niedziela, 30 czerwca 2013

Nawet włosy na Waszej głowie są policzone...

W poniedziałek miałyśmy z koleżankami tzw. babskie spotkanie.
Poniżej świadectwo, jak Bóg błyskawicznie odpowiedział na nasze modlitwy dotyczące prośby jednej z nas.
Jak dla mnie, cała ta historia była zachęcająca. Pokazuje, że Bóg troszczy się również o... nasze włosy :)
A na dodatek Bóg odpowiedział natychmiast.

"Na wczorajszym siostrzanym dziewczyny modliły się o to, żeby Pan pomógł mi rozczesać mojego kołtuna zwanego potocznie 'dredem'.
Dziś poszłam na modlitwę do kościoła. Jak się modlitwa skończyła przesiadłam się na inne krzesło koło jednego brata, bo chciałam coś doczytać z jego Biblii. Po chwili podchodzi do mnie jedna siostra z Ukrainy i mówi, że coś gorzej ostatnio wyglądam, nie czeszę się. Ja jej mówię, że mam kołtuna. Jak się okazało Pan jej powiedział jak była w domu, że ma wstać i jechać na modlitwę do kościoła, (a miała nie jechać bo była przeziębiona i pada deszcz, i mieszka poza Wrocławiem. Musiała jechać pociągiem, potem tramwajem i jeszcze kawałek przejść), że jest siostra, która siedzi na środku w kościele i trzeba rozczesać jej włosy.
Nie mogłam w to uwierzyć jak mi to powiedziała.
Okazało się, że jak policzyłyśmy krzesła od prawa do lewa i od przodu do tyłu to siedziałam dokładnie w środku.
Ona miała ze sobą grzebień, i namaszczoną oliwę z Ukrainy, (o którą modliło się 5 tys. osób;), i namaściła mi włosy tą oliwą i prosiła Jezusa o pomoc, bo jak zobaczyła tego 'dreda,' to zwątpiła.
Pan dopomógł i udało się rozczesać w 2 godz.
Z rozczesanych włosów został kłębek włosów wielkości piłki do tenisa.
Tak więc chwała Panu, Bóg jest dobry i wie o wszystkich włosach na naszej głowie."
[skrócone i zamieszczone za zgodą Autorki]

niedziela, 23 czerwca 2013

Bitwa o umysł.

Ostatnimi czasy toczy się potężna bitwa o mój umysł,
albo jest to intensywniejsze niż wcześniej albo nie zwracałam na to uwagi.
Wydaje mi się jednak, że przyjęłam pewne myśli i one tak krok po kroczku się rozpanoszyły w moim umyśle.

Polecam książkę J.Meyer "Bitwa o umysł."
Kiedyś już ją czytałam, ale zdecydowanie muszę do niej wrócić.
Wiem, że w świecie chrześcijańskim były swego czasu kontrowersje wokół tej kobiety.
Ja uważam, że książka jest Boża i naprawdę genialna.

Mój umysł bombardowany jest ostatnio myślami o niepowodzeniu,
o tym, że nie wykonuję moich zadań właściwie,
o tym, że nie jestem taka jak powinnam itd.

Naprawdę dziesiątki myśli dziennie,
zamartwianie się,
wałkowanie wszystkiego...
Już pewien czas temu to zauważyłam i stwierdziłam, że się szybko wykończę w ten sposób.

W czwartek kolejny raz zaczęłam czytać wspomnianą książkę i stwierdziłam- O nie!!! Nie dam się w ten sposób załatwić!!!
Tu nie chodzi o pozytywne myślenie i wmawianie sobie czegoś,
tu chodzi o to, by przyjmować tylko te myśli, które są zgodne z Bożym słowem,
a Boże myśli o nas to myśli o pokoju, a nie o niedoli, pełne nadziei...
No cóż, moje ostatnio nie zawsze, a nawet często, takie nie były.

Przez wtorek i środę stresowałam się, że jak na razie dość banalne zadania, które dostałam na praktykach mi nie szły...
W czwartek wyszłam z egzzaminu naprawdę niezadowolona, spodziewając się go nie zdać.
W piątek okazało się, że wcale to, co robię nie jest do kitu,
a kilka godzin temu okazało się, że z tego egz dostałam 5 i najwięcej punktów na roku!!!

