piątek, 30 marca 2012

Mikrofon już nie gryzie?!?!?!

Ja nie wiem jak On to zrobił...
Normalnie muszę to dziś napisać, bo jeszcze będę jutro myśleć, że mi się to przyśniło :P

Generalnie mikrofon i Beata to nigdy nie było moje ulubione połączenie,
raczej zawsze uważałam, że mikrofon gryzie,
ba... byłam tego pewna!!!

Nie lubię być z przodu,
nie lubię być na widoku,
tak... tańczę na środku kościoła... :P
To jest taki Jego psikus...
Nasz Bóg, nasz Tata miewa takie szalone pomysły...

No ale mówić na środku?!
Masa ludzi siedzi, słucha, patrzy...
unikałam tego jak ognia :P

Nie dość, że dziś miałam na studiach prezentację,
no dobra, nieco ponad 10 osób,
jakiś kwadrans gadania...
Ale to był zawsze mega stres...
Ok, dziś troszkę też go było,
ale było jakoś zupełnie inaczej...
Byłam z niej zadowolona,
a wszyscy się śmiali, że jak zawodowy wykładowca to zrobiłam :P

A teraz właśnie wróciłam z naszych comiesięcznych spotkań "Słuchanie Boga..."
Jak zwykle najpierw słuchaliśmy, a potem się dzieliliśmy.

Oczywiście nawet mi do głowy, nie przyszło, że coś powiem...
I wiedziałam, że nie muszę :)))
Ale jedna z osób powiedziała rzeczy trochę zahaczające o to, co ja miałam w sercu...
No ale nie dlatego wyszłam...
Nie umiem tego oddać słowami, ale myślę, że zrozumiecie :)
Czasem, kiedy Bóg Cię to czegoś zachęca, czujesz taki ogień w środku,
takie przynaglenie...
Czasem, jak wiem, że coś mam zrobić, wyjść do modlitwy, cokolwiek...
Czekam, aż to "wiem" zmieni się w ten Jego ogień, Jego przynaglenie....
Wtedy wiem, że nie robię tego o swoich siłach,
czuję się bezpiecznie, ale jednocześnie wiem, że nic nie zależy ode mnie,
że to, co zrobię, to jest Jego zasługa, Jego dzieło, Jego chwała :)

No więc tak sobie wyszłam, powiedziałam to na luzie,
większym niż czasem mam wobec jednej osoby, gdy się dzielę czymś, co mnie dotknęło...
Nie wiem, to było takie... inne!!!
To całe wydarzenie jest dla mnie aż nierealne.
Może nikt prócz mnie i Jego tego nie zauważył...
Ale tam na środku byłam taka spokojna, miałam nawet taki inny ton głosu, ton dziewczynki, która czuje się całkowicie bezpieczna, całkowicie akceptowana, całkowicie kochana... przynajmniej mi się to tak kojarzy :)
Miałam taki luz, sama siebie słuchałam ze zdumieniem...
Nie chodzi, że wszystko co powiedziałam było mega mądre,
nie ma jak mówić czego się nie zrozumiało :P
No ale generalnie nie ogarniam :P

Czyżby On aż tak mnie zmieniał,
aż tak bardzo zabierał moją nieśmiałość,
mnie, która stojąc na środku zawsze marzyła o tym, by się zapaść pod ziemię!!!
I że to już tak zostanie... ?! :)

Ja nie wiem, co On kombinuje w moim życiu,
co On kombinuje ze mną :P
Ale generalnie wiem, że ja tego nie kontroluję,
ale On doskonale wie, co robi...
No i nie powiem, podoba mi się naprawdę to, jak On mnie zmienia :)))

niedziela, 25 marca 2012

Urodziny Księżniczki...

W zeszłym roku moje urodziny były wyjątkowe.
Od paru lat takie są,
zawsze sobie myślę, że już chyba nie mogą być fajniejsze :P
Ale On, mój Tato zawsze daję radę :)))

W tym roku trwały w sumie dwa dni...
W piątek impreza z Przyjaciółki i z Nim :)))

Była modlitwa, było uwielbienie,
były rozmowy, było jedzenie,
kupa śmiechu, spotkania po latach...
A nawet "rozmowy duszpasterskie" w naszym małym pokoiku dla tych, którzy potrzebowali...
Nie wszyscy bliscy memu sercu mogli być...
Ale to był wyjątkowy czas od Niego...

Dziś świętowania ciąg dalszy, bo dziś mam "prawdziwe" urodziny...
Mój Tata wplata w moje życie tyle dobra!!!
Ale ostatnio wręcz mnie rozpieszcza!!!
Takie właśnie były te urodziny,
ukochanej Córeczki,
Jego Księżniczki...
Zaraz zasnę w pokoju pełnym kwiatów,
tylu chyba nigdy nie dostałam,
pachną tak bardzo, że czuję ich odurzający zapach mimo kataru...

Rano obudziłam się z zatkanym nosem,
wyglądało na dzień w łóżku...
Ale potem pomyślałam, nie dam okraść się z tego dnia,
z Nim dałam radę...
Były wspólne posiłki,
spacer w pełnym słońcu,
życzenia od mojej wielkiej kananejskiej rodziny,
telefony spodziewane i całkiem zaskakujące...
Kwiaty, prezenty, niespodzianki...

Jestem naprawdę syta tych urodzin!!!
Były tak pełne i jednocześnie spójne...
Mam na myśli, że to, o co ludzie się modlili, to, czego mi życzyli, nawet to, co od nich dostałam...
Wszystko potwierdza mi to, co On robi teraz w moim życiu,
to, co teraz do mnie mówi...

Na koniec piosenka,
dostałam płytę...
Wiem, że ta piosenka na niej jest specjalnie dla mnie :)))
Dla mojego Taty takie coś to nie jest problem,
a ja naprawdę jestem Jego Księżniczką,
Córką Króla...
Mam to wyryte na swoim sercu... na zawsze...

Kari Amirian
A little B.

http://www.youtube.com/watch?v=I-Sa99-9gUs

She walked a foot above the ground
Seldom stuck her head out of the clouds
Dreaming life while awake

She'd drift away and talk to stars
Give answers after count to five
And dance her longing away

She played a princess when nobody saw
But nobody knew that she was
Truly one

Her heart was like a little bee
Fragile, full of joy and honeysweet
Yet still ready to fight

Her shadow was her only foe
As she worried it might grow some more
When she turnes down the light

She played a princess when nobody saw
Wearing diamond tiara with sneaker of gold
And nobody knew that when she didn't play
Still she was a princess
A pearl of the king

Round and round there she goes
Where she stops - no one knows
Round and round there she goes
When she stops - no one knows

czwartek, 15 marca 2012

W Twoim pamiętniku spisałeś każdą sekundę mojego życia...

"Oczy Twoje widziały czyny moje,
W księdze Twej zapisane były wszystkie dni przyszłe,
Gdy jeszcze żadnego z nich nie było."

Ps 139,16

Mój Tata ma taką wieeeelkąąąąąąąąąąą książkę :)
Jej, ile ona ma stron!!!
Spisał w niej CAŁE moje życie,
rok po roku,
miesiąc po miesiącu,
tydzień po tygodniu,
dzień po dniu,
godzina po godzinie,
minuta po minucie,
sekunda po sekundzie...

Nic nie umknie Jego uwadze,
żaden uśmiech,
żadna łza,
żadna myśl,
żadne słowo...
Jego książka pomieści wszystko :)))

On widzi mnie zawsze i wszędzie,
nawet kiedy ja próbuję się schować...
On pobiegnie za mną na koniec świata,
On nie odpuści sobie nigdy.
On walczy nawet wtedy,
gdy ja się już poddałam...
On zaplanował wszystko przed założeniem świata,
On zna moje błędy i porażki,
On wziął na wszystko poprawkę...
Nic Go nie zaskoczy,
nic Go nie przerazi!!!

On już dawno wiedział, że początek roku będzie dla mnie trudny...
Ostrzegał i zapewniał, że mnie przez to przeprowadzi,
ale ja nie za bardzo wiedziałam o co chodzi...
Splot wszystkich sytuacji rozłożył mnie na łopatki.

