poniedziałek, 8 grudnia 2014

Puste ręce.

Ostatnio w czasie uwielbienia na naszej grupce śpiewaliśmy pieśń, która szła jakoś tak:
"podnieśmy wszyscy nasze serca, podnieśmy wszyscy nasze dłonie,
stawajmy przed obliczem Boga, wielbiąc Go".

Miałam taki ni to obraz, ni to refleksję, że wchodząc do miejsca najświętszego, do sali tronowej, gdzie zasiada Król królów i Pan panów nieraz wnosimy całą stertę walizek- naszych spraw, problemów, trosk, życzeń, marzeń itp.
Trzymając to w ręce nie jesteśmy w stanie Go uwielbiać, bo nie mamy jak podnieść naszych rąk!
By to uczynić, musimy puścić, odrzucić wszystko.
Dopiero wtedy nasze ręce są wolne, nieograniczone, gotowe, by podnieść je puste w stronę, tego który może wszystko, wie wszystko i tak bardzo nas kocha.
Ale czy to wystarczy?
Głupio byłoby uwielbiać, podnosić ręce i wciąż wpatrywać się w stertę naszych gratów.
O jakże ciężko czasem w czasie modlitwy nie myśleć o różnych sprawach, nie planować, nie zamartwiać się.

Stając przed Jego obliczem powinniśmy mieć puste dłonie, wzrok skierowany na Niego, wolny umysł i serce.

Biorąc pod uwagę historie, które mi się ostatnio przydarzyły, a trochę się działo od czasu, kiedy tu byłam ostatnio, widzę, że czasem On prowadzi nas przez przysłowiowy ogień i wodę, dopuszcza do sytuacji, które są straszliwie trudne i bolesne.
Chcę patrzeć na nie jak na szansę, by odrzucić wszystkie swoje pomysły i uczyć się wiary i zaufania, nawet gdy zamiast w miejscu rozwiązania się kilku kwestii znalazłam się nagle w miejscu wielkiej niewiadomej.
Nie chciałam pisać wcześniej o pewnych rzeczach i to było jak widzę mądre, po wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż zapowiadało się kilka miesięcy temu.

Wiem, że nawet w miejscach, które są dla nas ekstremalnie trudne i bolesne, możemy mieć zwycięstwo, możemy uchwycić się Go, choć jest niewidzialny.
Możemy podnieść ku Niemu nasze oczy, które są czasem pełne łez i mieć pewność, że On widzi nasz ból.
Możemy wybrać zaufanie i nadzieję, zamiast pretensji i zgorzknienia.
Nie powiem, chwilami jest mi naprawdę trudno, ale wiem, że mam zwycięstwo z Nim i wiem, że On da mi siłę, by przez to przejść i nie zwątpić, że On ma moje życie w swoich rękach.
Wiem, że nawet jeśli zabłądzę i się pomylę, On wyprostuje moje ścieżki.

Ty i ja mamy jedno życie, Ty i ja mamy wybór -  spędzić je użalając się nad tym, co jest nie tak i rozglądając za tym, czego nam brak albo zaufać Jemu bez względu na okoliczności, czerpać mądrość z takich życiowych lekcji i starać się skupiać na Nim, na tym, co On czyni, bez względu na to, ja zdecyduje poprowadzić naszą ścieżkę.

A co do pracy, generalnie sama w sobie jest niestety nudna i monotonna, ale jest sympatycznie, bywa śmiesznie i warunki są dobre. Projekt zostanie przedłużony o kilka miesięcy (pierwotnie miał trwać do końca roku), a co potem, ja nie wiem, ale On wie i wierzę, że mnie poprowadzi.
A jutro nadchodzi w naszej korpo "pijama day" : ]


Ps. Kiedyś słyszałam o rodzinie, która w obliczu potężnych problemów zbiera się na modlitwie i uwielbieniu i dosłownie tańczy po swoich problemach i się z nich śmieje, nie dlatego, że je bagatelizuje czy ma nierówno pod sufitem, ale dlatego, że wierzy w żywego i realnego Boga i ufa Mu. Może to jest kwestia decyzji, a łaska przychodzi, gdy zdecydujesz, że się nie poddasz? Gdy nie zawrócisz ze swej drogi za Jezusem Chrystusem bez względu na cenę, ale zdecydujesz iść za Nim naprzód.
I to jest chyba właśnie miejsce, gdzie On może wylać na nasz radość prosto z nieba i pokój, który przewyższa wszelkie poznanie.

2 komentarze:

  1. Chciałabym potrafić tak wierzyć.
    Moja wiara jest taka zgorzkniała, pełna pretensji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że wiarę nabywamy przez różnego rodzaju doświadczenia.
      Za każdym razem, w każdej najdrobniejszej kwestii, kiedy wybierasz, że będziesz ufać, Twoja wiara wzrasta.
      A czasem w takich bardziej ekstremalnych sytuacjach jest łatwiej zaufać, bo wiesz, że Twoje pomysły, sposoby nic Ci nie pomogą, no i nie masz właściwie innego wyjścia. Jeśli odwrócisz się od Niego, to tak jakbyś wybierała przegraną i najgorsze z możliwych rozwiązanie.
      Wierzę, że On chce nam pomagać budować naszą wiarę, wspierać nas, kiedy się tego uczymy.
      W każdej chwili możesz wylać swoje serce przed Nim, poprosić, by oczyścił je z tego, co jest niewłaściwe. Wierzę, że nasz Tata nie będzie milczał.
      On zawsze widzi, kiedy Jego dzieci cierpią.
      Nie zawsze rozumiemy Jego drogi, ale wierzę, że on nigdy nie jest wobec nas obojętny.

      Usuń