Myślę, że ta praca/praktyki, to będzie fajny czas.
No i wciąż nie mogę z tego, że oni mi płacą za te praktyki :)
I jeszcze tak to czasowo Bóg zgrał!
Może w wakacje nie poszaleję za bardzo,
nie pojadę w tym roku na obóz,
ale cieszę się na wolne weekendy, które będę mogła spędzać z moją paczką.
W ten weekend zrobiliśmy już mały wypad.

Zachęcam Was, walczcie o swoje umysły,
tak z wiele z przeszkód jest tylko w naszej głowie.
Nigdy nie widziałam tego tak jaskrawo.
Wiem, że przede mną długa drogą przemiany umysłu,
ale nie chcę już stać w miejscu i łykać tych wszystkich kłamstw!!!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zamykasz jedne drzwi, a otwierasz inne.

Jedne rzeczy się kończą, inne zaczynają.

Moje dotychczasowe miejsce pracy dorywczej zostało zamknięte.
A raczej zawieszone, gdyż za kilka miesięcy planowana jest reaktywacja w innym miejscu i bogatszej formie.
Dla mnie jednak to rozdział zamknięty, póki co...
Już raz się z nim żegnałam, ale wyszło, że wróciłam.

Miejsce kształtowania charakteru,
miejsce, które bywało trudne i potrafiło zaleźć za skórę.
Miejsce, gdzie nawiązałam nowe relacje,
tudzież zacieśniłam stare.

Patrząc wstecz, myślę, że nie był to zmarnowany czas,
że był to jakiś etap na mojej drodze.

Ale już cieszę się na nowe :)
Nie jest to może w 100% to, co sobie wyobrażałam,
ale wierzę, że jest od Boga.

Oczywiście po zeszłorocznej przygodzie mam w głowie różne myśli,
skrajnie różne,
raz myślę, że się nie sprawdzę,
a za chwilę, że będzie beznadziejnie itd.

Uczę się im  nie dawać,
nie chcę, by mąciły moją radość z tego, co dał mi Bóg.
Wierzę, że będzie dobrze.
Choć niewątpliwie będzie to czas rozciągania.

Na razie przez okres wakacji będę odbywać tzw. praktyki, płatne :), w pewnej polsko-niemieckiej firmie.
Co potem, czas pokaże.

Jeśli Państwo Z. zaglądają na tego bloga- miałam niezłą hecę, gdy w celu sprawdzenia mojej rzeczywistej znajomości języka niemieckiego w piątkowe popołudnie zadzwoniła do mnie przemiła pani z centrali w DE o głosie łudząco podobnym do T., więc pierwsze chwile rozmowy były wesołe.
A jak się zorientowałam, jak się pomyliłam... to też było wesoło :)

Generalnie ta cała historia,
to, jak się wszystko płynnie układa,
przejście z jednego miejsca w drugie,
jak to się z grało z sesją ( w czasie której tak na marginesie mam naprawdę Boże błogosławieństwo i bez ściągania najlepsze wyniki :) ),
kolejny raz objawia mi Bożą wierność, dobroć, troskę.

No i znów przeżyłam to, że nasza sytuacja może nam się wydawać niefajna czy nawet beznadziejna,
a nie wiemy, co On przygotował dla nas tuż za rogiem.
Musimy zawsze trwać w ufności, w dziękczynieniu.
Nie tylko mówić, że ufamy,
że wierzymy,
ale tak postępować, myśleć,
do tego skłaniać nasze odczucia, emocje.
No i piszę to oczywiście przede wszystkim do siebie.
Bo to jest lekcja dla mnie z tej historii.

Już czekają w kolejce inne dziedziny, w których mogę ją zastosować :)

niedziela, 9 czerwca 2013

Mój Anioł Stróż

Pisałam o tym, że nie zawsze okoliczności się zmieniają,
że czasem to my się zmieniamy.
Z drugiej strony, czasem możemy za bardzo przyzwyczaić się do marnych okoliczności
i stracić nadzieję na zamianę.
Czyli po prostu przestajemy wierzyć, że Bóg coś zrobi, że ma dla nas coś lepszego,
nasze oczekiwania stają się mizerne, może na początku użalamy się nad sobą,
a potem to i nawet to przestajemy robić...

Mam taką jedną koleżankę, spotykam się z nią dość rzadko,
ale mimo to jest między nami jakaś szczególna więź.
Przyznam szczerze, że gdy tak sobie wcisnę tą miernotę,
to boję się z nią spotkać,
bo jej sposób pojmowania Boga,
jej wiara jest dla mnie zawsze wyzwaniem.