Chyba pierwszy raz w życiu czułam się tak słaba,
wiedziałam, że nie mam siły walczyć...
Byłam zbyt słaba by wziąć swoją tarczę i miecz.
Wiedziałam, że jeśli On mi nie pomoże,
to tym razem się sama nie pozbieram, nie wezmę w garść...
Wiedziałam, że jestem tuż tuż takiej granicy...
Że jeszcze chwila i pęknę, rozsypię się na kawałki...
Nie chcę pisać pewnych rzeczy wprost, ale naprawdę nie było różowo...
Jesień też była burzliwa z pewnych względów,
niejedna noc pełna łez, ale było jakoś łatwiej.

Zmieniłam trochę kolor włosów, bo chcę mieć mój naturalny.
Na co Przyjaciółka powiedziała, że jej się nie podoba,
że jest jakiś taki smutny, nijaki...
Pomyślałam sobie, że nawet włosy odzwierciedlają mój stan...
Tak się właśnie czułam całkiem pusta i wyblakła...

Jedni przyjaciele zawiedli, ale On postawił dookoła mnie innych ludzi.
On osłonił mnie swoją ogromną dłonią,
podtrzymał ich modlitwami...
I wysłał do Mikorzyna :P
Na taką mini rekonwalescencję...
Ale jak ja kombinowałam, żeby tam nie jechać...
Odkąd usłyszałam o tej szkole, coś mnie tam ciągnęło...
Ale zawsze miałam jakąś wymówkę...
A to szkoła, a to praca, finanse, to nie dla mnie...
A to ciągle wracało, jak bumerang...
Zapisałam się, potem żałowałam,
zapłaciłam zaliczkę, ale wciąż myślałam, że chyba nie pojadę...
Coraz większe zniechęcenie,
pewne sprawy komplikowały się coraz bardziej,
a ja byłam coraz bardziej połamana w środku...

Nawet gdy okazało się, że ktoś zapłaci za mnie całość,
nie była pewna czy pojadę...
Pieniądze przelałam przedostatniego dnia,
a w głowie i tak miałam myśl, po co ja tam w ogóle jadę...

Tematem było Ojcowskie Serce Boga.
Nie była to dla mnie nowość,
ale tego objawienia nigdy mało.
On tam był,
i nic ode mnie nie wymagał,
pozwolił mi po prostu wpaść w Swoje ogromne Ramiona.
Nic nie musiałam,
mogłam być sobą,
mogłam być Jego małą Dziewczynką :)
Przypomniał mi o tym, że moje życie jest w Jego rękach,
zawsze było i będzie,
nawet wtedy gdy mi się wydaje, że wszystko się wali i idzie nie tak...
Nawet wtedy, gdy diabeł próbuje mnie okłamać, że nigdy nic się nie zmieni...

Bóg do mnie często mówi przez kolory,
nawet w czasie prasowania :P
Przed wyjazdem powiedział mi, że zmienia się sezon mojego życia...
Jej, ile zobaczyłam kolorów!!!
Od jakiegoś czasu mówi mi o tym...
Ale wtedy odważyłam się uwierzyć.

Walka trwa jednak nadal.
Czuję to dziś wyraźnie,
walka o to, bym straciła wiarę i nadzieję,
bym znów oddała moje marzenia,
i pogodziła się z tym, że pewne rzeczy na zawsze będą szare i smutne, że nic się nie zmieniło i nie zmieni...

A ja mówię temu NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie łykam tych kłamstw,
nie biorę tego zniechęcenia,
dziękuję bardzo :P
Będę Mu ufać,
będę Mu wierzyć
i nie będę zawstydzona.
Uchwycę się Tego, który jest niewidzialny, jakbym Go widziała.

On zaczął zmieniać pewne rzeczy już jakieś 2-3 tygodnie przed wyjazdem,
bardzo szybko,
jak za pstryknięciem palca.
Wiem, że On jest wierny i dokończy to co zaczął. :)

Zmieniłam pracę,
dziś robię to, co lubię,
fakt, jest to zajęcie poboczne, bo większość czasu zabiera mi jednak szkoła.
Ale naprawdę mam z tego radość :)))

Wciąż szukam Jego woli,
wciąż więcej nie wiem niż wiem,
ale już się nie boję,
już się nie martwię...
Wiem, że z Nim nie zginę,
On mnie nigdy nie wystawi :)))


Mój Tato maluje dla mnie na niebie obrazy swoim ogromnym pędzlem,
jutro będzie malował razem z nami kolory flagami :P
Od wczoraj nie mogę doczekać się jutrzejszego uwielbienia.
Nie umiem tego wytłumaczyć,
ale tak mi się jakoś wydaje, że będzie wyjątkowe.
Serce Ojca jest pełne kolorów,
tętni życiem,
wierzę, że On chce to malować z naszą pomocą.
On chce bawić się z nami, swoimi ukochanymi Dzieciakami :)))

wtorek, 13 marca 2012

Jedyny właściwy punk odniesienia.

