niedziela, 16 grudnia 2012

Pozwól Mu rozbić swoje złudzenia.

Kolejny raz czuję się tak głupio,
kolejny raz okazało się, że uwierzyłam w złudzenie.

Rozbiłeś je,
czuję się jakoś tak dziwnie.

Wiem, że to jest najlepsze, co mogłeś zrobić,
sama Cię przecież o to prosiłam.

Wiem, że muszę pozwolić rozprysnąć się temu na milion kawałków,
nie schylać się po nie,
nie zbierać,
ufać...

Przejść nad nimi,
pójść dalej za Tobą.

Czasami pytam, jak daleko jeszcze każesz mi iść,
lecz Ty dajesz mi siłę, gdy ja mam ochotę stanąć.

Pomóż mi zwrócić mój wzrok ku niebu,
chcę z tej perspektywy zawsze patrzeć na ziemię,
która jest w dole.
Chcę założyć okulary wieczności.

Otwórz moje oczy,
chcę widzieć,
chcę wiedzieć, co ma wieczną wartość.

Nie chcę stawać się taką, jaką chcieliby mnie widzieć ludzie,
nie chcę sprostać ich oczekiwaniom,
Ty masz inny przelicznik,
chcę by moje życie miało w sobie współczynnik wieczności.

Pozwalam Ci,
rozbij wszystkie moje złudzenia,
niech to co stoi na piachu runie,
dziś, teraz,
a nie po drugiej stronie.

Chcę umieć patrzeć dalej,
szukać celu wyżej.

Pomóż mi,
sama jestem tak słaba,
moje siła jest w Tobie.

Dziękuję Ci, że nie zapomniałeś,
że mnie nie zostawiłeś,
że budzisz mnie ze snu.

Budź mnie dalej,
choć to czasem tak bardzo boli.

Wytrę oczy,
podniosę głowę
i pójdę dalej,
jestem Córką Króla.

piątek, 14 grudnia 2012

Budząc się ze snu.

Ograniczenia.

Kupiłam sobie nowe buty,
byłam nimi zachwycona, póki nie obtarły mi pięt tak,
że mogę zapomnieć o bieganiu,
a co gorsza prawdopodobnie i o planowanym od kilku tygodni niedzielnym wyjeździe w góry :(

Człapiąc powoli do domu myślałam o tym, jak wiele mam,
jak wiele mogę, zwykłe codzienne rzeczy,
a tak często ich nawet nie widzę...

Pięty,
drobnostka,
a z tylu rzeczy muszę zrezygnować,
ale tylko na kilka dni...

A inni ludzie?
Mogą o wiele mniej,
a mają w sobie tyle siły...

Nie chcę zatrzymywać się na drobiazgach, błahostkach,
zapominając o co w tym wszystkim chodzi...

Czuję, jakbym budziła się ze snu.
Z różnych stron Bóg porusza moje serce.
Dziś potrafię nazwać już swoje marzenia,
nie tak dawno nie było to takie oczywiste,
chyba nie potrafiłam już marzyć!!!


I jeszcze coś, co napisałam do Niego o marzeniach,
nie wiem, jakoś tak samo nagle przyszło,
nie mogłam przestać...

Wynik tego, o czym rozmawialiśmy na grupie,
artykułu, który czytałam dziś na pewnym blogu
(http://haszamajim.blogspot.com/2012/12/od-milionera-do-pucybuta.html),
o fragmencie, który dziś uderzył mnie podczas czytania,
no i faktu, że kolejny raz moje plany zmieniają się,
a ja niezbyt mogę coś na to poradzić...

"Ty znasz moje marzenia,
nie chcę już sama o nie walczyć,
nie chcę próbować swoich pomysłów, planów...

Chcę złożyć u Twoich stóp,
całe moje serce,
i wszystko, co w nim jest...

Zaufać, że Ty wiesz lepiej,
że Ty, nie robiąc mi krzywdy,
zabierzesz to, co nie jest dobre dla mnie,
to, co jest tylko złudzeniem,
że Ty zamkniesz przede mną każdą ślepą uliczkę,
a wprowadzisz mnie na Swoje drogi.

Złożyć Tobie w ofierze marzenia,
ufając, że oddasz mi spełnione te,
które są prawdziwie od Ciebie,
to jest najlepszy wybór,
najlepszy dowód miłości i zaufania.

Robię więc krok w nieznane,
wypuszczam to z rąk,
być może widzę to ostatni raz,
może to spłonie całe,
leczy gdy widzę Twoje oczy,
pełne miłości...
wiem,
nie mogę inaczej.

Nie chcę gonić za marzeniami,
które kiedyś staną między nami,
które odciągną moje serce od Ciebie.

Ufam, że Ty,
Wielki Wojownik,
Potężny Władca,
który żywisz pasję do mnie,
będziesz walczyć o mnie,
gdy złoże moje życie w Twoje ręce.

Więc chcę być jak sługa,
uniżać się, jak Ty,
gdy zstąpiłeś z nieba na ten świat.
Ty, dla którego ziemia jest tylko podnóżkiem stóp....

Skurczyłeś się,
stanąłeś wśród nas...

Ty też nie rozpychałeś się łokciami,
z ufnością spoglądałeś w górę,
szukając twarzy Ojca,
wraz z ostatnim oddechem złożyłeś w Jego ręce
całe swoje istnienie.
Zwyciężyłeś,
bo zaufałeś aż po śmierć."


http://www.youtube.com/watch?v=ACNUDMp8OnU&playnext=1&list=PL20KBF-MDGGOTRAPHD-FPSMUIGWM7G6WO

Moje nowe odkrycie :)

środa, 12 grudnia 2012

Koniec przerwy? Pora żyć!!!

Hm...
Miałam ostatnio dość długą przerwę w pisaniu, ale żyję...

Fakt, miałam naprawdę dość kiepski czas,
nie było sensu pisać,
nie skleciłabym nic konstruktywnego,
nic, co byłoby dla Was zachętą i zbudowaniem.

Ale nawet gdy leżymy, nie jesteśmy pokonani, o nie!!!

Nawet gdy mamy kolejny życiowy zakręt,
gdy wszystko wydaje się iść nie tak,
nawet gdy już stracimy nadzieję, że kiedyś będzie lepiej,
gdy budzimy się w nocy czując paniczny strach,
że już nie wiemy, co, jak, gdzie
i najchętniej byśmy po prostu zniknęli...

Nawet wtedy, On jest,
nawet wtedy, On wie
i On cały czas działa.

Może co jakiś czas musimy "umrzeć",
może co jakiś czas musimy wypuścić wszystko z rąk.
Nie będę tego aż tak analizować,
przynajmniej nie tutaj.

Jedno wiem, mam determinację, być ŻYĆ,
żyć wg Jego miary i planów,
a nie tylko wegetować...

Mogę wybrać życie lub śmierć,
czytaj też- wegetację, życie w kłamstwie, z niewłaściwą perspektywą.

Nie wiem nawet sama jak to się dokładnie stało,
było do kitu,
a teraz wiem już, że jest dobrze.
W sumie zewnętrznie, w okolicznościach nic się specjalnie nie zmieniło,
a jednak zmieniło się wszystko!!!

Chyba na razie tyle- żyję :)


sobota, 8 grudnia 2012

Polecam :)

Artykuł Magdy Kabat "Martwienie się i stres":

http://magdalenakabat.wordpress.com/2012/12/08/martwienie-sie-i-stres/

niedziela, 28 października 2012

Bóg dziś nie uzdrawia?!?!

Czy Bóg uzdrawia w naszych czasach?

Obejrzyj, sprawdź:

http://www.youtube.com/watch?v=OWM7QK8aBlU

Ja byłam i widziałam na własne oczy :)

poniedziałek, 15 października 2012

Najpiękniejszy ślub. 7:1 w praktyce.

Byłam w sobotę na ślubie i weselu Przyjaciół.

Wiem, że to nie tylko moje wrażenie, rozmawiałam z kilkoma osobami i mieli takie same.
Myślę, że każdy kto uczestniczył w tym wydarzeniu ma podobne zdanie.

To był najpiękniejszy ślub jaki kiedykolwiek widziałam!!!
Fakt, nie widziałam wielu.
Ale ten był naprawdę wyjątkowy.
Jestem przekonana, że tak niesamowitych ślubów na ziemi nie ma zbyt wielu.

Nie chodzi o ilość gości,
nie chodzi o bogactwo dekoracji,
nie chodzi o cenę sukni ślubnej,
to nie wspaniałość przyjęcia,
wielkość orkiestry
czy znakomitość gości zadecydowała o wyjątkowości tego wydarzenia.

To para młoda,
ich czysta, niewinna, nieskalana miłość.
Nie było większej radości niż patrzeć na nich.
Mogliśmy być jak Przyjaciel Oblubieńca, który raduje się, gdy widzi Jego szczęście.

Państwo młodzi zastosowali 7:1 w praktyce,
do końca i bez najmniejszego kompromisu.
Wierzę, że Bóg w niesamowity sposób błogosławi takie pary.
Że udziela do ich miłości czegoś ponad naturalnego.
Jestem przekonana, że moi Przyjaciele będą zbierać owoce swojej wierności Słowu Bożemu dopóki będą chodzić po tej ziemi, a nagrodę odbiorą i w niebie.

Jak to moja Kochana Siostra stwierdziła:
"Nie wiem, czy ktokolwiek zrobił na ziemi kiedykolwiek coś takiego."

Myślę, że tak i że nigdy nie żałował :)

To była tak wielka radość.
Nasze serca krzyczały- to jest właśnie tak, jak miało to wyglądać od początku,
właśnie tak jak zaplanował to Bóg.
Ta ich niesamowita radość.
Mój Przyjaciel radośnie wykrzykujący i skaczący z rozpierającego go szczęścia :)
Niezapomniany widok....

Ef 5,31-32

"Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją,
a tych dwoje będzie jednym ciałem.
Tajemnica to wielka,
ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła."

wtorek, 9 października 2012

7,1- ale o co chodzi?!

Już od jakiegoś czasu o tym myślę,
więc prośba "vox'a" tylko to przyspieszyła.

Otóż moje zdjęcie profilowe wiążę się z pewnym słynnym,
niezwykle popularnym, bijącym wszelkie rekordy nauczaniem,
które pastor Jerzy Przeradowski niezmiennie od serwuje obozowiczom,
ku ich ogólnej radości, zbudowaniu.

Myślę, że niejedną osobę uchroniło przez wejściem na grząskie tereny,
niejedna osoba zachowała swoją czystość,
bo miała wyryte na sercu i w pamięci te słowa.

Roboczo zwane "7 1", do fragmentu z 1 Listu do Koryntian 7,1

"Dobrze jest, jeżeli mężczyzna nie dotyka kobiety."

To fragment wyjściowy,
Jurek porusza wszelkie aspekty relacji damsko-męskich,
przedstawia je w świetle biblijnym.
Uważam, że jest to niezmiernie zdrowy i wartościowy przekaz.

Rzucający nam, chrześcijanom, wyzwanie,
bo poprzeczka jest wysoko.

Ale warto.

Postaram się zdobyć plik audio.
Słyszałam to nauczanie już x razy,
ale za każdym razem jest nowe, świeże, bogatsze.

Na razie link do dość starej wersji, noszącej wtedy jeszcze inną nazwę:

http://kchjz2.republika.pl/mr/czytelnia/przedmalzenska%20intymnosc.htm.


W podobny, zdrowy i biblijny sposób pisze Joshua Harris.
Wydawnictwo "Pojednanie" wydało po polsku jego "Pożegnanie z randką" oraz "Chłopak spotyka dziewczynę."
Joshua podaje masę przykładów z życia, ze swojego otoczenia, z listów od czytelników, pisze dojrzale, ciekawie, w sposób pełen Bożej mądrości, mając bodajże 21 lat w momencie pisania!!!


Pozycje polecam.
A zdjęcie ktoś zrobił na obozie, w czasie jakiegoś nauczania.
O jego istnieniu dowiedziałam się po miesiącu czy dwóch.
Nie pozowane, ale podpisuję się pod nim i pod "7 1".

niedziela, 7 października 2012

Wewnętrzny zgrzyt- rzecz o muzyce.

Wczoraj koleżanka zamieściła na FB artykuł:

http://muzyka.interia.pl/pop/news/szokujace-fakty-gwiazdy-pop-czcza-diabla-i-chca-zawladnac,1822865,50


Ciekawy, aczkolwiek przerażający.

Różne teorie spiskowe się słyszy,
trzeba podchodzić do nich z dystansem,
większość nadaje się między bajki.

Ale dla wierzących ta bajką raczej nie jest.


Od dobrych kilku lat nie słucham "światowej" muzyki.
Wczoraj w aucie włączyłam radio,
przełączałam cały czas stacje,
 bo jakaś ta muzyka była dla mnie okropna,
nie do zniesienia.
Ten wewnętrzny zgrzyt.

A wieczorem przeczytałam ten artykuł.
Wobec tego niech radio milczy!!! :)

sobota, 29 września 2012

Po warsztatach.

Warsztaty odbyły się w bardzo kameralnym i sympatycznym gronie,
dokładnie tak jak przewidywałam.

Jak to powiedział jeden z uczestników: "Boża arytmetyka jest zupełnie inna,
dzielone namaszczenie nie zmniejsza się i nie wyczerpuje, ale pomnaża."
Tak naprawdę, to ja się czuję, jakbym była uczestnikiem, a nie jednym z organizatorów.

Mogłam sobie przypomnieć kolejny raz o co w tym wszystkim chodzi,
a chodzi tylko i wyłącznie o Niego.
Jak to powiedziała M. w tańcu uwielbienia chodzi tylko i wyłącznie o to, "by On tańczył przeze mnie."

Czas oddania swego ciała na nowo Duchowi Świętemu,
czas brania wolności,
czas przypominania sobie, jak to jest czekać aż On przyjdzie i zatańczy przeze mnie....

Bardzo dobry czas,
garstka Jego dzieciaków miała masę radości.
Cieszy mnie to, że byli też z nami mężczyźni.
Może już niedługo nie tylko kobitki będą wywijać z flagami :)

Dziękuję Wam, że byliście.
Dziękuję, że mogłam się dziś tyle nauczyć i mieć tyle radości w tym, co robiliśmy razem :)

Uchwyćmy to, co dziś dostaliśmy i niech żaden wstyd i pseudoreligijne ramki nam tego nie odbiorą :)

Błogosławię Was w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa!!!!

wtorek, 25 września 2012

Warsztaty worship dance.

W najbliższą sobotę, tj. 29.09'12 o 16.00 organizujemy w CCH Kanaan warsztaty worship dance (taniec w uwielbieniu).

W programie:
- taniec w Biblii
- znaczenie kolorów
- nasze osobiste świadectwa
- miejsce na modlitwę, praktykę

Zainteresowanych oraz mających pytania wszelakie proszę o kontakt na prv.
Tym razem warsztaty raczej dla dorosłych, ewentualnie starszych dzieci.
Edycja dla młodszych uczestników na razie na etapie pomysłu :)
Zapraszam serdecznie!!!!

PS. Przydadzą się wygodne ubranka i buciki, chyba że ktoś woli na boso :)
Nie wymagamy żadnych specjalnych umiejętności.

poniedziałek, 24 września 2012

Co może wyniknąć z Twojego CV...

Jako że nie byłam do końca zdecydowana, czy wrócę po wakacjach na studia, zajmowałam się ostatnio szukaniem pracy.
Każdy kto to robił, wie, że nie zawsze jest to zajęcie łatwe i przyjemne.
Ale nie o tym chcę pisać...

W swoim CV jako hobby mam wpisane "Biblia, worship dance."

Już kiedyś na jakiejś rozmowie opowiadałam po niemiecku czym owy tajemniczy rodzaj tańca jest.
Ale ostatnia rozmowa przebiła wszystko.
Może to całe szukanie pracy było właśnie po to?

Wydaje mi się, że nie codziennym zjawiskiem jest spotkać na rozmowie kogoś, kto pierwsze co, to ze szczerym zainteresowaniem pyta, jak ja podchodzę do tej Biblii.
Kto widać ma serce pełne pytań i jest mega szczęśliwy, że mógł dorwać kogoś, kto "ma w CV takie ciekawe rzeczy".
Co prawda nie jestem zbyt obcykana w temacie Czasów Ostatecznych, więc nie umiałam do końca zaspokoić ciekawości tego chłopaka, bo nie na wszystkie pytania umiałam odpowiedzieć.
Ale gdy stamtąd wyszłam zastanawiałam się, czy to się wydarzyło naprawdę :)
O pewne rzeczy musieli zapytać, wszak to była rozmowa rekrutacyjna.
Ale nie kryli, że oni prywatnie po prostu muszą zapytać o pewne rzeczy, skoro już tam się zjawiłam.
Uparcie wracali do spraw duchowych.
A ja mogłam powiedzieć, czym jest dla mnie modlitwa, że życie z Bogiem może nie jest różowe, ale jest inne niż bez Niego, że to zupełnie inna jakoś itp. rzeczy.
A o tańcu uwielbienia opowiadałam tym razem po angielsku.

Ja tak naprawdę nic nie zrobiłam, po prostu wysłałam moje CV.
Nigdy nie wiesz, czego Bóg użyje.
A jak widać Jego sposoby są niestandardowe.

PS. Niezależnie od wyniku rozmowy, raczej się na ta pracę nie zdecyduję. Wygląda na to, że wracam na studia.

poniedziałek, 17 września 2012

Żyję :)))

Wyjazd był udany.
Nie kosztował mnie ani złotówki.
Bóg wiedział, czego potrzebowałam.

Nie będę pisać o nauczaniach,
dużej części nie zrozumiałam,
nie mój poziom objawienia.

Nie chcę się też wdawać w dyskusje na wersety,
przerzucanie cytatami, czy można widzieć Boga,
bo Biblia mówi, że nikt nigdy Go nie widział,
ale są też wersety, które mówią, że "widziałem Pana na tronie".

Wierzę, że wiele z tego co mówi Ruth jest prawdą,
a to, czego na dziś nie rozumiem, zostawiam na boku.

Wiem tylko, że to proroctwo, które miała do mnie, było od Boga.
On wie, jaki mam czas,
wie, jak mnie podnieść, zachęcić, dodać sił.

Jest wierny i naprawdę wie, kiedy Ty już nie dajesz rady,
nie spóźni się ze swoim odświeżeniem.

Wciąż nie wiem, jak się rozwiążą pewne bardzo istotne kwestie,
ale dziś mogę cieszyć się, że żyję,
On zdjął mi kilka ton ciężaru, które nosiłam na swojej duszy.

Wciąż zadziwia mnie, jak to jest,
jedno Jego słowo potrafi przegnać mój strach :)

czwartek, 13 września 2012

Uspokoić się,by nie utonąć...

Nie czuję się komfortowo w tym miejscu, w którym jestem,
z MOJEJ perspektywy nie wygląda to na chwilę obecną różowo,
trochę inaczej to wszystko sobie wyobrażałam.

Na początku średnio radziłam sobie z tym miejscem,
dziś już co nieco zaczynam kapować i jest o wiele lepiej :)

Kiedy się tak motałam, stresowałam, troskałam, zrozumiała jedno,
najpierw muszę się uspokoić :)
Bo "piszcząc", "tupiąc nóżką", "kręcąc się w kółko", "rwąc z głowy włosy" nic nie zdziałam...

Po prostu utonę.
Miałam taki śmieszny ni to obraz, ni to wrażenie kilka dni temu przed zaśnięciem.

Zobaczyłam, że jak człowiek tonie to się rzuca, mota, za wszelką cenę próbuje coś zrobić, byle nie utonąć,
jest dużo plusku wody, bąbelków, piany, a często mało efektów...
Żeby ktoś mógł go uratować, musi przestać się rzucać :)
Zastanawiam się nad tym, czy czasem nie trzeba takiego delikwenta pozbawić przytomności.

Więc póki co jestem na tym etapie, uspokajam się :)


A jutro tak jak w zeszłym roku, jedziemy ekipą osób, które mają mniejsze lub większe odpowiedzialności u nas w kościele do Karłowic. Będzie z nami Ruth Hahn.
Wierzę, że to będzie dobry czas :)))






PS. Właśnie na to trafiłam, polecam:

http://respiracja.blogspot.com/2012/08/poczekalnia-czesc-2.html#more

Wrześniowa doba uwielbienia-jutro!!!

Jutro na Sępiej U24, grafik:
8.00 Antiochia
20.00 Marek Macyszyn (The Rock)
22.00 Kanaan 
24.00 ...
02.00 Romuald Kula & Igor (Kanaan)
04.00 Dorota Pawłowska ( Antiochia )
06.00 Piotrek Krajewski ( Antiochia )
08.00 Michał Matczak ( Antiochia )
10.00 Joanna Sochacka (Antiochia)
12.00 
14.00 ...
16.00 ...

poniedziałek, 3 września 2012

Nie wiem? Wiem!!!

M. pytała, czemu ostatnio nic tutaj nie piszę.
Sama nie wiem, taki czas, a może coś już się skończyło.
Już parę razy się zbierałam i zawsze jakoś nie mogłam.

Ostatnio zaobserwowałam w swoim życiu dość ciekawą  rzecz.
Są takie tematy, co do których jeszcze niedawno byłam, że jestem gotowa ruszyć z nimi do przodu.
Uważałam, że jestem gotowa i czekałam aż tylko Bóg otworzy odpowiednie drzwi.
Lecz odkryłam, że wcale nie jestem :P
Co ciekawe, gdy doznałam tego objawienia, odeszło wszelkie napięcie, które może wiązać się czasem z oczekiwaniem, czy to już, czy to właściwe drzwi itd.
Co prawda, jak rozmawiałam o tym z kolegą, zaczął się śmiać, że mogę się zdziwić,
bo to, że mam takie podejście i że tak czuję, wcale nie musi świadczyć, że jeszcze daleka droga przede mną, ale właśnie to, że właśnie stoję na progu...

Jakkolwiek, przestało mi się śpieszyć z pewnymi rzeczami i podoba mi się ta wolność.
Ba chcę jej jeszcze więcej :)
Chcę czekać na Boże działanie,
dać Mu pole do działania na Jego warunkach,
w Jego czasie,
tak mi dopomóż Bóg :P

Co do innych kwestii, gdzie wydawało mi się, że nie jestem gotowa,
a przynajmniej nie byłam tego pewna,
Bóg miał inne zdanie.

Daleka jestem od myślenia, że nie wiemy, co Bóg robimy w naszym życiu,
bo może ktoś mnie opatrznie zrozumieć.
Wydaje mi się tylko, że czasem tak bardzo czegoś chcemy, że wmawiamy sobie, że jesteśmy gotowi,
że czujemy, że to już.
A Bóg naprawdę wie lepiej i widzi dalej,
i chwała Mu za to!!!

Co do tego "nie wiem".
Myślę, że jest to jeden z patentów nagminnie używanych przez diabła, by okraść nas z radości, pokoju,
zaufania, pewności, że wiemy dokąd zmierzamy.
Tak często próbował podejść mnie i niektóre bliskie mi osoby tym kłamstwem.

Bo to jest kłamstwo,
nasz Tata nigdy nie chce, byśmy chodzili w niepewności,
w poczuciu, że nie wiemy dokąd zmierzamy,
On nie chce, byśmy wpadali  w panikę, z powodu braku jasności, co się dzieje w naszym życiu.
Nasz przeciwnik chce zabrać nam pokój, wpędzić w zamieszanie,
wtedy tak trudno usłyszeć TEN cichy głos, który wskazuje nam właściwą drogę.


Uczę się nie łykać kłamstw,
tak wiele możemy stracić, gdy pozwolimy, by strach zagościł w naszym sercu.
Nie oddawaj pola,
nie oddawaj ani kawałka ziemi, która należy do Ciebie.
Strach, kłamstwo to takie małe liski, które chcą podgryzać Twoje serce.
Wpuścisz jednego i zaraz przybiegnie cała chmara.
A tym czasem trzeba im ukręcać łebki jak to mawia nasz Pastor :P

środa, 15 sierpnia 2012

Obóz, obóz... i już po obozie

Po miesiącu wędrówki przez dwadzieścia parę miast wróciłam do domu.

Wcale nie czuję tego całego trudu,
czuję się wręcz jak po wczasach i dziwię się, że jest już po wszystkim...

To jest dla mnie niesamowite świadectwo,
bo przed obozem trochę się obawiałam, jak zniosę to całe niewyspanie, kolejki pod prysznic i inne obozowe niedogodności...
Miałam nadzieję, że jakoś dwa tygodnie przetrwam i odnajdę się po rocznej przerwie...
Zostałam miesiąc i mogłabym dalej :)

Jest to dla mnie niesamowite,
miesiąc nadzorowania kuchni dla 40-50 osób (na szczęście Bóg nie daje nic ponad nasze siły, więc obiady nie były na mojej głowie),
trochę odpowiedzialności za flagi,
no i inne mniejsze obozowe zadanka...
a ja na żadnym obozie tak nie wypoczęłam!!!

Jechałam świadoma moich braków,
w czasie obozu wychodziły kolejne rzeczy, które nadają się do poprawki,
przez cześć Bóg przeprowadził mnie już na obozie.
Jestem Mu bezgranicznie wdzięczna za to, ile mogłam się przez ten miesiąc nauczyć!!!

Niesamowite nauczania Jerzego Przeradowskiego,
tematy na tu i teraz,
proste, konkretne, pełne mocy i prawdy.

Czas przełamywania się,
wychodzenia do ludzi,
głoszenia na ulicach miast.
Tak, Bóg dał mi szansę i odwagę, by dwa razy pogłosić w Mikołajkach na rynku w czasie takiej luźnej ewangelizacji ulicznej.
Coś na co nie odważyłam się dwa lata temu w Rzeszowie,
czego żałowałam miesiącami.
W tym roku mogłam to zrobić z Nim :)

Za dużo tego wszystkiego jest na obozie, by pisać,
modlitwy o chorych na placach,
uzdrowienia,
poprawy wzroku, słuchu, zostawiane kule...
śmiech, łzy radości,
ale też pukanie się w głowy, wyzywanie od sekt.

Całe nasze obozowe życie.
I te głębokie relacje,
które nie utracą na wartości nawet, gdy zobaczymy się dopiero za rok.

Wiem też, że muszę trochę przewartościować swoje życie,
wywalić z niego trochę śmieci,
pytać, słuchać i ufać Jemu.

On uczy nas tego, co wyjdzie nam na dobre,
Jego drogi są najlepsze :)

Błogosławię Was wszystkich w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa!!!

czwartek, 26 lipca 2012

Wieści z dalekiego wschodu :)

Dni mijają szybko,
nasz obóz przesuwa się wzdłuż wschodniej granicy.

To jest moje miejsce na ten czas,
miejsce, gdzie moje serce naprawdę żyje.

Dziś uwielbialiśmy naszego Boga i Króla dosłownie na ulicy :)
Na czas ewangelizacji zamknięto ją dla nas :)
Pieśń "Nie wstydzę się Ewangelii" z fragmentem "mógłbym tańczyć na ulicach miast",
nabrała zupełnie innego wymiaru.

Na obozie jest niesamowita łaska i wolność,
myślę, że nie chodzi tylko o obóz, ale o to, że wychodzimy na ulice miast.
Codziennie maszerujemy dla Jezusa,"
codziennie inne miasto,
zazwyczaj jest nas około setki,
nie licząc aniołów,
koszulki, flagi, transparenty,
modlitwa, śpiew skandowanie,
eskorta policji...

Nasz Król jest tego godzien!!!

Wierzę, że On tak bardzo cieszy się, gdy uwielbiamy go na rynkach, placach, ulicach...
Gdy tańczymy, śpiewamy, a nawet wygłupiamy się.
Nie raz łapałam się na tym, że początkowy wygłup taneczny,
zamieniał się w namaszczony gest proroczy.

Nie mam czasu pisać do Was wszystkich,
więc piszę tutaj,
Królestwo Boże jest głoszone,
chorzy są uzdrawiani,
a Jego imię wywyższane!!!

W międzyczasie wygłupiamy się,
budujemy,
kupujemy masło i chleb na kanapki,
pierzemy brudne skarpetki itd.

Błogosławię Was wszystkich w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa!!!

czwartek, 12 lipca 2012

Jego scenariusz.

Ostatnie ubrania schną,
pierwsze przymiarki do pakowania,
jak będziecie słyszeć o jakimś kursie sprawnego pakowania, dajcie znać :P

Tęczowe spodnie kupione,
kolorowe tenisówki umyte,
flagi czekają w kącie...

Tak, fizycznie jestem gotowa tańczyć na ulicach miast.

Wyjeżdżam na obóz,
jakby ktoś z Was miał trochę czasu do zagospodarowania, polecam całym sercem

www.obozwedrowny.pl

Miałam nie jechać,
miałam pracować,
mieć dorosłe, poukładane życie...

Jeśli już, to myślałam o innym krótkim wyjeździe,
takim by odpoczywać i brać.

Ale On miał inny plan,
ostatnio ciągle mówię, by naprawdę robił z moim życiem, co chce...
Uczę się nie dziwić tym nagłym zwrotom akcji,
bo to On pisze scenariusz,
i tak zbyt często wyrywam Mu pióro.

Wiem, że to będzie dobry czas,
że to jest moje miejsce na teraz.
Nie wiem, czy będę tydzień, dwa czy całe cztery.

On wie.

Wcale nie czuję, że mam wiele do dania,
wcale nie czuję się kompetentna,
wiem, ile kosztuje mnie czasem taniec  w kościele,
a na obozie- rynki, place, obce miejsca, obcy ludzie...
Dla mnie o wiele wyższa po poprzeczka.

Ale wiem, że gdy się odważę,
znów będę tańczyć z NIM po kałużach,
będę tańczyć tak, jak nie potrafię tańczyć.

Sama z siebie mam puste ręce,
nie zrobię nic.

Jedyne, co mogę, to pozwolić, by On dotykał innych przeze mnie.

To jest tam najważniejsze,
On i Ci, których On chce spotkać,
przez nas.

Z tym nastawieniem chcę jechać,
chcę być Jego nogą, ręką, uchem, okiem, głową, ustami...


Jeśli chcesz, możesz modlić się o tych ludzi, o ten czas,
o nas, byśmy potrafili być użyteczni i nie minęli się z tym, co On chce zrobić.

niedziela, 1 lipca 2012

Relacje jednostronne.

Ostatnio zastanawiam się nad zjawiskiem, które nazywam sobie "relacja jednostronna".

Myślałam, że mam w życiu jeden sztandarowy przykład,
ostatnio stykam się z tym częściej.

Polega ona na tym, że jedna ze stron odzywa się,
gdy potrzebuje się wygadać czy cokolwiek innego.
W moim przypadku stykam się z tym pierwszym gatunkiem.

Osobnik lub osobniczka odzywa się,
tudzież spotyka z Tobą,
następnie mówi mówi mówi,
po czym znika i cisza na morzu...
oczywiście do czasu, kiedy znów potrzebny będzie pokój zwierzeń...

Zastanawiałam się, na ile takie relacje mogą być testem od Boga,
nauką miłości bezwarunkowej,
bo  w takiej relacji, to Ty jesteś stroną, która daje, daje i nie dostaje zazwyczaj nic w zamian...

Dajesz swój czas, swoją uwagę, radę, zaangażowanie, zapewne modlitwę itd....

Na pewno można uczyć się, jak dawać nie oczekując zwrotu,
jak czerpać od Tego, który jest Źródłem i nieść dalej nadzieję, zachętę, światło...

Myślę, że Bóg może chcieć postawić takie osoby na naszej drodze, by kształtować nas,
ale też by nas użyć, by dotknąć ich życia.

W takim wypadku niezbędne jest właściwe nastawienie, brak oczekiwań, bo możemy się rozczarować...

Jakkolwiek taki jednostronny układ trudno dla mnie nazwać relacją.
I widzę, że część ludzi zapomina o tym, że to działa w dwie strony,
że w jakiś sposób jesteśmy odpowiedzialni za tego drugiego człowieka,
że należy o tą osobę dbać,
inwestować w tą relację.

Są takie chwile, gdy potrzebujemy się wygadać, gdy mamy problemy itp.,
wtedy rzeczywiście będziemy mówić przez większość czasu,
ale to nie zwalnia nas od tego, by zapytać, co u tej drugiej strony...

I tak sobie chodzę i myślę o tym,
jak to wszystko powinno wyglądać,
i na ile ja dbam o moje relacje,
czy nie zdarza mi się mówić mówić mówić,
a potem znikać i zapominać o tych, których akurat nie potrzebuję...


Najmocniejsze jest jednak to, gdy zaczniemy się zastanawiać jak to wygląda w relacji ja-Bóg.
Ile razy zdarzyło mi się mówić mówić mówić,
a potem wrócić do swoich spraw, zanim On w ogóle zdążył "otworzyć usta".

O ile ludzie są tylko ludźmi,
nasze relacje nigdy nie będą idealne,
będą pojawiać się i znikać,
co oczywiście nie zwalnia nas z tego, by dbać o ich jakoś,
o tyla naprawdę warto zastanowić się jak to się ma w przypadku JA i Bóg...

A najlepiej zapytać Jego, jak On to widzi.

środa, 27 czerwca 2012

Przyjechałeś po mnie!!! - Przecież obiecałem :P

Właśnie obejrzałam film pt. "Uprowadzona." [Taken]

Nie powiem, film jest mocny...
Zdecydowanie dla dorosłych,
aczkolwiek rekomendowany przez B. Olechnowicza na konferencji w Legnicy.

Handel ludźmi,
niby każdy wie, że to się dzieje,
nawet teraz w tej chwili...

Żyjemy w takiej warstwie świata,
że nie spotykamy się z tym na co dzień.
Wiemy, że to dzieje się gdzieś tam...
Nie dotyka nas to bezpośrednio.

Dobrze jest konfrontować się z takimi tematami,
ten świat kolorowy, kuszący,
my zabiegani, zalatani,
często zbyt zajęci, by się zatrzymać, zastanowić.

Wiem, że ciągle o tym piszę,
ciągle się z tym stykam,
tak łatwo dać wciągnąć się w ten nurt,
płynąć wraz z tłumem...

Ale On nas znajdzie,
choćby na końcu świata,
zawsze wiedziałam, że to jest prawdziwa miłość,
miłość, która pójdzie za TOBĄ choćby na koniec świata.

Ta scena, gdy ojciec zabił już wszystkich, którzy stali mu na drodze,
sponiewierany i ranny,
i jego córka, uratowana w ostatniej chwili,
wpadają sobie w ramiona,
ona płacze ze szczęścia i z takim lekkim niedowierzaniem mówi "Przyjechałeś po mnie!!!"
A on na to, że przecież obiecał!!!,

ta scena mnie rozwaliła.

Tyle razy ryzykował życiem,
oddał wszystko,
zrobił wszystko, by uratować swoje ukochane dziecko!!!

Nasz Bóg jeszcze bardziej walczy za nas,
On zrobi wszystko, by nas odnaleźć,
dał o wiele więcej niż ten człowiek, by ratować swoją córkę,
On dał za nas Swego Syna!!!

Nie da się dać nic więcej.
I On wcale nie jest łagodny, gdy walczy o nas,
On wcale nie będzie miły,
nasz Bóg jest Lwem,
nasz Bóg jest Wojownikiem,
i przyjedzie ten dzień,
gdy pokona całe zło,
wszelką śmierć,
otrze z naszych oczu wszelką łżę,
weźmie nas, swój kościół w ramiona...
bo obiecał!!!

Miałam pisać o czym innym :P
Ale obejrzałam ten film.

Handel ludźmi,
to jest poważny temat,
nie będę o tym pisać,
dopiero od niedawna Bóg porusza w tym kierunku moje serce.

sobota, 23 czerwca 2012

Pan dał, pan wziął, a Jemu niech zawsze będzie chwała!!!

Jest taka piosenka "Błogosławię Cię."

"Błogosławię Cię, gdy ziemia wydaje plon
Gdy zlewasz obfitość Swą
Błogosławię Cię
Błogosławię Cię, gdy otacza pustynia mnie
Gdybym też przez pustkowia szedł
Błogosławię Cię

Za Twą łaskę, którą zsyłasz
Ja chwalę Cię
Choćby ciemność mnie przykryła
Ja powiem, że:

Błogosławić będę Imię Twe
Błogosławię Cię
Błogosławić będę Imię Twe
Błogosławię święte Imię Twe

Błogosławię Cię, gdy słońce świeci życie me
Jest takie jakie widzieć chcę
Błogosławię Cię
Błogosławię Cię, gdy drogę mą znaczy cierń
Choć w bólu ofiaruję pieśń

Za Twą łaskę, którą zsyłasz
Ja chwalę Cię
Choćby ciemność mnie przykryła
Ja powiem, że: Błogosławię Cię

Błogosławić będę Imię Twe
Błogosławię Cię
Błogosławić będę Imię Twe
Błogosławię święte Imię Twe

Ty dajesz bierzesz, lecz
Ty dajesz bierzesz , lecz
Me serce powie, że
Ja błogosławię Cię."


Od wczorajszego popołudnia moją myślą jest "Pan dał, Pan wziął, Jemu niech zawsze będzie chwała!!!"

Nic w tym życiu nie jest pewne,
nikt i nic, oprócz Niego.
On jest dobry,
On jest wierny,
Jemu NIGDY NIC nie wymknęło się spod kontroli.

Niespodziewane zdarzenie wczorajszego dnia wbrew logice utwierdza mnie w tym.

Jeszcze szybciej niż dostałam pracę,
straciłam ją,
wczoraj zupełnie nieoczekiwanie,
bo nic tego nie zapowiadało,
podziękowano mi za dalszą współpracę,
czy jak kto woli najnormalniej w świecie mnie zwolniono.

Decyzję podjęto błyskawicznie,
trochę nieoczekiwanie chyba również dla tych, którzy ją podjęli.

Do wczoraj wszystko było ok,
od zeszłego tygodnia pracowałam już normalnie,
były jakieś drobne zastrzeżenia, co jest na początku normalne w tego typu pracy.

Wczoraj przyszły w końcu tokeny dla nowych pracowników,
rano instalowaliśmy już moje osobiste uprawnienia do systemu,
dopinaliśmy pewne kwestie...

Około przysiadła się do mnie trenerka z polsko-angielskiego zespołu,
która miała mi pomagać,
mi to bardziej przeszkadzało,
posłuchała 3 rozmów,
stwierdziła, że muszę trochę poćwiczyć,
kazała zgłosić mi się do naszej trenerki.

A potem wszystko stało się nawet nie w przysłowiowe pięć minut,
stwierdzono, że z powodu moich predyspozycji i charakteru,
nie nadaję się do tego typu pracy,
poczekano aż się spakuję
i jeszcze odprowadzono do drzwi,
chyba żebym przypadkiem czegoś nie wyniosła po drodze...

Korporacje.

A więc Pan dał, Pan wziął, Jemu chwała.

Stało się to szybko,
zaskoczyło mnie,
ale wiem, że On się nie pomylił,
ufam Mu.

Kiedy oddajesz Mu swoje życie,
już dłużej nie należy ono do Ciebie,
To On nim kieruje,
to On się troszczy.

On ma w swoim ręku czas i wszelką władzę.

Myślałam o tym podczas środowo-czwartkowej burzy.

Człowiek urządza sobie świat po swojemu,
myśli, że ma wszystko pod kontrolą,
guzik prawda...

Przyroda jest tak potężna,
jeszcze nigdy nie byłam tak blisko burzy,
pioruny waliły <100m koło mojego domu.

Swoją drogą jestem wdzięczna Bogu, że trochę zaczekał z tą burzą,
bo wracałam na rowerze,
fakt, zmokłam trochę,
naoglądałam się błysków,
ale to było nic w porównaniu z tym, co się działo potem!!!

Pamiętam taka mega śnieżną zimę,
pracowałam wtedy w banku,
były pewne dokumenty, które MUSIAŁY codziennie być wysyłane i odbierane pocztą kurierską,
czasami ktoś nie zdążył i było niewesoło...
A potem spadła kupa śniegu,
komunikacja była sparaliżowana,
do połowy miasta, w tym do nas, nie docierały przesyłki...
po pierwsze świat się nie zawalił,
ale co ważniejsze pokazało mi to, jak człowiek sobie urządzi i zorganizuje pewne rzeczy wspaniale,
dopracuje systemy,
a tu spadnie trochę więcej śniegu i wszystko leży, totalnie...


Fakt, że wczorajsze zdarzenie nie należało do przyjemnych,
ale nie mam kredytu, rodziny na utrzymaniu,
mam Boga.

Nie "chwalę się" bynajmniej tym, że straciłam pracę,
ale w naszym życiu są i radosne i smutne chwile,
to jest prawdziwe życie,
wierzących i niewierzących spotykają często te same rzeczy,
ale my nie jesteśmy w nich sami,
my mamy Jego,
mamy nadzieję w Nim.

Zresztą i tak większość z Was będzie pytać, jak mi się pracuje :)

Chodzi mi po głowie fragment z Hioba :„Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. / Czemu zła przyjąć nie możemy?”

Aczkolwiek moja sytuacja jest daleko lepsza niż jego :)



Na koniec do posłuchania "Pocałunek" [Mate.O]


http://w95.wrzuta.pl/audio/9AUMSZx8dlz/mate.o_-_11_-_pocalunek_1


Zwłaszcza druga część :)

środa, 13 czerwca 2012

Jego odpocznienie... jak najlepsze czasy...

W niedzielę zakończyłam mój 6-dniowy tydzień pracy,
do tego nauka, infekcja, wyjazd siostry...

Było intensywnie...
A ja się czułam jak po urlopie!!!

Wiem, że to jest Jego sprawka :P
Po ludzku rozumując powinnam być wykończona,
a On mnie dosłownie przeniósł przez ten zwariowany czas!!!

Na dodatek poniedziałkowe i dzisiejsze egzaminy zdałam na łączną ocenę 4,5 :P
A mniej więcej połowa ludzi oblała jedną z pięciu części...
Przede mną już tylko najgorsza historia...
Wiem, że nie ma co narzekać,
tylko trzeba się zmobilizować i zrobić swoją część.

Bo to, że On mnie przeniósł przez ten okres i tak pobłogosławił,
nie oznacza, że ja mogłam leżeć i nic nie robić,
bo się jednak uczyłam
i to wcale nie aż tak mało.

Mała Agata wyjechała na koniec świata...
Okazuje się, że takie rozłąki mogą czasem rodzeństwu dobrze zrobić.
Rozkminiamy w mailach tematy,
na które nie zawsze było okazję pogadać...

Okazało się, że obie zastanawiamy się nad tym, jak to jest z zaufaniem Bogu.
Że od wiedzy do praktyki jest jeszcze naprawdę daleka droga.

Bo myślę, że większość z zapytanych chrześcijan powie, że ufa Bogu!!!
Tylko czemu wciąż nie żyjemy tak, jakby to naprawdę była prawda?!
Często żyjemy, tak by przeżyć i tak naprawdę wcale nie wierzymy, że spotka nas coś dobrego...

Różne przeżycia, życiowe zawirowania mogą cichutko,
kawałek po kawałeczku zabrać nam naszą wiarę i zaufanie,
naszą nadzieję,
stopniowo mamy coraz bardziej realistyczną perspektywę,
nasze marzenia stają się coraz mniejsze, coraz bardziej pospolite,
niepostrzeżenie coraz bardziej zaczynamy żyć rytmem tego świata...

Przynajmniej ja tak czasem mam,
że kiedy sprawy nie idą tak jak tego oczekiwałam,
jak ja sobie wyobrażałam,
trochę się zniechęcam...
Łatwo jest być sprinterem dla Boga,
ale życie z nim przypomina raczej biegi długodystansowe..

Miejmy odwagę żyć inaczej nie tylko przez chwilę,
ale na zawsze...


Jeszcze jedno...
Jako że ostatnio miałam  mniej czasu,
i musiałam rezygnować z różnych rzeczy,
naprawdę doceniałam,
kiedy poniedziałek miałam już trochę luźniejszy,
mogłam iść na 2-godzinny spacer z Przyjaciółką,
a jeszcze tak pięknie się wypogodziło!!!
Wiem, że mój Bóg o to zadbał :)

Czas jest jedną z najcenniejszych rzeczy,
jakie mamy, jakimi gospodarujemy...
Diabeł dużo da za to, byśmy mieli go jak najmniej,
a przynajmniej żyli w poczuciu permanentnego braku czasu.
Wiem, jak to działa na człowieka,
bo sama czasem chodzę w poczuciu, że wciąż brakuje mi czasu.

Naprawdę musimy mieć mądrość, by nie dać zapędzić się w kołowrotek tego świata.
Nie dalej jak przedwczoraj, na fali tego, ile to ja mogę zrobić w ciągu doby,
nie zaangażowałam się w coś, co zabrałoby mi dużo czasu.

Potrzeba nam, byśmy nauczyli się odróżniać, co jest Jego zadaniem dla nas,
a co tylko pożeraczem czasu i wysysaczem energii.

Z brakiem czasu łączy się jeszcze jedna kwestia,
może dla Was oczywista, ale...

Sama często tak robiłam,
robiłam, bo staram się to zmienić.
Gdy człowiek jest taki zabiegany,
często nie ma czasu,
a przynajmniej jest święcie o tym przekonany,
że nie mam czasu na to, by być w kontakcie z tymi,
którzy są dla niego ważni, których kocha...

Jakoś tak czułam, że coś tu nie gra...
W poniedziałek przeczytałam "świecki" artykuł,
który potwierdził to, co przeczuwałam...

Ile zajmuje wysłanie krótkiego smsa?!
Czasem wystarczy zwykła buźka ":)"...
Czy parominutowy telefon zabiera naprawdę aż tyyyle czasu?!
Nie dajmy się oszukać,
nie dajmy wrzucić się w kółko jak chomiki...

Codziennie tyle czasu spędzamy na niepotrzebnych rzeczach, zadaniach,
tak naprawdę często masę czasu zjadają nam głupoty...
Miejmy czas dla tych, na ktorych nam zależy!!!

Skończymy z ta głupią wymówką "nie odzywałam się, bo nie miałam czasu",
dbajmy o nasze relacje,
zróbmy trochę wysiłku (nie jestem pewna czy to brzmi po polsku :P)

sobota, 9 czerwca 2012

Wygląda na to, że przeżyję :P

Prawie dobiegły końca chyba moje dwa najbardziej intensywne tygodnie w tym roku akademickim...

On jest wierny,
On oddaje sił,
pociesza,
podnosi,
rozciąga mój czas...

Kiedy już myślałam, że nie może być gorzej...
Codziennie praca,
w tym tygodniu 6 dni,
potem nauka,
bo w poniedziałek egzamin,
bo w środę kolejny
postanowiła odwiedzić mnie jeszcze jakaś infekcja...

Po ludzku powinnam być załatwiona i nieżywa...
I nie powiem, narzekałam, ile to ja mam na głowie i w ogóle...

Ale On mnie odświeża, daje siłę,
pomaga mi jakoś tak się zorganizować,
że aż się sama dziwię, ile jestem w stanie zrobić.

A na dodatek troszczy się o różne rzeczy.

Pokazuje mi, Beacie,
która to zwykła myśleć, że musi sobie radzić sama,
i że ludzie odzywają się zazwyczaj, gdy czegoś potrzebują...
pokazuje, że wcale tam nie musi być.

Stawia na mojej drodze kolegów,
którym się chce jechać ze mną wieczorem rowerem dosłownie przez całe miasto!!!!
bym nie musiała jechać sama,

"przypadkowo" spotykam ludzi,
z którymi mogę iść na spacer, gdy sekundę wcześniej pomyślałam, że poszłabym na spacer,

gdy okazuje się, że z koleżanką musimy jechać do innego lekarza, by zakończyć badania do pracy,
pojawia się trzecia osoba, która też musi tam jechać, a ma auto...

Gdy w pracy czułam się "niedoszkolona",
okazuje się, że jednak mam więcej czasu na "rozbieg"
i jeszcze dostaję gratis intensywne szkolenie z nietypowych przypadków z chyba najbardziej obcykanym kolegą w pracy...

Tak więc uczę się nie degenerować i nie przejmować,
nie martwić i nie smucić,
gdy niektóre rzeczy okazują się wyglądać inaczej niż sobie wyobrażałam.

Z jednej strony kolejny raz lekcja pt. "zaufanie",
z drugiej strony On tak cierpliwie pokazuje, że nie muszę się spinać,
że On zatroszczy się o wszystko,
że nie muszę sobie radzić sama,
że skoro stawia mnie  w pewnych miejscach,
to znaczy, że dam radę,
nawet gdybym ja nigdy nie podejrzewała,
że mogę dać radę...

Intensywnie i na pewno nie nudo...
Czas zabrać się za naukę :)

PS. W domu też dostałam "taryfę ulgową" :)

piątek, 1 czerwca 2012

U24- czerwiec

Czerwcowe U24- JEST DZIŚ!!!!

18.00 Antiochia
20.00 Kanaan
22.00  ...
02.00 Bartek Bobeł 
04.00 Dorota Pawłowska ( Antiochia )
06.00 Marta i Stasia (Antiochia) 
08.00 Michał Matczak ( Antiochia )
10.00 Justyna (Antiochia) 
12.00 Piotrek Krajewski ( Antiochia )
14.00 ...
16.00 ...

poniedziałek, 28 maja 2012

Boże przyspieszenie...

Jestem zmęczona, ale szczęśliwa :)

Pierwszy dzień w nowej pracy za mną...
Intensywny czas szkoleń,
projekt wchodzi na maksa szybko...

Moja rekrutacja odbyła się naprawdę na wariata,
śmieję się, że dostałam się po Bożej znajomości...
Wraz ze mną przyjęto jeszcze mgr germanistyki...

Dziś było dużo informacji,
dużo wrażeń,
nowych twarzy...
Pierwsze co, jak weszłam na nasz dział,
zobaczyłam twarz pewnej chrześcijanki,
nie znam jej osobiście i jest ona w sekcji innego języka...

Ale to było naprawdę miłe,
tak od progu zobaczyć twarz Bożego dziecka :)))

Nie tylko mój niemiecki, ale i angielski będzie szlifowany...
A przy okazji może nauczę się i innych języków :P

Kiedyś bym chyba uciekła ze strachu
albo umarła ze stresu...

A ja się nawet przed dziś nie denerwowałam,
nic a nic!!!
No rano trochę było mi nie pomyśli, że zaczynam dzień od braku mleka do kawy...
ale tylko to.

W piątek mieliśmy spotkanie słuchania Boga,
i właśnie Bóg powiedział mi trochę o tym,
że będzie ze mną w nowej pracy,
że idę tam w Jego autorytecie.
I to jest naprawdę Jego promocja...

Gdy ja sobie pomyślę, gdzie byłam rok temu,
jak widziałam swoje życie,
swoją przyszłość...
W życiu bym nie uwierzyła, że wyląduję w takim fajnym miejscu,
i jeszcze ten widok z okien :P


A wieczorem byłam na spotkaniu z niesamowitą kobietą,
gdzie mogłam odpocząć w Bożej obecności,
kolejny raz Bóg ośmielił mnie, by tańcząc nie myśląc o tym, co sobie ludzie pomyślą...

To naprawdę nie jest łatwe,
gdy jesteś tam na środku,
wszyscy patrzą,
a On wkłada Ci w serce coś szalonego,
coś poza schematami,
gdy już w to wejdziesz, nie żałujesz,
ale trzeba zrobić ten pierwszy krok,
przełamać się,
ale wiem, że w Nim można tańczyć tak, jakby nie było nikogo,
tylko ja i On...

Usłyszałam Łukasz coś o tym,
by jak On mi włoży w serce nawet pływanie w tańcu, zrobić to...
Tak mi to się z czymś skojarzyło :P

Ta kobieta mówiła też, że gdy złożymy nasze życie dla Jezusa,
gdy umrzemy dla siebie,
gdy będziemy żyć jakby nasze życie nie było nasze,
że po drugiej stronie krzyża
-są nowe możliwości, on otwiera drzwi...

To mi potwierdza coś,
o czym myślę od soboty...

W środę rano, przed tą całą szaloną rekrutacją, byłam biegać...
I tak sobie rozmawiałam z Bogiem o takiej jednej kwestii,
zobaczyłam, że jestem w niej już tak zmęczona,
mam tak dość swoich pomysłów i dróg,
że naprawdę jestem gotowa umrzeć w tym temacie.
A jest to naprawdę ostatnia rzecz na liście, o jaką chciałabym by Bóg mnie poprosił.
Rzecz, na którą do środy powiedziałabym - ok Boże, wszystko,
możesz mnie prosić o wszystko, ale nie o TO!!!
Rzecz, której się naprawdę bałam.
Nawet nie dopuszczałam myśli, że mógłby o to prosić...
W środę zobaczyłam, ze naprawdę mogę szczerze powiedzieć ok, jesli Ty tak chcesz, zaufam, że tak jest najlepiej, niech będzie po Twojemu, ufam i dziękuję, że wybierasz to, co najlepsze dla mnie.

 I wtedy chyba właśnie,
w taki niereligijny sposób,
biegając w szortach po parku,
umarłam w tym temacie.

A popołudniu managerka zdecydowała, że mnie bierze,
pominięto nawet w moim przypadku jeden etap rekrutacji...
I tak oto jestem z Bożej promocji...

I to jest taki moment,
kiedy wiesz, że Bóg porwał Twoje życie,
że nie masz na nic wpływu,
a On zmienia wszystko bardzo szybko,
daje Ci tyle, o ile nie śmiałabyś prosić.

Bo On jest dobrym Ojcem,
tylko my wciąż nie wiemy,
jak dobrym...

Bo On jest kochającym Ojcem,
tylko my wciąż nie wiemy,
jak bardzo nas kocha!!!

czwartek, 24 maja 2012

Boże błogoławieństwo :)))

Bóg dał mi pracę!!! :)

Tak szybko się to wszystko stało, że nie ogarniam :P

Moim głównym kryterium pracy było to, by mieć kontakt z żywym niemieckim.
I oto stało się :P
Samo gadanie z Niemcami :P

CV wysłałm chyba tydzień temu,
w sumie zabawne, bo tą ofertę widziałam wcześniej,
ale z racji, że praca pt-nd na dwie zmiany nie byłam pewna, czy to to...

Ale jakoś ciągle trafiałam na to ogłoszenie,
więc w końcu wysłałam,
tak myślałam, że się odezwą, bo jednak ludzi z biegłym niemieckim na rynku aż tak dużo nie ma...
A oferta nie brzmiała aż tak mega...

Wczoraj miałam przemiła rozmowę z przemiłym, młodym rekruterem,
istny anioł...
Choć trochę mnie nastraszył, że nawet absolwenci filologi bywali zbyt słabi dla managerów tej firmy...
A ja kończę dopiero 1 rok...
Ale pomyślałam, co ma być, to będzie.
I tak wszystko zależy od Boga.

No i ledwo wróciłam z tej rozmowy,
siadłam w ogrodzie trochę powygrzewać się na słoneczku,
zadzwoniłam menagerka z tej firmy,
i tak na totalny spontan poleciałam,
bo mnie zupełnie zaskoczyła telefonem,
miała dzwonić dziś...
Pogadałyśmy chwilę po niemiecku i powiedziała, że firma rekrutacyjna się odezwie.

A dziś tuż po 8 miałam tel, że mnie chcą :P

Jestem mega happy,
wiem, że to jest Boże błogosławieństwo.

W pn zaczynam 2 tyg szkolenia, które jest płatne.
Ostatnio aplikowałam też na staż i stawka była połową tego,
co zapłacą mi tu za to, że mnie szkolą!!!
A potem za ok. 3/5 etatu będę mieć całkiem przyzwoite pieniądze.
A tyle ludzi pracuje teraz za pensję minimalną!!!

Ponadto moja koleżanka pracuje dla tej korporacji i mega sobie chwali,
a wiadomo, że jak człowieka przyjmą do takiej firmy, to potem są duże możliwości wewnątrz...

Więc generalnie nie ogarniam i czuję się jak we śnie :P

Bóg pstryknął palcem i wszystko się zmieniło :P

Chciałam jeszcze inne rzeczy napisać,
ale muszę się pouczyć na jutrzejsze zaliczenie.

A póki co chwała Bogu,
bo On jest dobry i wierny i może wszystko!!!

Zapomniałam jeszcze dodać, że semestr kończę właściwie jutro,
a szkolenia zaczynam już od poniedziałku.
On potrafi wszystko doskonale zaplanować :)

Główny etap rekrutacji, od pierwszej rozmowy,
która była wczoraj o 14,
przez weryfikację języka,
która odbyła tuż przed 16,
po info zwrotne tuż po 8,
aż po podpisanie umowy,
dziś o 13....
odbył się w niecałe 24h.

Rekruter był w szoku i ze zdumieniem patrząc w zegarek stwierdził, że to nie trwało nawet doby!!!

Jak wróciłam do domu żałowałam tylko, że nie powiedziałam mu, czyja to sprawka...

środa, 23 maja 2012

Czasem trzeba poprosić...

Jakiś czas temu miałam pewien sen.
Chciałam napisać o motywie, który tam był,
bo kojarzy mi się on z pewną niedzielną sytuacją...

W tym śnie szłam sobie z moim tatą,
wiem, że można to traktować też dosłownie,
ja odnoszę to teraz do Boga Ojca...

Więc tak sobie szliśmy i rozmawialiśmy...
Wiem, że w tym śnie miałam świadomość, że mój tata mnie kocha,
ale to było takie niepełne,
czułam, że muszę trochę na tą miłość zapracować,
bo jestem jakaś taka... niewystarczająca...

Potem byliśmy już sami na jakiejś drodze,
swoją drogą ciekawe dla mnie jest właśnie to,
że to był droga na odludziu i byliśmy tylko we dwoje...

W każdym razie w czasie tej wędrówki zaczynało do mnie docierać,
jak bardzo mój tato mnie kocha,
otwierały mi się oczy i widziałam, że to jest tak wyraźne...
we wszystkim, co robi,
we wszystkim co mówi...

I nie mogłam się nadziwić temu, że wcześniej tego nie zauważałam!!!


W niedzielę miałam rozmowę dotyczącą pewnych spraw w naszej służbie.
Temat został omówiony, żegnałam się i wychodziłam z biura,
a Pastorowa zapytał mnie wtedy, czy czegoś może nie potrzebujemy...

Powiedziałam, że i owszem,
ale z tego, co się dowiadywałam,
na tą chwilę jest to nie osiągalne w Polsce.
Nastąpiła burza mózgów,
które to kontakty poruszyć,
by nam to załatwić :)

Stojąc w progu nieśmiało napomknęłam,
czy może znalazły by się pieniądze na nowe baletki lub jakieś buty do tańca...
I wtedy się zaczęło :)
Okazało się, że chcą nam dać o wiele więcej...
Nie tylko na buty, ale też na ciuchy...

Nie proponowano nam tego, bo nie chciano się wtrącać,
a ja nie śmiałam prosić, bo myślałam, że może za dużo chcę, że nie wypada...

Nie macie, bo nie prosicie...

Jak tylko będę mieć ciut czasu, muszę ogarnąć temat zakupów dla naszej ekipy :P


A póki co, załatwiłam dziś coś innego.
Jakiś czas temu,
już będzie rok czy dwa,
nasza ekipa dostała pewną kwotę na zakup sukienek.
Bóg włożył komuś w serce, by ubrać nas jak księżniczki...

Dziewczyny sukienki uszyły,
ja miałam kupić,
ale tak to się odwlekało,
że w końcu zostało zapomniane...

Dopiero ostatnio nasz Kochana Marta przypomniała o sprawie.
W sumie tylko ja zostałam bez sukienki.

Ktoś by pomyślał, że nic bardziej fantastycznego dla kobiety...
Dostać pieniądze na sukienkę...
A ja nie mogłam nic znaleźć!!!
W ciągu ostatnich miesięcy miałam kilka podejść i zawsze zniechęcałam się na kilka tygodni...
Jakoś wszystkie niebieskie sukienki się przede mną ukrywały!!!
A te, które były, były jakieś nie takie...

Dziś znalazłam moją :)
O mały włos się nie poddałam,
jedna z sukienek, które mierzyłam, była prawie odpowiednia, ale nie byłam pewna...
Po jakimś czasie wróciłam do sklepu i wtedy zmierzyłam inną...

I myślę, że to właśnie to.
Kwota prawie idealnie taka, jaką miałam do zagospodarowania...
Bez dziesięciu groszy...

A więc znów kwiaty...
Tym razem śliczne niebieskie...
Od dłuższego już czasu najlepiej się w nim czuję...


Ostatnio trochę się działo...
Niektóre szalone historie prawie jak z filmów...

Nie zapomnę J. naszej ucieczki przez kuchnię uniwersytecką z Twoim rowerem :P
Ale nie będę wchodzić w szczegóły.
Bóg po prostu trochę uatrakcyjnił tym moje życie.
A pani sprzątaczka chyba była aniołem...
A na pewno wierząca :)

Dużo innych rzeczy,
których sama nie ogarniam,
za dużo mam w sobie emocji...

Na uczelni robi się luźniej,
semestr chyli się ku końcowi,
co prawda egz mam jeszcze pod koniec czerwca,
ale zajęcia kończę w pn...

Inne rzeczy się zaczynają,
niektóre sprawy zmieniają się, jak w kalejdoskopie...

Potrzebuję czasu,
potrzebuję złapać dystans,
potrzebuję spokoju...

Widzę to po sobie...

Potrzebuję pozwolić sobie wypłakać pewne rzeczy,
potrzebuję pozwolić sobie być słabą w Jego ramionach...

On wie, jak do mnie dotrzeć...
Czasem bierze mnie do parku,
biegamy razem,
a On wtedy mówi do mnie,
a ja czasem się żalę,
czasem pytam,
czasem śmieję się,
a czasem płaczę...

Ale On wie,
On wszystko ogrania...
I On nie pozwoli niektórym ludziom włazić z butami w moją duszę :)

Nie poddam się,
nie cofnę,
nie teraz,
bo wiem, że On zmienia pewne rzeczy,
wprowadza mnie w pewne miejsce,
i dlatego jest znów trochę pod górkę.

sobota, 12 maja 2012

Spod sterty książęk... majowe U24 :)

Siedzę właśnie obłożona notatkami, książkami itp.wspaniałościami...
Mam już trochę dość tej nauki,
ale tak sobie myślę, że już w piątek majowe U24 :)))

Wieczność,
żyjemy dla wieczności...
Wieczność...
Eternity...
Die Ewigkeit...

W niebie tańcząc z aniołami w około tronu...
nie będziemy pamiętać tych wszystkich ważnych spraw, którymi się teraz martwimy.


"Rozkład jazdy":


18-20 Antiochia
20-22 Marek Macyszyn
22-24 Kanaan
24-02 KBWCH Słowo Życia
02-04 Bartek Bobeł ( Antiochia )
04-06 Dorota Pawłowska ( Antiochia )
06-08 Piotrek Krajewski ( Antiochia )
08-10 Michał Matczak ( Antiochia )
10-12 Asia Sochacka ( Antiochia )
12-14 Maja i Paweł Ludwiczakowie (Kanaan Walbrzych)
14-16 Romek Kula i wujek Igor ( Kanaan Wrocław )
16-18 Dawid Leszczyński (II zbór KCHB Dom Modlitwy )

Przyjdzie ten dzień, że będziemy już na zawsze z Nim,
wpatrzeni w JEGO twarz!!!
A póki co możemy z ziemi łączyć się z niebem!!!

Niebo schodzi, gdy wielbimy Cię...

Piątek już niedługo :)))

czwartek, 10 maja 2012

Pójdzcie, kupujcie bez pieniędzy...

Iz 55,1

"Nuże, wszyscy, którzy macie pragnienie,
pójdźcie do wód,
a którzy nie macie pieniędzy,
pójdźcie, kupujcie i jedzcie!
Pójdźcie, kupujcie bez pieniędzy
i bez płacenia bez pieniędzy!"


Tak mi się ten fragment skojarzył z "zakupami", których przed chwilą dokonałam...

Ostatnio miałam dwa konkretne podejścia zakupowe w temacie ciuchów...
Zwiedziłam w ciągu dwóch popołudni chyba wszystkie sklepy, w których kiedykolwiek coś kupiłam...
I nic!!!
No dobra, jedna bluzka na ramiączkach...
A ja potrzebowałam jakieś letniej sukienki/spódnicy tudzież spodni...
Najlepiej coś w kwiaty...

Naprawdę nabrałam zakupowstrętu :P
Stwierdziłam, że skoro tak trudno kupić jakiś przyzwoity ciuch...
To jakoś dam radę, wskaże pustej szafy nie mam...

No ale mój Tata troszczy się nawet  tak przyziemne sprawy, jak ciuchy... :P

Moja mama właśnie robiła przegląd szafy w poszukiwaniu kreacji na jutro.
Natrafiła na dwie nówki, nieśmigane kiecki
jedna nawet z nieodciętą metką :P
Czekały na mnie od czerwca...
A jako że moja Mama ma naprawdę niezły gust :)
Stałam się posiadaczką dwóch niezłych kiecek :P

Właściwie to jedna jest niezła,
a w drugiej "zakochałam" się od pierwszego wejrzenia :)))
... jest w kwiatki, śliczne kwiatki!!!

Może to temat taki mało ważny i trochę próżny...
Ale taką mi Tata zrobił niespodziankę na koniec dnia :)

poniedziałek, 7 maja 2012

Nauczanie Ruth Hahn "Uwielbienie"- polecam!!!

Powinnam siedzieć, uczyć się, robić prezentację...

Ale jestem podekscytowana i muszę to najpierw napisać :P

Pisałam niedawno o dobie uwielbienia,
pisałam, że coś zmienia się, przełamuje w temacie uwielbienia...
Przynajmniej widzę to u nas w kościele,
jakoś Bóg zwraca moją uwagę na ten temat...

Wczoraj była u nas Ruth Hahn.
Nazwałam jej nauczanie "Uwielbienie",
bo jak dla mnie o tym przede wszystkim mówiła...

Lada chwila pojawi się na naszej stronce:

http://www.kanaan.org.pl/index.php/pobieralnia/category/1-nabozenstwa-niedzielne

Daiv właśnie nad tym pracuje- dzięki!!!

Nie będę chyba wdawać się w szczegóły...
Dla mnie było to na maksa zachęcające...
Myślę, że będzie takie dla wszystkich,
zwłaszcza "uwielbiaczy: :)))

Posłuchajcie!!!
Mnie dawno nic tak nie wbiło w stołek :P

Wierzę, że to jest początek jakiegoś Bożego poruszenia w temacie uwielbienia,
że jest więcej,
i że możemy to uchwycić!!!
Nie przegapmy tego!!!!

sobota, 5 maja 2012

Lekcja z osądzania.

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.
Albowiem jakim sądem sądzicie,
takim was osądzą,
 i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą."

Mt 7,1-2

Ostatnio parę razy okazało się, jakie to moje sądy były "słuszne".
Wydawało mi się, że naprawdę właściwie rozumiem i oceniam cudze zachowanie.
Byłam tak pewna, że dawałam sobie prawo wypowiadania się na ten temat,
też prawo do tego, by czuć się dotkniętą, skrzywdzoną...

Po jakimś czasie przychodziło mi spojrzeć na te sytuacje i zachowania osób z innej strony,
pojawiały się nieznane mi fakty i informacje,
okazywało się, że chyba jednak nie miałam racji,
że się myliłam...

Wciąż tak często osądzam,
i to na dodatek pochopnie...

Jednak ostatnia lekcja z osądzania okazała się bardziej dotkliwa.

Tak tylko On zna prawdę,
tylko On zna moje serce, moje motywacje,
tylko On zna cały obraz,
dlatego tylko Jego zdanie jest właściwe i prawdziwe,
tylko ono się liczy...

Co nie zmienia faktu, że jak o tym myślę,
to nie jest to miłe...

