wtorek, 16 grudnia 2014

Inspiracja.

Koleżanka podrzuciła mi inspirację do uwielbienia tańcem i flagami.
W moim sercu budzi to tęsknotę.
Może szarpnę się na takie flagi.
Uciec przed Jego tron, zostawić za sobą wszystko...
Kuszące :)


https://www.youtube.com/watch?v=8sd0iwCpSqU&list=PLIjQtWGQwbfm8Y91xxhstQuCLk3tEQ9QP&index=1

sobota, 13 grudnia 2014

Ufaj.

Bóg jest dobry, ale czasem przeprowadza nas przez różne doświadczenia.
Czasem to takie dziwne uczucie, wiesz, że On Cię kocha i chce dla Ciebie jak najlepiej,a jednocześnie okoliczności sprawiają Ci ogromny ból.
Starasz się zrozumieć, o co Mu chodzi, do czego zmierza i nie masz pomysłu.


"Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę."

Hebr 10,35


Pędziłam wczoraj z pracy, by zdążyć pożegnać się z naszym kochanym kotkiem.
Był z nami 14 lat i nastał czas pożegnania.
Ktoś powie, że to tylko kot, ale był z nami pół mojego życia, kochalismy go.
Kolejny smutek w ciągu ostatniego, chyba najgorszego  w moim życiu miesiąca.
Szalał wiatr, miałam świadomość, że ten Bóg, choć tak potężny, że może zmieść nas jednym swym oddechem, jest tak blisko.
A ja tak mało Go znam, tak mało Go rozumiem, a jestem tak bardzo zależna od Niego.

Wieczorem przeczytałam w zwykłym świeckim artykule, rady odnośnie trudnych sytuacji:

"Najgorsze, co można zrobić, to się załamac, leżeć i płakać. Trzeb iść, nawet gdy nie ma się siły. Gdy zabraknie wam siły, Bóg ją wam da. Ale musicie iść dalej, noga za nogą."


Tak więc, pozwoliłam sobie na chwilę leżenia i płakania, ta historia z kotem dopełniła miary smutku, ale w głowie miałam to zdanie - nie można leżeć i płakać, trzeba iść dalej, a gdy nie masz już siły, ale zaufasz Bogu, On Ci ją da, gdy nie wiesz, gdzie zrobić kolejny krok, On pokaże gdzie postawić nogę, tylko ufaj.
No i tak staram się ufać, raz wychodzi mi to lepiej, raz gorzej. Chwilami czuję się, jak na pustyni, ale wiem, że na niej są też skarby, tylko nie zawsze je widzę.


A tu artykuł do poczytania:

http://nalezecdojezusa.pl/index.php/blogi/kasia-kiklewicz/item/380-nie-porzucaj-ufno%C5%9Bci

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Puste ręce.

Ostatnio w czasie uwielbienia na naszej grupce śpiewaliśmy pieśń, która szła jakoś tak:
"podnieśmy wszyscy nasze serca, podnieśmy wszyscy nasze dłonie,
stawajmy przed obliczem Boga, wielbiąc Go".

Miałam taki ni to obraz, ni to refleksję, że wchodząc do miejsca najświętszego, do sali tronowej, gdzie zasiada Król królów i Pan panów nieraz wnosimy całą stertę walizek- naszych spraw, problemów, trosk, życzeń, marzeń itp.
Trzymając to w ręce nie jesteśmy w stanie Go uwielbiać, bo nie mamy jak podnieść naszych rąk!
By to uczynić, musimy puścić, odrzucić wszystko.
Dopiero wtedy nasze ręce są wolne, nieograniczone, gotowe, by podnieść je puste w stronę, tego który może wszystko, wie wszystko i tak bardzo nas kocha.
Ale czy to wystarczy?
Głupio byłoby uwielbiać, podnosić ręce i wciąż wpatrywać się w stertę naszych gratów.
O jakże ciężko czasem w czasie modlitwy nie myśleć o różnych sprawach, nie planować, nie zamartwiać się.

Stając przed Jego obliczem powinniśmy mieć puste dłonie, wzrok skierowany na Niego, wolny umysł i serce.

Biorąc pod uwagę historie, które mi się ostatnio przydarzyły, a trochę się działo od czasu, kiedy tu byłam ostatnio, widzę, że czasem On prowadzi nas przez przysłowiowy ogień i wodę, dopuszcza do sytuacji, które są straszliwie trudne i bolesne.
Chcę patrzeć na nie jak na szansę, by odrzucić wszystkie swoje pomysły i uczyć się wiary i zaufania, nawet gdy zamiast w miejscu rozwiązania się kilku kwestii znalazłam się nagle w miejscu wielkiej niewiadomej.
Nie chciałam pisać wcześniej o pewnych rzeczach i to było jak widzę mądre, po wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż zapowiadało się kilka miesięcy temu.

Wiem, że nawet w miejscach, które są dla nas ekstremalnie trudne i bolesne, możemy mieć zwycięstwo, możemy uchwycić się Go, choć jest niewidzialny.
Możemy podnieść ku Niemu nasze oczy, które są czasem pełne łez i mieć pewność, że On widzi nasz ból.
Możemy wybrać zaufanie i nadzieję, zamiast pretensji i zgorzknienia.
Nie powiem, chwilami jest mi naprawdę trudno, ale wiem, że mam zwycięstwo z Nim i wiem, że On da mi siłę, by przez to przejść i nie zwątpić, że On ma moje życie w swoich rękach.
Wiem, że nawet jeśli zabłądzę i się pomylę, On wyprostuje moje ścieżki.

Ty i ja mamy jedno życie, Ty i ja mamy wybór -  spędzić je użalając się nad tym, co jest nie tak i rozglądając za tym, czego nam brak albo zaufać Jemu bez względu na okoliczności, czerpać mądrość z takich życiowych lekcji i starać się skupiać na Nim, na tym, co On czyni, bez względu na to, ja zdecyduje poprowadzić naszą ścieżkę.

A co do pracy, generalnie sama w sobie jest niestety nudna i monotonna, ale jest sympatycznie, bywa śmiesznie i warunki są dobre. Projekt zostanie przedłużony o kilka miesięcy (pierwotnie miał trwać do końca roku), a co potem, ja nie wiem, ale On wie i wierzę, że mnie poprowadzi.
A jutro nadchodzi w naszej korpo "pijama day" : ]


Ps. Kiedyś słyszałam o rodzinie, która w obliczu potężnych problemów zbiera się na modlitwie i uwielbieniu i dosłownie tańczy po swoich problemach i się z nich śmieje, nie dlatego, że je bagatelizuje czy ma nierówno pod sufitem, ale dlatego, że wierzy w żywego i realnego Boga i ufa Mu. Może to jest kwestia decyzji, a łaska przychodzi, gdy zdecydujesz, że się nie poddasz? Gdy nie zawrócisz ze swej drogi za Jezusem Chrystusem bez względu na cenę, ale zdecydujesz iść za Nim naprzód.
I to jest chyba właśnie miejsce, gdzie On może wylać na nasz radość prosto z nieba i pokój, który przewyższa wszelkie poznanie.

środa, 23 lipca 2014

Daj się Bogu zaskoczyć.

Okazuje się, że moja historia mieszkaniowa jest dla ludzi świadectwem i zachęta.
Dlatego też dzielę się z Wami świeżutką historią zawodową.

Tuż przed obozem misyjnym na który jechałam, musiałam przesunąć mój wyjazd do centrali firmy, w czasie ktorego miało sie  w końcu odbyć długo odwlekane ustalenie moich nowych warunków.
Stało się to z kilku powodów, nie do końca ode mnie zależnych, aczkolwiek wywołało małe spięcie.
Powiedziałam wtedy Bogu, ok, jadę Ci służyć, a to powierzam Tobie, nawte jeśli mnie zwolnią, a była to dla mnie totalna abstrakcja, ufam Tobie.

Absolutnie nie planowałam zmiany pracy, były pewne ustalenia, obietnice, dostawałam co jakiś czas dość atrakcyjne propozycje, ale wolałam siedzieć w znanym mi jeziorku, nawet jeśli nie do końca byłam w nim spełniona i zadowolona.
Bóg to dobrze wiedział, bo pomógł, a dokładnie przeniósł mnie w inne miejsce.

Wracając z obozu, gdzie zajmowałam się organizacją kuchni (na szczęście gotować nie musiałam, bo różnie by być mogło), będąc dość zmęczoną i wyeskploatowaną, miałam nadzieję na spokojne, leniwe dni.
Ten plan uwzględniał też pracę, ale zapowiadało się bez szaleństw.

Sprawy potoczyły się bardzo szybko, w poniedziałek dostałam propozycję, której początkowo nie zamierzalam nawet wysłuchać, fakt, wydawała się atrakcyjna i coś mnie kusiło, by spróbować sił w rekrutacji, jednak wahałam się, bo obiecałam, bo oni obiecali...
Jakoże praca to praca, a to jest jednak blog publiczny, pominę różne szczegóły.

Postawiłam na szczerość z moim bezpośrednim przełożonym i opłaciło się.
Spadło ze mnie poczucie winy i usłyszałam kilka mądrych rad.
Okazało się, że sytuacja w firmie mocno się zmieniła, a co za tym idzie plany wobec mojej osoby też.
Także kilka dni wypełnione było modlitwom, testami językowymi, przygotowaniami do rozmowy, stresem oraz oczekiwaniem na wynik, który choć czasem podwany jest prawie natychmiast, w moim wypadku nadszedł po kilku godzinach. Co było dla mnie kolejnym ćwiczeniem na zaufanie.

Tak więc, ja niczego nieświadoma rządziłam garami na obozie, robiłam ogromne zakupy w Biedronkach, czując chwilami, że nie robię nic istotnego i że małą to ma wartość przed Bogiem, a tymczasem Bóg realizował swój doskonały, zgrany we wszystkich szczegółach plan.
Załatwił mi pracę w prestiżowej firmie, za dobre pieniądze z możliwościami rozwoju.
Fakt, nie wiem, ile ten projket potrwa, być może tylko kilka miesięcy.
Jednego jestem pewna, to jest Boża wola i sprawka, więc On wie, co dalej.
Nie chcę się martwić i zapominac, jak wielkie rzeczy może On czynić.

Kolega spytał mnie, ale jak Ty ich znalazłaś, jak aplikowałaś, a ja na to, że wcale nie szukałam, że po prostu mieszałam sobie w grach na obozie :)
Tym samym stanowisko szefa kuchni stało sie intratną posadą... padły już nawet jakieś deklaracje na przyszły rok.

Jest to dla mnie zachęta, by i w innych dziedzinach mojego życia czekac na Jego działanie, skupiać się na Nim, służyć Mu jak najlepiej potrawię, zaprawdę szukacjie Królestwa Bożego a wszystko inne będzie Wam dodane :)

sobota, 14 czerwca 2014

Pralka.

Siedzę właśnie w moim cudownym salonie,
przez balkon wpada świeże powietrze,
a ja oglądam sobie chmury,
poczytuję kobyłę z gramatyki na ostatni egzamin.

Ale to szybko zleciało, te 3 lata...
Tak naprawdę jestem już nauczycielem niemieckiego, ha ha, dziwna sprawa.
Przede mną jeszcze egzamin licencjacki na uczelni, ale w Kolegium obroniłam już w czwartek dyplom.
Ten rok był trudny, choć myślałam, że będzie gorzej.
Fakt pod koniec miałam już dość, ale właściwie z Boża pomocą dobiegłam już do mety.
Teraz muszę przypomnieć sobie, jak się odpoczywa i jak to jest mieć trochę wolnego czasu :)

Wracając do tego cudownego miejsca, w którym przyszło mi mieszkać, to naprawdę nie zasłużyłam na to.
W życiu nie byłoby mnie stać, żeby coś takiego wynajmować, no ale jak widać Boga na to stać i mieszkam sobie jak w bajce z moją Przyjaciółką N.
Przyznaję bez bicia, że wciąż muszę uczyć się doceniać to, co mam.
Narzekanie to takie dziadostwo, które łatwo wchodzi w nawyk. Na szczęście Bóg potrafi nas skonfrontować, postawić na naszej drodze odpowiednich ludzi.
Także Beata przerabia lekcję "Nie narzekaj". Oczywiście to tylko jedna z lekcji, które obecnie przerabiam :)

No a jeśli chodzi o inne rzeczy to czuję się jak w pralce.
Tak właśnie, takiej wielkiej Bożej pralce.
Są takie tematy, że mówimy Boże, jak to i to zorganizujesz w moim życiu, to ja już naprawdę tego nie przeżyję. Dokonujemy wyborów, rezygnujemy z różnych rzeczy, no i myślimy sobie, że nie zasłużyliśmy na takie akcje.
No a jednak czasem Bóg postanawia wrzucić nas do pralki, ustawia gotowanie i wirowanie na 1000 obrotów, no i jazda :)
Jeśli w tym wszystkim powiesz ok, Twoja wola, jeśli przyniesiesz swoje łzy do Niego, będzie Ci o wiele łatwiej, a Twoje serce zmięknie.
Oczywiście, że wyobrażałam sobie to wszystko inaczej, no ale cóż, On wie lepiej.
Wiem, o co walczę w tym wszystkim.
Jestem Mu wdzięczna, że ta pralka wypłukuje brudy z mojego serca i ustawia na nowo priorytety w moim życiu.
Nie piszę ostatnio, bo nie chcę pustych słów, widzę, że znów muszę odkopać pewne rzeczy, ale już widzę jak On zmienia moje serce.
Ukrył mnie tutaj w swoim ogrodzie i pracuje nade mną :)

sobota, 22 marca 2014

Kolejna wiosna.

We Wrocławiu wiosna ruszyła pełną parą.
Czaiła, się czaiła, a po weekendowym deszczu dosłownie wybuchła.
Wszystko rozkwitło dosłownie na raz.
Trochę żałuję, że się jej tak spieszy, bo ten etap wiosny kiedy zieleń jest jeszcze tak delikatna, to mój ulubiony okres w roku, a wygląda na to, że w tym sezonie będzie krótki.

Tak sobie myślę, że podobnie jest z różnymi rzeczami w naszym życiu,
czekamy, czekamy, pozornie nic się nie dzieje, wszystko wydaje się szare,smutne, beznadziejne,
do tego jeszcze wiatr i deszcz,
aż czasem ciężko uwierzyć, że pewnego dnia znów zaświeci słońce.
A potem Bóg uznaje, że jest już właściwy czas i uwalnia pewne rzeczy w naszym życiu i nagle wszystko diametralnie się zmienia.
Jednak będąc ciągle w fazie oczekiwania bywa nam ciężko, czujemy się zapomniani, zwłaszcza, gdy wszyscy inni dostają to, czego na co my także czekamy.
Lada dzień stuknie mi kolejna wiosna i tak jakoś mi z tym w tym roku wyjątkowo ciężko.
Wyobrażałam sobie, że pewne tematy się w tym roku pozamykają, ba, nawet mi się wydawało, że Bóg mi to obiecał.
No i mamy za pięć dwunastą, a na morzu wciąż cisza.
Na dodatek sprawy mieszkaniowe znów się przeciągają, naprawdę jestem tym już zmęczona i chciałabym mieć chociaż ten temat z głowy.

Oczywiście w tym całym zamieszaniu wciąż spotykają mnie i moją wspaniałą Współlokatorkę również niespodzianki mniejsze i większe. Np. nie wiedziała ona skąd weźmie pieniądze na potrzebny jej we Wrocławiu rower. I mi się tak pomyślało, że ona ten rower po prostu dostanie. No i dostała do wyboru dwa, całkiem za darmo :)

Jednocześnie walczę, by przestać się skupiać na doczesnych troskach, bo tak łatwo tracę właściwą perspektywę. Mając w tym roku na głowie wiele spraw, tak łatwo zapominam, po co właściwie żyje i dokąd zmierzam, tak często zmęczenie okrada mnie z tego, co najważniejsze.
Mogę tylko dziękować za łaskę, że On nie zawaha się czasem nami potrząsnąć.
Zderzając się ciągle z niestałością ludzi, ich niesłownością czy zmienianiem zdania, automatycznie przenoszę te doświadczenia do mojej relacji z Nim.
Czasem muszę się zatrzymać i przypomnieć, że On nie jest jak człowiek.
Jeśli On coś obieca, na pewno dotrzyma słowa.
Jeśli raz oddamy Mu swoje życie i poprosimy, by nie pozwolił nam odejść, On to weźmie naprawdę na serio.
Nawet gdy będziemy kombinować po swojemu, On wciąż będzie wierny.
Fakt, że będzie używać różnych środków i nie zawsze będzie nam z tym miło i wygodnie, ale nagroda jest warta wszystkiego.

Dlatego proszę, pomóż mi odłożyć na bok, to za czym goni moje serce, a co tak naprawdę jest niewiele warte.
Uwolnij mnie od wszelkich pragnień, które nie zbliżają mnie do Ciebie.
Napełnij mnie tęsknotą za sobą i daj mi odnaleźć spełnienie wszystkich moich pragnień w Tobie Jezu.

wtorek, 11 marca 2014

Ponad nasze marzenia.

Bóg dał mi mieszkanie, o jakim bym nie marzyła.
Nawet nie tyle, że nie śmiałabym o takim marzyć.
Po prostu nie wpadłoby mi do głowy, że coś takiego jest w ogóle możliwe.

"Głosimy tedy, jak napisano:
Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało,
i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują."

Było z tym trochę zamieszania, stresu, kilka zakrętów po drodze, znaków zapytania.
Ale Bóg, tak On jest naprawdę dobrym Ojcem, tak szybko to wszystko aranżował i załatwiał, że jestem w szoku.

Mieszkanie, w którym miałam pierwotnie lada dzień zamieszkać, nówka-nieśmigane jest super, towarzystwo także, ale odkąd weszłam do mojego obecnego lokum, po prostu się w nim zakochałam.
A na koniec okazało się, że zamieszkam w nim z moją najlepszą Przyjaciółką!!!

Żeby nie zanudzić moimi ochami i achami nad moim cudownym salonem...
Mamy do dyspozycji 70 metrów, każda ma swój pokój, a do tego mamy ogromny cudowny salon z kuchnią.
Jako że właścicielka jest utalentowaną plastyczką, urządziła go, między innymi ręcznie malując meble w temacie "w ogrodzie".
Jak tam weszłam, to miałam szczękę na podłodze.
A to wszystko w takiej cenie, że dziewczyny  mojego poprzedniego mieszkania płacą więcej za miejsce  w pokoju 2-osobowym, przy 5 osobach w mieszkaniu.
A my mamy to wszystko na dwie osoby!!!
Tak więc to mieszkanie jest cudem, cudem od Boga, który czyni to, co niemożliwe i to, czego nie ma powołuje do bytu.
Tylko, że do tej pory nie sądziłam, że takie cudy mogą zdarzać się w moim życiu.
Bóg tak mnie zaskoczył, że wciąż nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Tak wszystko poukładał czasowo i organizacyjnie, że tylko On mógł to zrobić.

Tak więc mam super-mega-cudowne mieszkanie, na które absolutnie byłoby mnie nie stać.
I to z oknami dachowymi, o czym w ogóle nie myślałabym marzyć!
Będę je dzielić z najwspanialszą Współlokatorką, którą mogłabym sobie tylko wymarzyć.

N., to będzie wspaniały rok, nasza wielka przygoda.
Jestem podekscytowana, gdy o tym myślę :)

Dziękuję Ci Tato w niebie, tym razem naprawdę zaszalałeś :)