Znowu musiałeś to zrobić :)

Tak łatwo zapominam, że tylko Ty jesteś JEDYNYM właściwym punktem odniesienia.
Nie raz prosiłam, byś nauczył mnie ufać Tobie, ale tak NAPRAWDĘ na stówę...

Wciąż tak łatwo przychodzi mi budować moje własne podpórki...
Wydaje mi się, że coś wiem,
że rozumiem, co robisz w moim życiu,
jaka jest Twoja wola...
Ale błędem jest dobudowywać sobie coś na tym.
Życie z Tobą jest chodzeniem po wodzie bez budowania sobie własnych tratw i mostów :)

Nie umiem chyba dobrze tego wytłumaczyć.
Chodzi o to, by cały czas mieć świadomość i wolność, że wszystko zależy od Niego,
że wszystko należy do Niego.
On daje i zabiera,
a my chwalmy Go bez względu na to, co czyni.

Nie pozwoliłeś mi zbudować nawet kawałeczka muru moich wyobrażeń,
z uśmiechem, delikatnie znów wytrąciłeś mi coś z ręki....
Uśmiechnęłam się do Ciebie, kiedy to zobaczyłam.
Wiem, że się nie gniewałeś,
wiem, że tak bardzo mnie kochasz, Tatusiu...
Nie tupię już nóżką kiedy to robisz,
ale jestem Ci taka wdzięczna.
Tyle razy uratowałeś mnie przed moimi wspaniałymi pomysłami :P

Coraz bardziej rozumiem sercem, co znaczy, że moje życie nie jest moje, ale Twoje...
Poczucie, że Ty masz je w swoich ogromnych dłoniach, daje prawdziwą wolność...


Wiem, że niektórych ciekawi szkoła, na której byłam.
Myślę, że wkrótce napiszę, jak tam dotarłam mimo wszystko i jak bardzo tego potrzebowałam.
Chcę napisać to na spokojnie, a chwilowo nie wygrzebałam się jeszcze z po wyjazdowych zaległości...

sobota, 10 marca 2012

Marcowe U24

Marcowe U24 już w ten piątek!!! :)))

Rozkład sesji:

18.00 Antiochia
20.00 Kanaan
22.00 Marek Macyszyn
24.00 KBWCh Słowo Życia Wrocław
02.00 Iza Szafraniec ( Antiochia )
04.00 Dorota Pawłowska ( Antiochia )
06.00 Stasia Bagan
08.00 Michał Matczak ( Antiochia )
10.00 Joanna Sochacka (Antiochia)
12.00 Piotrek Krajewski ( Antiochia )
14.00 misja 22:22 
16.00 Michał Matczak ( Antiochia )

Aktualizowany na bieżąco na:

https://www.facebook.com/events/113010298823006/


Czy idziesz przez pustynię,
czy przez wyschłą dolinę,
a może przez bujny ogród...
Twoje ręce aż rwą się do uwielbienia,
a może jest to ostatnia rzecz, na jaką masz ochotę...

To nie ma znaczenia.
Nasz Bóg jest godzien chwały i czci.
Nasz Tato tylko czeka, aż przyjdziesz, by spędzić czas z Nim.
Wtedy On sam załatwi Twoje sprawy.
Nic możesz zrobić nic lepszego, by rozwiązać swoje problemy,
niż zostawić je i usiąść u Jego stóp :)))

czwartek, 1 marca 2012

Przestać wierzyć w kłamstwa.

Polecam do przeczytania:

http://www.otwarteniebo24.pl/magazyn/porady-i-nauczania/item/79-szata%C5%84ska-strategia-zw%C4%85tpienia-i-strachu-ana-mendez/79-szata%C5%84ska-strategia-zw%C4%85tpienia-i-strachu-ana-mendez

Temat, który ostatnio sama przerabiam...