Na dodatek niezbyt jak mam to wszystko zweryfikować,
a już na pewno nie byłoby dobrym pomysłem to wyjaśniać,
nawet gdybym miała taką możliwość.

Wygląda na to, że moje zachowanie zostało źle zinterpretowane,
i na tej podstawie zostałam trochę niewłaściwie oceniona...
Nie jest mi z tym ani dobrze ani miło,
ale jedyne, co mogę zrobić to zostawić to Jemu.

Istnieje wszak możliwość, że i tym razem cały problem wynika z mojej złej oceny sytuacji.

Jedyną właściwą postawą jest skupiać się całkowicie na Nim,
wtedy naprawdę większość problemów znika.
I nawet jeśli to drodze zdarzą się takie gorzkie lekcje,
nie będziemy się nad nimi zbyt długo zatrzymywać.

A jak jeszcze dochodzą do tego "ploteczki"...
To już w ogóle robi się wesoło :P
Parę dni temu dowiedziałam się np., że się wyprowadzam...
I to nawet gdzie i kiedy :P

czwartek, 3 maja 2012

Czas oddawania.

Znów będzie o relacjach :P

Byłam na konferencji Polska dla Jezusa "Pokolenie honoru- dumni z Chrystusa."

Nie chcę za wiele pisać o tym, co tam mówiono.
Kto nie był - polecam wykłady- będą dostępne za pewnie na stronce konferencji czy jakoś tak.
Wśród mówców m.in. J.P. Jackson.

http://pdjjunior.org/


Dla mnie osobiście ciąg dalszy odkopywania pewnych rzeczy,
przypominania zarzuconych marzeń...
Ciekawie posplatały się pewne rzeczy,
sama nie wiem jeszcze, w którą to stronę zmierza...
Coś się rysuje,
ale ciągle pytam, szukam, czekam...

Wiem tylko, że jest czas, by o pewne odpowiedzi wołać głośniej,
do niektórych drzwi pukać mocniej.


Ta konferencja była dla mnie niezwykła też dlatego, że spotkałam moich Przyjaciół i znajomych,
niektórych nie widziałam dwa, trzy lata, innych nawet więcej...
Jechałam podekscytowana faktem, że znów ich zobaczę...

Niektóre relacje przez pewien czas były jakby w zawieszeniu,
nie rozumiałam, dziwne to było swego czasu,
ale może Bóg je na jakiś czas zabrał,
a teraz znów oddał?! :)

Moi Przyjaciele,
znam ich od lat,
byli przy tym, jak wracałam do Boga,
właściwie trochę maczali w tym palce :P

Nawróciłam się jako dziecko,
a potem trochę odjechałam,
ale w swojej łasce Bóg uchronił mnie przed wieloma rzeczami,
nie wdepnęłam w taki wiele bagien...

Ominęłam bagno niemoralności,
bagno narkotyków, alkoholu...
I te wszystkie inne, które czyhają na młodych...
Byłam raczej grzeczna i dobra...
Ale musiałam wrócić na nowo.
On nigdy nie zrezygnował ze mnie,
ja nie byłam wierna,
nie szłam za Nim,
ale On cały czas szedł... za mną.

Słyszał każdy ból,
każdy płacz.
Kiedy mówiłam do Niego,
bo nie miałam już sił,
czułam, że zawiodłam i On już chyba zrezygnował,
no bo jak mógłby wciąż widzieć we mnie jakąś nadzieję?!

Pamiętam noc pełną łez,
kiedy leżałam i czułam, jakbym spadała w przepaść bez dna,
bez nadziei, że ktokolwiek mnie złapie.
Wiedziałam, że On jest...
Ale czułam się milion lat świetlnych od Niego...

Znalazłam kiedyś moje "wiersze" z tamtego okresu.
Popłakałam się czytając je.
Tyle było w nich smutku i beznadziei!!!

Pamiętam noc na krymskiej plaży,
studenckie praktyki,
niebo pełne gwiazd,
w ręku jakiś drink,
słyszałam śmiechy bawiących się kolegów i koleżanek...

Ale wiedziałam, że to jakoś nie tak,
że to nie jest moje miejsce,
że ja tam nie pasuję...
A jednocześnie wiedziałam, że nie żyję z Nim...

Nie wzięłam ze sobą Biblii,
bo tłumaczyłam się sobie samej, że i tak mój ogromny plecak jest mega ciężki...
Tak naprawdę wiedziałam, że będę wstydzić się ją czytać...

Tak, dziś wciąż często się wciąż wstydzę,
nie otwieram swoich ust.
Dużo mówili o tym na tej konferencji.
O tym, by śmiało opowiadać się za Jezusem Chrystusem,
o cenie, jaką trzeba zapłacić,
ale mówiono to z nadzieją, nie potępieniem.
I ja widzę, że On to zmienia już...
I uchwycę się tego z wiarą.
Sama siebie nie przeskoczę,
ale On może mnie zmienić!!!

Stałam na tej plaży,
spojrzałam w gwiazdy,
tyle ich było,
i zawołałam z głębi serca:
"Zrób coś, ja już tak dłużej nie chcę."

Nie powiedziałam wtedy zbyt wielu słów,
ale to było wołanie z dna duszy,
z głębi serca.

I wiem, że On się uśmiechał,
bo odpowiedź już była w drodze.

Potem pojechałam właśnie na ten słynny obóz wędrowny
i On mnie znalazł :)

Relacje, które mam z ludźmi z tych obozów są niesamowite...
Z wieloma spędziłam w 5 kolejnych wakacji kilka tygodni.
Cała doba razem,
zabawa i praca,
chwile trudne, zabawne, poważne...
Za dużo by pisać,
to trzeba przeżyć...
Dosłowne zjedzenie z kimś beczki soli...
Wszystko razem :)
Coś jak w pierwszym kościele.

Relacje budujesz będąc z kimś na co dzień,
nie wypijając kawkę i lecąc do swoich spraw...
W obozowych warunkach poznajemy się od tych najgorszych stron :P

I choć potem często nie widzimy się cały rok,
to nie jest problem...

Nie wiedziałam ICH prawie dwa lata...
Trochę się pozmieniało u nich,
z niektórymi na początku może trudno było znaleźć wspólny język,
ale wciąż mamy jedno serce!!!

Tak przy okazji:

http://obozwedrowny.pl/

Polecam z całego serca.
Wielu z moich Przyjaciół tam na nowo odnalazło Jego.
Wiele by pisać o tym obozie,
ale to trzeba przeżyć na własnej skórze!!!
Co i jak- możecie poczytać na stronce :P

niedziela, 29 kwietnia 2012

"Twe miłosierdzie lepsze jest niż ludzki sąd..."

G. przypomniała mi dziś piosenkę, którą śpiewał kiedyś Chenio (nie mylić z Heniem :P)...

"Twe miłosierdzie lepsze jest niż ludzki sąd [...]
W czasie, kiedy Ty zmieniasz mnie,
będę cierpliwy dla siebie..."

Jakoś tak to szło.

Od kilku dni chodzi za mną nasz kochany obóz.
5 lat jeździłam, rok w rok.
W zeszłym roku nie byłam,
był inny czas...
Moje tegoroczne "wakacje",
wciąż jeden wielki znak zapytania,
póki co tylko On wie...

Uwielbiania na rynkach miast,
nocne modlitwy na polach...
I masa innych atrakcji :)))

Tak...
W ciągu roku przerobiłam jedną lekcję już 3 razy...
Nie jestem pewna, że już ogarnęłam temat...
Ale będę się tego trzymać:

"W czasie, kiedy Ty zmieniasz mnie,
będę cierpliwy dla siebie..."

To by było...
Znów uwielbiać z Cheniutkiem i ekipą na rynkach miast...
Tańczyć z flagami po kałużach...
Bywało szalenie i niereligijnie...
Moje serce znów tęskni za tym :)

czwartek, 26 kwietnia 2012

Cisza.

Miałam intensywne 1,5 tygodnia,
dużo emocji,
dużo spraw,
dużo biegałam,
dosłownie i w przenośni,
często pisałam...

Przewaliła się pewna burza.
Wiem, że to, że tyle się działo, to był Boży sposób,
bym za dużo nie myślała i nie analizowała,
uwierzcie mi, jestem w tym dobra :)

Od kilku dni chłonę ciszę każdą cząstką siebie,
czasem musisz emocje wybiegać, wypłakać,
radzisz sobie z nimi spędzając dużo czasu z ludźmi,
czasem jest czas ciszy....

Ja na dłuższą metę nie potrafię po prostu funkcjonować w pędzie.
Potrzebuję czasu, by się zatrzymać, dystansować,
M. o tym pisałam.
Potrzebujemy ciszy, by usłyszeć Jego głos...

W tym roku rozkoszuję się wiosną,
w zeszłym roku ją przegapiłam,
byłam zupełnie w innym miejscu,
to był smutny, trudny czas,
i choć wiele spraw się nie wyjaśniło,
w tym roku jestem zupełnie gdzie indziej :P
I choć czas mknie jak szalony,
jakoś tak powoli się to wszystko rozwija...

Moja ulubiona pora roku,
gdy listki są takie małe,
zieleń jest tak świeża,
wszystko po kolei rozwija się i kwitnie,
i ten obłędny zapach...
Właśnie siedzę w ogrodzie,
jak to On to wszystko cudownie zaplanował!!!

Kocham biegać,
choć czasem muszę się zmobilizować...
Wiem, że to On "dał" mi bieganie...
Nawet gdy wybiegam pełna emocji,
po paru kilometrach w parku zaczynam się uspokajać,
zauważać szczegóły,
myślę o tym, jak natura jest urzekająca, skomplikowana,
jak harmonijnie funkcjonuje...

To mi mówi o tym, jakim On jest Bogiem,
to pomaga mi zatrzymać się,
przypomina mi o tym, że żyję dla wieczności,
że każdy ból i trud jest tylko chwilowy,
że to za czym goni ten świat, jest ulotne...

Piękno uspokaja,
piękno leczy,
piękno odbija Jego charakter, Jego piękno...

Piękno małego kwiatuszka,
piękno burzowych chmur,
piękno dorodnego drzewa,
piękno kruchego młodego listka,
delikatny szum liści na wietrze,
siła wichury,
świergot ptaków,
błękit nieba...

Ja i On.

PS. Dla tych, którzy nie wiedzą :
Jutro (pt) od 20.00 nasze comiesięczne spotkanie "Słuchanie Boga" :)))

sobota, 21 kwietnia 2012

Najlepsza impreza :P

Dziś ledwo chodzę :P
Na takiej wspaniałej imprezie wczoraj byłam,
tyle było tańca, radości, śmiechu, a nawet szaleństwa...

Nie było alkoholu,
a impreza była w kościele :P
Ale na pewno nie było religijnie,
a tym bardziej nudno!!!!

Jeśli ktoś czasem myśli, czy w niebie nie będzie może jednak trochę nudno,
po wczoraj nie miałby już wątpliwości, że nie...
A przecież to był tylko malutki przedsmak tego, co nas czeka w wieczności...

To Bóg stworzył taniec,
świat go tylko ukradł.
Taniec może być czysty i święty,
pełen radości i społeczności z Nim i ze sobą nawzajem.

Modliłyśmy się wczoraj z Dziewczynami o wolność,
o połączenie z niebem i aniołami...

To było niesamowite,
kolejny raz zobaczyłam,
jak głęboko w sercu mam taniec, uwielbienie...
A gdy robimy to razem jako kościół...!!!
Bo zespół uwielbienia to nie są muzycy, śpiewacy i dziewczyny od flag...
To jest CAŁY kościół!!!

I tak wczoraj było,
tak pi razy drzwi 16 osób z flagami,
32 flagi!!!
tyle kolorów,
"a w około tronu tęcza",
właściwie to, co się wczoraj działo miało dla mnie dużo wspólnego z tym, co jest opisane w 4 rozdziale Objawienia Św. Jana...

Ale działo się o wiele więcej,
zniknął podział na tych z przodu i z tyłu,
na to, że flagi to nadają się dla dziewczyn,
że Ci są zieloni, a Ci czerwoni...

Coś się wczoraj przełamało,
niebo było otwarte,
nie bez przyczyny, Bóg zrobił dziurę w grafiku i po nas nie było w sumie zespołu,
więc z dwóch godzin zrobiły się prawie 3h :P

I tu przypomina mi się to, na co Bóg ostatnio zwrócił moja uwagę,
a mianowicie kwestia kondycji.
Fakt, w takich momentach jest ponad naturalna sił z nieba,
ale wiem, że mądrością jest też dbać o swoje ciało,
"nie zapuścić się".
Zwłaszcza, jeśli ktoś tańczy,
uwierzcie mi, tańczyć 2h wymaga jednak trochę kondycji...

Wiem, jak czuję się człowiek po przebiegnięciu 11km,
zmęczenie po wczoraj oceniam na o wiele więcej :P
Ale myślę sobie, że to o to chodzi,
by uwielbiać Go ze wszystkich sił,
do utraty tchu...
Nie masz już siły,
ale czujesz to, jak bardzo On jest godzien,
i nie patrzysz na to,
dajesz całego siebie,
całe swoje ciało,
nie tylko głos, ręce...
wszystko.

Już miesiąc temu czułam, że coś się zmienia,
a wczoraj to po prostu "poszło",
ale wierzę, że jest więcej,
że jeżeli będziemy Go szukać z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił,
On weźmie nas wyżej, dalej, głębiej.


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Perła.

Jedna z rzeczy, które dziś usłyszałam zapadła mi głęboko w serce.

Jezus Chrystus przygotowuje sobie Oblubienicę,
bez skazy i zmazy (wg jednego z tłumaczeń bez zmarszczki :P),
przyodzieje ją w czysty, lśniący bisior.

Bisior:

"Bisior to najcenniejsza i wyjątkowo rzadka tkanina. Nazywana też jedwabiem morskim lub oceanicznym, ma piękny odcień głębokiego brązu wpadającego w złoto. Pod wpływem światła mieni się dziesiątkami kolorów.
Bisior powstaje z nici uzyskiwanych z gruczołu bisiorowego dużej małży żyjącej w Morzu Śródziemnym. Na wyprodukowanie 1 metra materiału potrzebnych jest około 1000 małży."

Bisior powstaje z masy perłowej,
chyba każdy wie, jak powstaje perła...

Ziarenko piasku lub inny mały okruszek dostaje się do wnętrza muszli małży...
Perła jest "reakcją na ciało obce, które przedostało się do muszli"...
Małża nie wytwarza jej dla ozdoby,
ona cierpi, czuje ból, broni się...

Taka myśl na dobranoc...
Najpiękniejsze perły powstają przy największym cierpieniu.
Im większy ból, tym piękniejsza perła.

Patrząc na wspaniałą perłę,
ciężko domyślić się, czym była okupiona...

Idąc przez burzę,
gdy wiatr wieje prosto w twarz,
gdy sypie piach,
łzy,
ból,
cierpienie...

Nie zapominaj,
tak właśnie powstają perły, te prawdziwe...

Jesteś perłą w rękach Mistrza,
On wie co robi,
On widzi to, jak będziesz "wyglądać", gdy przejdziesz ten proces...
Może to wbrew logice,
to Cię nie zniszczy,
to Cię nie zabije,
to Cię przemieni w drogocenny Klejnot,
dzieło rąk Mistrza...

sobota, 14 kwietnia 2012

Kwietniowa doba uwielbienia :)

Doba uwielbienia miała być dopiero za 2 tygodnie...
A tu niespodzianka, dostałam maila, że jest już w ten piątek (20.04) :)))

Aktualny grafik:

18.00 Antiochia
20.00 Kanaan
22.00  ...
24.00 KBWCh Słowo Życia Wrocław
02.00 Katarzyna Goleniewska (Antiochia)
04.00 Dorota Pawłowska ( Antiochia )
06.00 Piotrek Krajewski ( Antiochia )
08.00 Michał Matczak ( Antiochia )
10.00 Joanna Sochacka (Antiochia)
12.00 Romuald Kula 
14.00 ...
16.00 ...

Nie mogę się już doczekać :)))
Wczoraj miałyśmy spotkanie z moimi wspaniałymi Dziewczynami :)))
Jak mi tego brakowało, zobaczyć je wszystkie razem...
To był super czas,
nasza modlitwa,
Jego obecność,
rozmowy,
śmiech... Kochane!!!

A na tej dobie uwilebienia będzie nas prawodopodobniej więcej :)
Bo te doby są ponad podziałem na kościoły...
To nie jest set Kanaanu, to jest Jego set :)))
Czemu to nie jest już jutro... :P

Bieganie i wytrwałość. Szczerość.

Naprawdę lubię biegać...
Wiem z rozmów, że ludzie raczej nie lubią biegać :P

Bieganie nauczyło mnie jednej bardzo ważnej rzeczy...

"Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wielki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami...."

Hebr 12,1

Wytrwałość...
Ile razy biegnąc, myślałam, że już nie dam rady, że już nie mam siły...
A byłam dopiero w połowie mojej trasy.
Miałam ochotę poddać się, zawrócić, tym razem sobie odpuścić...
Ale my naprawdę mamy o wiele więcej siły, niż nam się wydaje!!!

Wyrabiałam moje kilometry i wcale nie byłam taka wykończona.
To nauczyło mnie, że nasz organizm jest wytrzymać o wiele, wiele, wiele więcej niż nam się wydaje.

Podobnie jest z naszym duchowym organizmem...
Biegniemy w duchowym wyścigu,
nie raz wydaje nam się, że jesteśmy u kresu sił,
patrzymy na okoliczności,
czujemy napięcie, zmęczenie,
nasze emocje nie są w stanie znieść więcej...

A jednak... jeśli Mu zaufamy,
jeśli zaczerpniemy z Jego niewyczerpanej siły, damy radę!!!
Jeśli przekroczymy granicę naszych niemożliwości,
czasem będziemy musieli zaprzeć się siebie...
zostawić coś,
zapłacić cenę, nierzadko łez...

Ile to razy wracałam z pracy na rowerze i płakałam,
pytając Boga "dlaczego?",
"nie rozumiem, co Ty robisz?",
"o co Ci chodzi?",
"czemu to musi być takie trudne?"...
Czasami łzy płynęły po moje twarzy dopiero po paru kilometrach...
Takie to było trudne...

Ach te mojej rowerowe modlitwy,
szczere do bólu,
wiem, że On słyszał mój płacz,
że zbierał swoje łzy do swojego bukłaka...
Przeprowadził mnie wtedy przez te szare dni...

Tak, jak z bieganiem, teraz już dobrze wiem, że mi się tylko wydaje, że już nie mogę...
Tak w moim duchowym biegu za każdym razem jest łatwiej,
łatwiej zaufać,
łatwiej odłożyć na bok emocje,
coraz krócej się szarpie,
po prostu doświadczyłam, wiem, że nie ma takiej rzeczy przez którą On mnie nie przeprowadzi,
i ja nie chcę skupiać się na tym, co mnie próbuje zatrzymać, chce biec za Nim,
patrzeć na Niego...

Dziś z rozrzewnieniem wspominam moje "rowerowe modlitwy",
jedne z najbardziej szczerych, bez udawania,
i choć nie raz krzyczałam "czemu mi to robisz?",
wiem, że Jemu podobała się ta szczerość,
nie to, że takie to było trudne,
ale że w tym bólu biegłam do Niego,
a nie uciekałam przed Nim...

Mam obecnie w swoim życiu taki temat, który doprowadził już do jednej "rowerowo-łzowej modlitwy".
Ale przeszłam już coś z Nim,
i po po prostu wiem, że którąkolwiek drogą On mnie poprowadzi, będzie to najlepsza droga.
Bo On czyni nasze drogi doskonałymi!!!

A On jest naszym Tatą i kocha, kiedy przychodzimy słabi i złamani,
kocha nas słuchać, jak jedziemy na rowerze i ryczymy,
może czasami gadamy trochę bzdur, ale jeśli to jest szczere, On się nie obrazi.
On miłuję prawdę ukrytą na dnie duszy...
On nie chce pompy, religii,
On chce naszych serc!!!

Nie raz i nie dwa zastanawiałam się, czy ja nie przeginam pisząc w pewien sposób o Nim tu...
Czy ja się zbytnio nie z pouchwalam...
Ok, jest Moim Tatą, Ukochanym, ale jest Królem Królem, Panem Panów,
siedzi na tronie wysokim i wyniosłym...

Wczoraj słuchałam czegoś, tak tak, znowu Betel, polecam :P

http://www.betel.net.pl/audio

G. Milczanowski "Modlitwa do Taty" :)

czwartek, 12 kwietnia 2012

Przebaczenie przynosi wolność.

Mt 16,19

"[...] cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie."

Wiem, że jest to mały kawałek, trochę wycięty z kontekstu, a znaczenie ma szerokie...

Ale dziś chciałam podzielić się z Wami czymś, czego ostatnio mogłam doświadczyć w relacjach.
Pisałam już kiedyś o tym, jak to jest gdy ludzie nie spełniają naszych oczekiwań i że w sumie nie powinno się ich budować...
Brzęczy mi od lat w uszach zasłyszane gdzieś zdanie "W Bogu nie ma racji".
Było to powiedziane w kontekście relacji i tego kto ma rację...

I rzeczywiście, jak się nad tym zastanowić... można paść ze śmiechu...

Jak my z naszym ograniczonym poznaniem,
my, którzy nie wiemy nawet, co się wydarzy za chwilkę,
my, którzy nie możemy ani jednego włosa na swej głowie uczynić białym lub czarnym (na stałe oczywiście :P),
jak możemy stwierdzić, że mamy wystarczającą ilość danych, by orzec, że mamy rację...
My i nasza wspaniała sprawiedliwość, która przed Świętym jest jak brudna, splugawiona szmata...

Tak, są sytuacje, że ktoś jest winny, ktoś nas zranił, skrzywdził zawalił...
Niby możemy dochodzić swoich racji, ale dokąd nas to zaprowadzi, czy to jest ta właściwa droga?!

Ostatnio Bóg postawił mnie w kilku takich sytuacjach, nie były to duże kwestie,
raczej takie zwyczajne, codzienne, niektóre to były naprawdę drobiazgi...

No i miałam taką łaskę z góry,
tak, w tym temacie wciąż upadam,
swego czasu była chyba specjalistką od racji i wywracania kota do góry ogonem, by pokazać, że to ja jestem ta biedna i pokrzywdzona...

No więc to nie swoją siła, ale Jego,
wybrałam, ale wybrałam świadomie, drogę przebaczenia,
wybrałam, by odpuścić,
nie dokopywać nawet słowami...
Można powiedzieć niby "ok", a między wierszami wtrącić 3 grosze...

I wiecie co?!
Byłam naprawdę zdumiona!!!
Jaką to mi dało radość,
wolność!!!
Nie musiałam męczyć się ze swoim poczuciem krzywdy, rozgoryczenia,
nie musiałam się obrażać :P
Wolność przyszła też do "winowajców",
cudownie było widzieć ich ulgę, gdy słyszeli szczerze "nie szkodzi", "nic się nie stało".

Gdy ktoś przychodzi skruszony,
gdy czuje się winny...
W mocy Twego języka,
w mocy Twoich słów jest życie i śmierć!!!

Co niosą Twoje słowa?
Czy przynoszą pokój, wolność, nadzieję, przebaczenie,
czy niosą oskarżenie, śmierć, poczucie winy...

Czyje słowa chcesz głosić,
do kogo chcesz być podobny,
do Ojca czy do oskarżyciela braci?!

Piszę to sama do siebie,
bo chyba byłam mistrzynią obrażania się.
I nie raz jeszcze upadam,
ale mówię Wam, jak ochłonę, jak opadną emocje,
to aż mi się śmiać ze mnie chce,
z moich żałosnych racji i oczekiwań...

Kiedy zastanawiałam się, czy ja w końcu o tym napisze, bo jakoś nie miałam weny,
przypomniała mi się przypowieść "Lekcja o przebaczaniu" z 18 rozdziału Ewangelii Mateusza, która chyba przedwczoraj czytałam...

Każdy ją dobrze zna, ale mnie tym razem wyjątkowo uderzyły liczby...
Król darował pewnemu człowiekowi 60 milionów denarów- za tę sumę można było wynająć do pracy 16 500 robotników na okres 10 lat!!!!!!!!!!!!
Wyobrażacie sobie, ile to było pieniędzy?!
A on zaraz po tym zażądał od swojego sługi 100 denarów!!!!

100 na przeciw 60 000 000!!!
Szok!!!

A jak często my tak się zachowujemy.
Ile nam przebaczono...
Nie widzimy belki w swoim oku, a czepiamy się drzazg...

Nie mówię już o tym, że napisano, że jeśli my nie przebaczymy i nam nie przebaczą...

Przez te moje osobiste historyjki dotknęło mnie to, że możemy nieść życie swoją postawą, słowem...

Jeśli zdecydujemy się być jak On,
jeśli będziemy tego szukać,
modlić się o łaskę, o to, by On nas przemieniał na swój obraz i podobieństwo,
będziemy dawać innym Jego życie, Jego nadzieję, Jego wolność!!!
Będziemy zmieniać duchową atmosferę na atmosferę Jego Królestwa!!!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Zwyczajne-niezwyczajne przypadki...

Słuchałam właśnie "J. Hinz "Nie daj się rozłożyć niewiarą."

Niby proste słowo, ale pełne mocy i prosto z  serca!

Kocham te Jego "przypadki".
Ostatnio Bóg tak konkretnie odpowiada na moje pytania, zwłaszcza te niewypowiedziane...

Używa do tego wszystkich i wszystkiego,
odpowiedzi nie raz przychodzą w zaskakujący sposób,
często tam, gdzie bym się akurat ich nie spodziewała.

Pamiętam, jakieś 2 tyg temu moje serce było pełne pytań,
ale nie chciałam zawracać Jemu głowy...
Trochę się z tym męczyłam,
bo w środku byłam przez to wszystko napięta...

Wzięłam się za układania sterty książek,
patrzę, a tam coś wystaje,
spoglądam na tą stertę codziennie od xyz, a nawet więcej dni,
a jakoś wcześniej tego nie widziałam...
jestem gotowa twierdzić, że tego tam nie było...
Wyciągam kartkę, a tam mail od bardzo bliskiej memu sercu Kobiety...
Dodam, że ja w ogóle naprawdę bardzo, bardzo rzadko drukuję jakieś maile,
a już takie nieurzędowe to 2-3 razy w roku...

Wzięłam kartkę, zaczęłam czytać,
słowa sprzed ok. 1,5 roku,
prosto z Jego serca,
tak żywe, aktualne,
pełne mocy, uspokojenia dla mego serca,
pełne światła, nadziei,
Jego charakteru,
oczywiście się popłakałam :P

Skończyłam czytać i byłam całkowicie zmieniona,
jedno Jego słowo wystarczy, by przegnać mój strach.

On wiedział zanim powstał ten świat, że będę tego potrzebować,
słowa, które kieruje do Ciebie może użyć nie raz i nie dwa,
"włoży" kartkę między książki, tak że będzie wystawać...
i jeszcze natchnie Cię do porządków...

Nie za wcześnie, nigdy za późno,
doskonale zna czas,
nie spieszy się i nie spóźnia,
w naszym życiu nie ma przypadków,
nic nie dzieje się bez Jego wiedzy i przyzwolenia,
znaczymy dla Niego o wiele więcej niż całe stado wróbli,
które tak na marginesie może liczyć nawet 100 sztuk :)

środa, 4 kwietnia 2012

Do posłuchania.

Polecam do posłuchania:

http://www.betel.net.pl/audio

Ja na razie jestem po G. Milczanowski "Sceptycyzm jest kwasem, a lekarstwem dziękczynienie"
i J. Rycharski "Dlaczego spotykają nas burze w życiu"

i polecam... :)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Dla Kochanej Mary :*

Tęsknię za tym dniem...
Kiedy spojrzę w Twoją twarz...
Zobaczę Twoje oczy, które są jak płomień ognia,
pełne pasji, żaru, miłości, namiętności... do MNIE!!!

Spojrzę wtedy wstecz,
w każdym trudnym doświadczeniu zobaczę Twoją miłość,
w każdym Twoim "nie" usłyszę "tak bardzo Cię kocham",
w każdym Twoim "czekaj" zobaczę Twoją mądrość,
w każdym Twoim "tak" zobaczę, że Ty naprawdę wierzyłeś, że razem damy radę,
że Ty naprawdę mi ufałeś... MI!!!

Ostatnio tak bardzo rozciągasz moje serce,
na nowo wkładasz mi w ręce to, co ja odłożyłam,
myśląc, że się nie nadaję,
że za bardzo zwaliłam...

Te chwile, kiedy wkładasz we mnie objawienie, co znaczy wieczność...
nawet nie umiem tego napisać, nazwać...
Mój ograniczony umysł nie jest w stanie tego ogarnąć...
Naprawdę kręci mi się w głowie...
Myślę, że nie zniosę więcej, a jednocześnie chcę więcej...Ciebie...

Miałam kiedyś taki sen,
chyba tu o nim wspominałam...

Unosiłam się jakby w przestrzeni kosmicznej,
widziałam ziemię, gwiazdy, planety, statki kosmiczne...
I to było tak realne uczucie- tego, że jest tak o wiele więcej w Tobie,
że jesteś tak nieogarniony, tak potężny,
poza czasem,
poza przestrzenią,
poza rozumem,
ponad wszystkim...


Pamiętaj M., nadejdzie ten dzień...
Staniemy twarzą w twarz...z NIM!!!!
On i ja,
Ty i On,
spojrzycie sobie w oczy,
głęboko,
w ułamku sekundy zapomnimy o całym bólu,
o wszystkich trudach,
nasze serce będzie krzyczeć bez cienia zwątpienia:
 "warto było,
to było warte wszystkiego,
jesteś wart wszystkiego,
wszystko jest śmieciem wobec tego, by Cię znać,
wobec tego, by należeć do Ciebie,
warto było stracić wszystko, być zyskać Ciebie!!!"

Czasami jest trudno,
sama często myślę, że nie dam już rady,
ile jeszcze...
Ale wystarczy jedno Twoje słowo, by przegnać mój strach...
Wystarczy chwila Twojej obecności i oddam Ci, cokolwiek zechcesz...

Ostatnio nie pozwalasz mi ani na sekundę przyzwyczaić się do czegoś,
na chwilę wezmę coś w swoje ręce, a Ty już tym potrząsasz.
I wiem, że to jest miłość,
i coś we mnie krzyczy, że pójdzie za Tobą, tak daleko, jak tylko zechcesz, choćby na koniec świata...

niedziela, 1 kwietnia 2012

Czekać to prawdziwe uwielbienie, czekać to naprawdę kochać...

Dziś usłyszałam w końcu z ust kogoś poza mną to, co od tak dawana nosiłam w sercu...
Gdzieś w środku wiedziałam, że to musi być prawda!!!

Jedno zdanie, które brzmiało mniej więcej tak,
a przynajmniej to jest cała esencja... dla mnie bezcenne...

"Czekać na Boga to prawdziwe uwielbienie."

Oczywiście ważne jest to jak czekasz...
Bóg często daje nam szansę, by Go uwielbiać w ten sposób,
by Go kochać w ten sposób...
Bo czekać znaczy też kochać naprawdę... ale o tym za chwilę...

Jejku, dziś mogę spojrzeć wstecz  i widzę, ile z tych szans zmarnowałam...
Ile razy zamiast czekać kombinowałam po swojemu i komplikowałam wszystko,
a w lepszych przypadkach niecierpliwie tupałam nóżką i narzekałam, pytając "daleko jeszcze?!"...
Ale możemy "zapomnieć o tym, co za nami, i zdążać do tego, co przede nami" :)

Modlę się Tatusiu, byś wciąż szerzej i szerzej otwierał mi oczy,
bym coraz bardziej mogła patrzeć z Twojej wiecznej, ogromnej perspektywy,
a nie mojej ograniczonej, kończącej się tak często na czubku mojego własnego nosa...

Od jakiegoś półtora miesiąca z każdym dniem wyraźniej widzę, ile było mądrości i miłości, gdy On mówił czekaj...
Nie mówię, że przeszłam przez to całkowicie zwycięsko,
ale z Jego pomocą przeszłam przez to najlepiej jak potrafiłam,
a może raczej to On mnie przeniósł...
Ostatnio parę razy dziennie uświadamiam sobie, jak dużo kosztowałoby mnie, gdybym nie oddała Mu pewnych kwestii, gdybym nie czekała, ale kombinowała po swojemu...
Jejku!!!
Mogę powiedzieć tylko dziękuję Tatusiu!!!

Pisałam tu już o tym, że często mamy niewłaściwą perspektywę,
że wydaje nam się, że wyrzekamy się czegoś dla Niego, że rezygnujemy, że zapieramy się czegoś...
Tak, często musimy powiedzieć "nie" naszemu ciału,
ale On tak naprawdę nas ratuje,
Jego "nie", "czekaj" to jest czysta miłość, czysta łaska!!!

O Ozeaszu chyba też pisałam,
kiedy On zagradza ścieżki Swojej ukochanej,
i to jeszcze na dodatek cierniem!!!,
nie robi tego, by ją zranić,
On robi to z miłości,
robi to, by ją ocalić, przed nią samą, jej pragnieniami, marzeniami, pomysłami...

Ciężko mi to wszystko oddać słowami...
Ostatnio tak dużo z tego, co wiedziałam, staje się objawieniem,
jednocześnie skondensowany proces oczyszczania,
kiedy On pokazuje wszystkie drobiazgi,
i kiedy jest tego dużo...
Wiem, że On karci swoje dzieci, koryguje je z miłości,
i On robi to w miłości,
dlatego wiem, że wytrzymam,
choć chwilami można by się załamać, ile tego jeszcze jest...
Ale On jest zazdrosnym Bogiem,
dlatego rozprawi się z każdym drobiazgiem i drobiażdżkiem...

Obserwując przyspieszenie... właściwie ostatnich dni...
podejrzewam, że ktoś się jakoś bardziej intensywnie o mnie modli...
ale tego się nie dowiem, a na pewno nie po tej stronie...
i nie muszę, On to wynagrodzi wg swojej sprawiedliwości :)))


Ale wracając do tego, od czego zaczęłam...

Zastanawiałam się, gdzie w Biblii znajdę o tym, że czekając na Boga z właściwą postawą,
pełni wiary i ufności, cieszący się Jego obecnością, tak naprawdę Go uwielbiamy...
Przypomniała mi się Księga Rut...
Nawet jakieś 1,5 tygodnia temu dzieliłam się tym  z moją Przyjaciółką...

3,10

Kiedy Boaz mówi do Rut:

"A on na to: Błogosławiona ty u Pana, córko moja.
Ten drugi dowód twojej miłości lepszy jest niż pierwszy, gdyż nie uganiałaś się za młodzieńcami ani biednymi, ani bogatymi."

Oczywiście warto sobie przeczytać całą Księgę :)
Ale teraz chodzi mi konkretnie o ten fragment.

Można go naturalnie traktować dosłownie.
Dziewczyna, która decyduje się nie szukać męża po swojemu,
która decyduje się zaufać Bogu, że On wie lepiej, że On wybierze lepiej niż ona sama,
która nie kombinuje po swojemu, nie próbuje na prawo i lewo,
która czeka aż On powie z uśmiechem "tak, to ten"... itd.
Myślę, że rozumiecie :P

Ona czekając okazuje swojemu przyszłemu mężowi miłość,
okazuje mu wierność i szacunek, bo czeka na niego,
nie rozmienia się na drobne, nie rozdaje swojego serca po kawałku...
Nasz Bóg to ma pomysły...
W kwestii finansów radzi, by dawać, gdy się ma mało,
a teraz to :)
Kocham Jego logikę.
Wierzę, że każdy, kto Mu zaufa powie- warto było czekać,
zawsze warto jest czekać na Boga.


Tak samo, kiedy my nie próbujemy po swojemu,
nie sięgamy po substytuty,
nie zadowalamy się dobrymi rzeczami, po które moglibyśmy sięgnąć tu i teraz,
ale mówimy- Boże ufam Ci,
może nie rozumiem, czemu ciągle każesz mi czekać,
ale ufam Ci,
wiem, że Ty wiesz lepiej,
widzisz dalej,
wybierasz dla mnie lepiej, niż ja sama wybrałabym dla siebie...
Będę się cieszyć tym miejsce w moim życiu, w którym mnie postawiłeś,
będę się cieszyć tym, co mi dałeś,
tym co czynisz...
I będę czekać :)))
To jest wspaniały dowód miłości i zaufania.
To jest prawdziwe uwielbienie,
uwielbienie w Duchu i Prawdzie,
uwielbienie stylem życia.

Ok, to, że pobiegamy z flagami, też może być uwielbieniem :)
Ale to trwa chwilę,
możesz Go wielbić czynem,
możesz Go wielbić swoją myślą i emocjami 24h/dobę!!!!

Więc nawet jeśli szczerze kochający Boga ludzie, którzy są dla Ciebie autorytetem,
mówią Ci, że powinnaś coś zrobić, jakoś Bogu pomóc...
a Ty czujesz, że On jednak mówi, by nie robić ZUPEŁNIE NIC...
sorki, ale nie słuchaj ich, posłuchaj Jego.
No a czasem najtrudniej jest właśnie nie robić nic, zupełnie nic :)

Generalnie to o tym wszystkim, o czym tylko wspomniałam, można by napisać książkę :)))
I jak tu się nie zakochiwać w Nim coraz bardziej i bardziej?!?!

piątek, 30 marca 2012

Mikrofon już nie gryzie?!?!?!

Ja nie wiem jak On to zrobił...
Normalnie muszę to dziś napisać, bo jeszcze będę jutro myśleć, że mi się to przyśniło :P

Generalnie mikrofon i Beata to nigdy nie było moje ulubione połączenie,
raczej zawsze uważałam, że mikrofon gryzie,
ba... byłam tego pewna!!!

Nie lubię być z przodu,
nie lubię być na widoku,
tak... tańczę na środku kościoła... :P
To jest taki Jego psikus...
Nasz Bóg, nasz Tata miewa takie szalone pomysły...

No ale mówić na środku?!
Masa ludzi siedzi, słucha, patrzy...
unikałam tego jak ognia :P

Nie dość, że dziś miałam na studiach prezentację,
no dobra, nieco ponad 10 osób,
jakiś kwadrans gadania...
Ale to był zawsze mega stres...
Ok, dziś troszkę też go było,
ale było jakoś zupełnie inaczej...
Byłam z niej zadowolona,
a wszyscy się śmiali, że jak zawodowy wykładowca to zrobiłam :P

A teraz właśnie wróciłam z naszych comiesięcznych spotkań "Słuchanie Boga..."
Jak zwykle najpierw słuchaliśmy, a potem się dzieliliśmy.

Oczywiście nawet mi do głowy, nie przyszło, że coś powiem...
I wiedziałam, że nie muszę :)))
Ale jedna z osób powiedziała rzeczy trochę zahaczające o to, co ja miałam w sercu...
No ale nie dlatego wyszłam...
Nie umiem tego oddać słowami, ale myślę, że zrozumiecie :)
Czasem, kiedy Bóg Cię to czegoś zachęca, czujesz taki ogień w środku,
takie przynaglenie...
Czasem, jak wiem, że coś mam zrobić, wyjść do modlitwy, cokolwiek...
Czekam, aż to "wiem" zmieni się w ten Jego ogień, Jego przynaglenie....
Wtedy wiem, że nie robię tego o swoich siłach,
czuję się bezpiecznie, ale jednocześnie wiem, że nic nie zależy ode mnie,
że to, co zrobię, to jest Jego zasługa, Jego dzieło, Jego chwała :)

No więc tak sobie wyszłam, powiedziałam to na luzie,
większym niż czasem mam wobec jednej osoby, gdy się dzielę czymś, co mnie dotknęło...
Nie wiem, to było takie... inne!!!
To całe wydarzenie jest dla mnie aż nierealne.
Może nikt prócz mnie i Jego tego nie zauważył...
Ale tam na środku byłam taka spokojna, miałam nawet taki inny ton głosu, ton dziewczynki, która czuje się całkowicie bezpieczna, całkowicie akceptowana, całkowicie kochana... przynajmniej mi się to tak kojarzy :)
Miałam taki luz, sama siebie słuchałam ze zdumieniem...
Nie chodzi, że wszystko co powiedziałam było mega mądre,
nie ma jak mówić czego się nie zrozumiało :P
No ale generalnie nie ogarniam :P

Czyżby On aż tak mnie zmieniał,
aż tak bardzo zabierał moją nieśmiałość,
mnie, która stojąc na środku zawsze marzyła o tym, by się zapaść pod ziemię!!!
I że to już tak zostanie... ?! :)

Ja nie wiem, co On kombinuje w moim życiu,
co On kombinuje ze mną :P
Ale generalnie wiem, że ja tego nie kontroluję,
ale On doskonale wie, co robi...
No i nie powiem, podoba mi się naprawdę to, jak On mnie zmienia :)))