Może niektórzy nie do końca rozumieją jej sposób pojmowania Boga,
ja tam uważam, że jej podejście jest niesamowite.

Jestem wdzięczna Bogu, że postawił ją na mojej drodze,
choć różnimy się dość mocno od siebie,
ona pokazuje mi, że warto marzyć,
że warto mieć wielkie wizje,
że nie warto się poddawać.


Jakaś cześć mnie wolałaby nie mieć takich wyzwań,
ale wiem, że to budzi mnie do życia,
do celów, planów, do tego, co przygotował dla mnie Bóg.


Dziękuję J. :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Okoliczności nie zawsze się zmieniają, czasem to my musimy się zmienić.

Chwilami mam wrażenie, że dzieje się sporo,
innym razem, że wszystko stoi w miejscu,
a raczej ja stoję w miejscu.

U ludzi w około mnie zmieniają się sytuacje życiowe,
miejsca zamieszkania,
Ci, którzy od lat byli moimi "sąsiadami", przeprowadzają się w krótkim czasie hen daleko do innego kraju.

A jak wyglądam zmian i wciąż ich nie widzę.
A może niektórych już przestałam wyglądać?

Może to jest rzeczywiście tak, że niektóre dziedziny naszego życia się nie zmienią,
ale zmienimy się my, oby na dobre...

Kiedyś rozmawiałam z koleżanką a propos pewnego słowa.
Dla mnie było jasne jak słońce, że zmienią się okoliczności, nie ja.
Nie rozumiałam totalnie, gdy mówiono mi, że to, co się zmieni, to niekoniecznie muszą być okoliczności.

Powoli zaczyna do mnie docierać, że czasem przez okoliczności Bóg zmienia nas,
że czasem mówi nam o zmianach i to wcale nie oznacza zmiany okoliczności.

Ok, pewne rzeczy się zmienią.
Ale może niektóre na gorsze,
a inne może nie zmienią się wcale.

Ale jeśli się poddamy Bogu,
"trudne okoliczności" itp. przestaną nam przeszkadzać.

Nie każdy się zgodzi ze mną,
jest tyle teorii,
tyle mądrych głów...

Nie piszę ostatnio, bo sama się w tym wszystkim gubię.

Tak wiele nie rozumiem z tego, o co Bogu chodzi,
co On robi w moim życiu.
Mam nadzieję, że w miarę wychodzi mi współpraca z Nim.

On współdziała we wszystkim ku dobremu z tym, którzy Go miłują.

Co wcale nie oznacza, że wszystko obróci w dobro,
a już niekoniecznie dobro wg naszej definicji.

Powoli zaczynam ogarniać o co chodzi w tym,
że wcale nie musi być lekko na drodze z Bogiem,
że może nigdy nie będzie.

Uczę się patrzeć na Niego.
Nie chcę już skupiać się na tym, czego nie mam,
na tym, co jest nie tak jak sobie wyobrażałam.
Może czasem lepiej nie pytasz, czemu na to pozwalasz,
czemu nie dałeś mi tego i owego.

Nie zawsze ma to najlepsze skutki,
widzę to ostatnio po sobie.
Nie wszystkie zmiany, które obserwuję ostatnio w sobie, zmierzają w dobrym kierunku.

Trudne okoliczności sprawiają, że albo stajemy się coraz mięksi,
coraz bardziej ufający Bogu, coraz radośniejszy albo twardzi i zgorzkniali.

Nie chciałabym skończyć w tej drugiej kategorii.

Dlatego modlę się,
daj mi serce pełne wdzięczności,
oczy, które zawsze patrzą ku Tobie,
chce radować się w Tobie niezależnie od okoliczności.
Nie chcę narzekać, chcę ufać.

Chcę czekać, aż pewnego dnia powstaniesz w moim życiu,
przemienisz to, co uznasz za stosowne,
a pozostałe kwestie przemienią mnie,
chcę być bardziej podobna do Ciebie.


A tak ze spraw bardzo przyziemnych,
postanowiłam zakończyć karierę złotowłosej blondynki
i wrócić do mniej-więcej mojego odgórnie zaprojektowanego kolorku :)
(aktualnego zdjęcia brak :) )