Ostatnie ubrania schną,
pierwsze przymiarki do pakowania,
jak będziecie słyszeć o jakimś kursie sprawnego pakowania, dajcie znać :P
Tęczowe spodnie kupione,
kolorowe tenisówki umyte,
flagi czekają w kącie...
Tak, fizycznie jestem gotowa tańczyć na ulicach miast.
Wyjeżdżam na obóz,
jakby ktoś z Was miał trochę czasu do zagospodarowania, polecam całym sercem
www.obozwedrowny.pl
Miałam nie jechać,
miałam pracować,
mieć dorosłe, poukładane życie...
Jeśli już, to myślałam o innym krótkim wyjeździe,
takim by odpoczywać i brać.
Ale On miał inny plan,
ostatnio ciągle mówię, by naprawdę robił z moim życiem, co chce...
Uczę się nie dziwić tym nagłym zwrotom akcji,
bo to On pisze scenariusz,
i tak zbyt często wyrywam Mu pióro.
Wiem, że to będzie dobry czas,
że to jest moje miejsce na teraz.
Nie wiem, czy będę tydzień, dwa czy całe cztery.
On wie.
Wcale nie czuję, że mam wiele do dania,
wcale nie czuję się kompetentna,
wiem, ile kosztuje mnie czasem taniec w kościele,
a na obozie- rynki, place, obce miejsca, obcy ludzie...
Dla mnie o wiele wyższa po poprzeczka.
Ale wiem, że gdy się odważę,
znów będę tańczyć z NIM po kałużach,
będę tańczyć tak, jak nie potrafię tańczyć.
Sama z siebie mam puste ręce,
nie zrobię nic.
Jedyne, co mogę, to pozwolić, by On dotykał innych przeze mnie.
To jest tam najważniejsze,
On i Ci, których On chce spotkać,
przez nas.
Z tym nastawieniem chcę jechać,
chcę być Jego nogą, ręką, uchem, okiem, głową, ustami...
Jeśli chcesz, możesz modlić się o tych ludzi, o ten czas,
o nas, byśmy potrafili być użyteczni i nie minęli się z tym, co On chce zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz