środa, 23 lipca 2014

Daj się Bogu zaskoczyć.

Okazuje się, że moja historia mieszkaniowa jest dla ludzi świadectwem i zachęta.
Dlatego też dzielę się z Wami świeżutką historią zawodową.

Tuż przed obozem misyjnym na który jechałam, musiałam przesunąć mój wyjazd do centrali firmy, w czasie ktorego miało sie  w końcu odbyć długo odwlekane ustalenie moich nowych warunków.
Stało się to z kilku powodów, nie do końca ode mnie zależnych, aczkolwiek wywołało małe spięcie.
Powiedziałam wtedy Bogu, ok, jadę Ci służyć, a to powierzam Tobie, nawte jeśli mnie zwolnią, a była to dla mnie totalna abstrakcja, ufam Tobie.

Absolutnie nie planowałam zmiany pracy, były pewne ustalenia, obietnice, dostawałam co jakiś czas dość atrakcyjne propozycje, ale wolałam siedzieć w znanym mi jeziorku, nawet jeśli nie do końca byłam w nim spełniona i zadowolona.
Bóg to dobrze wiedział, bo pomógł, a dokładnie przeniósł mnie w inne miejsce.

Wracając z obozu, gdzie zajmowałam się organizacją kuchni (na szczęście gotować nie musiałam, bo różnie by być mogło), będąc dość zmęczoną i wyeskploatowaną, miałam nadzieję na spokojne, leniwe dni.
Ten plan uwzględniał też pracę, ale zapowiadało się bez szaleństw.

Sprawy potoczyły się bardzo szybko, w poniedziałek dostałam propozycję, której początkowo nie zamierzalam nawet wysłuchać, fakt, wydawała się atrakcyjna i coś mnie kusiło, by spróbować sił w rekrutacji, jednak wahałam się, bo obiecałam, bo oni obiecali...
Jakoże praca to praca, a to jest jednak blog publiczny, pominę różne szczegóły.

Postawiłam na szczerość z moim bezpośrednim przełożonym i opłaciło się.
Spadło ze mnie poczucie winy i usłyszałam kilka mądrych rad.
Okazało się, że sytuacja w firmie mocno się zmieniła, a co za tym idzie plany wobec mojej osoby też.
Także kilka dni wypełnione było modlitwom, testami językowymi, przygotowaniami do rozmowy, stresem oraz oczekiwaniem na wynik, który choć czasem podwany jest prawie natychmiast, w moim wypadku nadszedł po kilku godzinach. Co było dla mnie kolejnym ćwiczeniem na zaufanie.

Tak więc, ja niczego nieświadoma rządziłam garami na obozie, robiłam ogromne zakupy w Biedronkach, czując chwilami, że nie robię nic istotnego i że małą to ma wartość przed Bogiem, a tymczasem Bóg realizował swój doskonały, zgrany we wszystkich szczegółach plan.
Załatwił mi pracę w prestiżowej firmie, za dobre pieniądze z możliwościami rozwoju.
Fakt, nie wiem, ile ten projket potrwa, być może tylko kilka miesięcy.
Jednego jestem pewna, to jest Boża wola i sprawka, więc On wie, co dalej.
Nie chcę się martwić i zapominac, jak wielkie rzeczy może On czynić.

Kolega spytał mnie, ale jak Ty ich znalazłaś, jak aplikowałaś, a ja na to, że wcale nie szukałam, że po prostu mieszałam sobie w grach na obozie :)
Tym samym stanowisko szefa kuchni stało sie intratną posadą... padły już nawet jakieś deklaracje na przyszły rok.

Jest to dla mnie zachęta, by i w innych dziedzinach mojego życia czekac na Jego działanie, skupiać się na Nim, służyć Mu jak najlepiej potrawię, zaprawdę szukacjie Królestwa Bożego a wszystko inne będzie Wam dodane :)

2 komentarze:

  1. Racja, Boża wola to Boża wola, On wie co dla nas najlepsze! :)
    Gratuluję nowej pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Motywujące i zachęcające! Również gratuluję nowej pracy i nowej stawki! ;)

    OdpowiedzUsuń