czwartek, 26 lipca 2012

Wieści z dalekiego wschodu :)

Dni mijają szybko,
nasz obóz przesuwa się wzdłuż wschodniej granicy.

To jest moje miejsce na ten czas,
miejsce, gdzie moje serce naprawdę żyje.

Dziś uwielbialiśmy naszego Boga i Króla dosłownie na ulicy :)
Na czas ewangelizacji zamknięto ją dla nas :)
Pieśń "Nie wstydzę się Ewangelii" z fragmentem "mógłbym tańczyć na ulicach miast",
nabrała zupełnie innego wymiaru.

Na obozie jest niesamowita łaska i wolność,
myślę, że nie chodzi tylko o obóz, ale o to, że wychodzimy na ulice miast.
Codziennie maszerujemy dla Jezusa,"
codziennie inne miasto,
zazwyczaj jest nas około setki,
nie licząc aniołów,
koszulki, flagi, transparenty,
modlitwa, śpiew skandowanie,
eskorta policji...

Nasz Król jest tego godzien!!!

Wierzę, że On tak bardzo cieszy się, gdy uwielbiamy go na rynkach, placach, ulicach...
Gdy tańczymy, śpiewamy, a nawet wygłupiamy się.
Nie raz łapałam się na tym, że początkowy wygłup taneczny,
zamieniał się w namaszczony gest proroczy.

Nie mam czasu pisać do Was wszystkich,
więc piszę tutaj,
Królestwo Boże jest głoszone,
chorzy są uzdrawiani,
a Jego imię wywyższane!!!

W międzyczasie wygłupiamy się,
budujemy,
kupujemy masło i chleb na kanapki,
pierzemy brudne skarpetki itd.

Błogosławię Was wszystkich w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa!!!

czwartek, 12 lipca 2012

Jego scenariusz.

Ostatnie ubrania schną,
pierwsze przymiarki do pakowania,
jak będziecie słyszeć o jakimś kursie sprawnego pakowania, dajcie znać :P

Tęczowe spodnie kupione,
kolorowe tenisówki umyte,
flagi czekają w kącie...

Tak, fizycznie jestem gotowa tańczyć na ulicach miast.

Wyjeżdżam na obóz,
jakby ktoś z Was miał trochę czasu do zagospodarowania, polecam całym sercem

www.obozwedrowny.pl

Miałam nie jechać,
miałam pracować,
mieć dorosłe, poukładane życie...

Jeśli już, to myślałam o innym krótkim wyjeździe,
takim by odpoczywać i brać.

Ale On miał inny plan,
ostatnio ciągle mówię, by naprawdę robił z moim życiem, co chce...
Uczę się nie dziwić tym nagłym zwrotom akcji,
bo to On pisze scenariusz,
i tak zbyt często wyrywam Mu pióro.

Wiem, że to będzie dobry czas,
że to jest moje miejsce na teraz.
Nie wiem, czy będę tydzień, dwa czy całe cztery.

On wie.

Wcale nie czuję, że mam wiele do dania,
wcale nie czuję się kompetentna,
wiem, ile kosztuje mnie czasem taniec  w kościele,
a na obozie- rynki, place, obce miejsca, obcy ludzie...
Dla mnie o wiele wyższa po poprzeczka.

Ale wiem, że gdy się odważę,
znów będę tańczyć z NIM po kałużach,
będę tańczyć tak, jak nie potrafię tańczyć.

Sama z siebie mam puste ręce,
nie zrobię nic.

Jedyne, co mogę, to pozwolić, by On dotykał innych przeze mnie.

To jest tam najważniejsze,
On i Ci, których On chce spotkać,
przez nas.

Z tym nastawieniem chcę jechać,
chcę być Jego nogą, ręką, uchem, okiem, głową, ustami...


Jeśli chcesz, możesz modlić się o tych ludzi, o ten czas,
o nas, byśmy potrafili być użyteczni i nie minęli się z tym, co On chce zrobić.

niedziela, 1 lipca 2012

Relacje jednostronne.

Ostatnio zastanawiam się nad zjawiskiem, które nazywam sobie "relacja jednostronna".

Myślałam, że mam w życiu jeden sztandarowy przykład,
ostatnio stykam się z tym częściej.

Polega ona na tym, że jedna ze stron odzywa się,
gdy potrzebuje się wygadać czy cokolwiek innego.
W moim przypadku stykam się z tym pierwszym gatunkiem.

Osobnik lub osobniczka odzywa się,
tudzież spotyka z Tobą,
następnie mówi mówi mówi,
po czym znika i cisza na morzu...
oczywiście do czasu, kiedy znów potrzebny będzie pokój zwierzeń...

Zastanawiałam się, na ile takie relacje mogą być testem od Boga,
nauką miłości bezwarunkowej,
bo  w takiej relacji, to Ty jesteś stroną, która daje, daje i nie dostaje zazwyczaj nic w zamian...

Dajesz swój czas, swoją uwagę, radę, zaangażowanie, zapewne modlitwę itd....

Na pewno można uczyć się, jak dawać nie oczekując zwrotu,
jak czerpać od Tego, który jest Źródłem i nieść dalej nadzieję, zachętę, światło...

Myślę, że Bóg może chcieć postawić takie osoby na naszej drodze, by kształtować nas,
ale też by nas użyć, by dotknąć ich życia.

W takim wypadku niezbędne jest właściwe nastawienie, brak oczekiwań, bo możemy się rozczarować...

Jakkolwiek taki jednostronny układ trudno dla mnie nazwać relacją.
I widzę, że część ludzi zapomina o tym, że to działa w dwie strony,
że w jakiś sposób jesteśmy odpowiedzialni za tego drugiego człowieka,
że należy o tą osobę dbać,
inwestować w tą relację.

Są takie chwile, gdy potrzebujemy się wygadać, gdy mamy problemy itp.,
wtedy rzeczywiście będziemy mówić przez większość czasu,
ale to nie zwalnia nas od tego, by zapytać, co u tej drugiej strony...

I tak sobie chodzę i myślę o tym,
jak to wszystko powinno wyglądać,
i na ile ja dbam o moje relacje,
czy nie zdarza mi się mówić mówić mówić,
a potem znikać i zapominać o tych, których akurat nie potrzebuję...


Najmocniejsze jest jednak to, gdy zaczniemy się zastanawiać jak to wygląda w relacji ja-Bóg.
Ile razy zdarzyło mi się mówić mówić mówić,
a potem wrócić do swoich spraw, zanim On w ogóle zdążył "otworzyć usta".

O ile ludzie są tylko ludźmi,
nasze relacje nigdy nie będą idealne,
będą pojawiać się i znikać,
co oczywiście nie zwalnia nas z tego, by dbać o ich jakoś,
o tyla naprawdę warto zastanowić się jak to się ma w przypadku JA i Bóg...

A najlepiej zapytać Jego, jak On to widzi.