę to nazwać.
Wierzę, że wniosłam tam Jego Królestwo :)
Może dlatego tamten Egzaminator poznał mnie po 3 tygodniach, mimo że codziennie egzaminuje kilkanaście osób...
Myślę, że to jest nasze powołanie, zadanie na całe życie, nieść Jego Królestwo, Jego Światło...
Nie tylko przez wielkie słowa, ale przez codzienne życie.
Czyny mówią często o wiele więcej niż słowa.
Wcale nie zawsze mi to wychodzi, raczej bardziej nie wychodzi niż wychodzi...
Wierzę, że jest to kwestia przemiany naszego serca, naszego wnętrza.
Nie pomogą nakazy, zakazy, to musi po prostu wypływać z nas...
Czy pozwolisz Mu, by On Cię przemienił?
Czy odważysz się być tym, który czyni różnicę.
Tym, który przynosi Jego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz