Mt 16,19
"[...] cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie."
Wiem, że jest to mały kawałek, trochę wycięty z kontekstu, a znaczenie ma szerokie...
Ale dziś chciałam podzielić się z Wami czymś, czego ostatnio mogłam doświadczyć w relacjach.
Pisałam już kiedyś o tym, jak to jest gdy ludzie nie spełniają naszych oczekiwań i że w sumie nie powinno się ich budować...
Brzęczy mi od lat w uszach zasłyszane gdzieś zdanie "W Bogu nie ma racji".
Było to powiedziane w kontekście relacji i tego kto ma rację...
I rzeczywiście, jak się nad tym zastanowić... można paść ze śmiechu...
Jak my z naszym ograniczonym poznaniem,
my, którzy nie wiemy nawet, co się wydarzy za chwilkę,
my, którzy nie możemy ani jednego włosa na swej głowie uczynić białym lub czarnym (na stałe oczywiście :P),
jak możemy stwierdzić, że mamy wystarczającą ilość danych, by orzec, że mamy rację...
My i nasza wspaniała sprawiedliwość, która przed Świętym jest jak brudna, splugawiona szmata...
Tak, są sytuacje, że ktoś jest winny, ktoś nas zranił, skrzywdził zawalił...
Niby możemy dochodzić swoich racji, ale dokąd nas to zaprowadzi, czy to jest ta właściwa droga?!
Ostatnio Bóg postawił mnie w kilku takich sytuacjach, nie były to duże kwestie,
raczej takie zwyczajne, codzienne, niektóre to były naprawdę drobiazgi...
No i miałam taką łaskę z góry,
tak, w tym temacie wciąż upadam,
swego czasu była chyba specjalistką od racji i wywracania kota do góry ogonem, by pokazać, że to ja jestem ta biedna i pokrzywdzona...
No więc to nie swoją siła, ale Jego,
wybrałam, ale wybrałam świadomie, drogę przebaczenia,
wybrałam, by odpuścić,
nie dokopywać nawet słowami...
Można powiedzieć niby "ok", a między wierszami wtrącić 3 grosze...
I wiecie co?!
Byłam naprawdę zdumiona!!!
Jaką to mi dało radość,
wolność!!!
Nie musiałam męczyć się ze swoim poczuciem krzywdy, rozgoryczenia,
nie musiałam się obrażać :P
Wolność przyszła też do "winowajców",
cudownie było widzieć ich ulgę, gdy słyszeli szczerze "nie szkodzi", "nic się nie stało".
Gdy ktoś przychodzi skruszony,
gdy czuje się winny...
W mocy Twego języka,
w mocy Twoich słów jest życie i śmierć!!!
Co niosą Twoje słowa?
Czy przynoszą pokój, wolność, nadzieję, przebaczenie,
czy niosą oskarżenie, śmierć, poczucie winy...
Czyje słowa chcesz głosić,
do kogo chcesz być podobny,
do Ojca czy do oskarżyciela braci?!
Piszę to sama do siebie,
bo chyba byłam mistrzynią obrażania się.
I nie raz jeszcze upadam,
ale mówię Wam, jak ochłonę, jak opadną emocje,
to aż mi się śmiać ze mnie chce,
z moich żałosnych racji i oczekiwań...
Kiedy zastanawiałam się, czy ja w końcu o tym napisze, bo jakoś nie miałam weny,
przypomniała mi się przypowieść "Lekcja o przebaczaniu" z 18 rozdziału Ewangelii Mateusza, która chyba przedwczoraj czytałam...
Każdy ją dobrze zna, ale mnie tym razem wyjątkowo uderzyły liczby...
Król darował pewnemu człowiekowi 60 milionów denarów- za tę sumę można było wynająć do pracy 16 500 robotników na okres 10 lat!!!!!!!!!!!!
Wyobrażacie sobie, ile to było pieniędzy?!
A on zaraz po tym zażądał od swojego sługi 100 denarów!!!!
100 na przeciw 60 000 000!!!
Szok!!!
A jak często my tak się zachowujemy.
Ile nam przebaczono...
Nie widzimy belki w swoim oku, a czepiamy się drzazg...
Nie mówię już o tym, że napisano, że jeśli my nie przebaczymy i nam nie przebaczą...
Przez te moje osobiste historyjki dotknęło mnie to, że możemy nieść życie swoją postawą, słowem...
Jeśli zdecydujemy się być jak On,
jeśli będziemy tego szukać,
modlić się o łaskę, o to, by On nas przemieniał na swój obraz i podobieństwo,
będziemy dawać innym Jego życie, Jego nadzieję, Jego wolność!!!
Będziemy zmieniać duchową atmosferę na atmosferę Jego Królestwa!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz