"Oczy Twoje widziały czyny moje,
W księdze Twej zapisane były wszystkie dni przyszłe,
Gdy jeszcze żadnego z nich nie było."
Ps 139,16
Mój Tata ma taką wieeeelkąąąąąąąąąąą książkę :)
Jej, ile ona ma stron!!!
Spisał w niej CAŁE moje życie,
rok po roku,
miesiąc po miesiącu,
tydzień po tygodniu,
dzień po dniu,
godzina po godzinie,
minuta po minucie,
sekunda po sekundzie...
Nic nie umknie Jego uwadze,
żaden uśmiech,
żadna łza,
żadna myśl,
żadne słowo...
Jego książka pomieści wszystko :)))
On widzi mnie zawsze i wszędzie,
nawet kiedy ja próbuję się schować...
On pobiegnie za mną na koniec świata,
On nie odpuści sobie nigdy.
On walczy nawet wtedy,
gdy ja się już poddałam...
On zaplanował wszystko przed założeniem świata,
On zna moje błędy i porażki,
On wziął na wszystko poprawkę...
Nic Go nie zaskoczy,
nic Go nie przerazi!!!
On już dawno wiedział, że początek roku będzie dla mnie trudny...
Ostrzegał i zapewniał, że mnie przez to przeprowadzi,
ale ja nie za bardzo wiedziałam o co chodzi...
Splot wszystkich sytuacji rozłożył mnie na łopatki.
Chyba pierwszy raz w życiu czułam się tak słaba,
wiedziałam, że nie mam siły walczyć...
Byłam zbyt słaba by wziąć swoją tarczę i miecz.
Wiedziałam, że jeśli On mi nie pomoże,
to tym razem się sama nie pozbieram, nie wezmę w garść...
Wiedziałam, że jestem tuż tuż takiej granicy...
Że jeszcze chwila i pęknę, rozsypię się na kawałki...
Nie chcę pisać pewnych rzeczy wprost, ale naprawdę nie było różowo...
Jesień też była burzliwa z pewnych względów,
niejedna noc pełna łez, ale było jakoś łatwiej.
Zmieniłam trochę kolor włosów, bo chcę mieć mój naturalny.
Na co Przyjaciółka powiedziała, że jej się nie podoba,
że jest jakiś taki smutny, nijaki...
Pomyślałam sobie, że nawet włosy odzwierciedlają mój stan...
Tak się właśnie czułam całkiem pusta i wyblakła...
Jedni przyjaciele zawiedli, ale On postawił dookoła mnie innych ludzi.
On osłonił mnie swoją ogromną dłonią,
podtrzymał ich modlitwami...
I wysłał do Mikorzyna :P
Na taką mini rekonwalescencję...
Ale jak ja kombinowałam, żeby tam nie jechać...
Odkąd usłyszałam o tej szkole, coś mnie tam ciągnęło...
Ale zawsze miałam jakąś wymówkę...
A to szkoła, a to praca, finanse, to nie dla mnie...
A to ciągle wracało, jak bumerang...
Zapisałam się, potem żałowałam,
zapłaciłam zaliczkę, ale wciąż myślałam, że chyba nie pojadę...
Coraz większe zniechęcenie,
pewne sprawy komplikowały się coraz bardziej,
a ja byłam coraz bardziej połamana w środku...
Nawet gdy okazało się, że ktoś zapłaci za mnie całość,
nie była pewna czy pojadę...
Pieniądze przelałam przedostatniego dnia,
a w głowie i tak miałam myśl, po co ja tam w ogóle jadę...
Tematem było Ojcowskie Serce Boga.
Nie była to dla mnie nowość,
ale tego objawienia nigdy mało.
On tam był,
i nic ode mnie nie wymagał,
pozwolił mi po prostu wpaść w Swoje ogromne Ramiona.
Nic nie musiałam,
mogłam być sobą,
mogłam być Jego małą Dziewczynką :)
Przypomniał mi o tym, że moje życie jest w Jego rękach,
zawsze było i będzie,
nawet wtedy gdy mi się wydaje, że wszystko się wali i idzie nie tak...
Nawet wtedy, gdy diabeł próbuje mnie okłamać, że nigdy nic się nie zmieni...
Bóg do mnie często mówi przez kolory,
nawet w czasie prasowania :P
Przed wyjazdem powiedział mi, że zmienia się sezon mojego życia...
Jej, ile zobaczyłam kolorów!!!
Od jakiegoś czasu mówi mi o tym...
Ale wtedy odważyłam się uwierzyć.
Walka trwa jednak nadal.
Czuję to dziś wyraźnie,
walka o to, bym straciła wiarę i nadzieję,
bym znów oddała moje marzenia,
i pogodziła się z tym, że pewne rzeczy na zawsze będą szare i smutne, że nic się nie zmieniło i nie zmieni...
A ja mówię temu NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie łykam tych kłamstw,
nie biorę tego zniechęcenia,
dziękuję bardzo :P
Będę Mu ufać,
będę Mu wierzyć
i nie będę zawstydzona.
Uchwycę się Tego, który jest niewidzialny, jakbym Go widziała.
On zaczął zmieniać pewne rzeczy już jakieś 2-3 tygodnie przed wyjazdem,
bardzo szybko,
jak za pstryknięciem palca.
Wiem, że On jest wierny i dokończy to co zaczął. :)
Zmieniłam pracę,
dziś robię to, co lubię,
fakt, jest to zajęcie poboczne, bo większość czasu zabiera mi jednak szkoła.
Ale naprawdę mam z tego radość :)))
Wciąż szukam Jego woli,
wciąż więcej nie wiem niż wiem,
ale już się nie boję,
już się nie martwię...
Wiem, że z Nim nie zginę,
On mnie nigdy nie wystawi :)))
Mój Tato maluje dla mnie na niebie obrazy swoim ogromnym pędzlem,
jutro będzie malował razem z nami kolory flagami :P
Od wczoraj nie mogę doczekać się jutrzejszego uwielbienia.
Nie umiem tego wytłumaczyć,
ale tak mi się jakoś wydaje, że będzie wyjątkowe.
Serce Ojca jest pełne kolorów,
tętni życiem,
wierzę, że On chce to malować z naszą pomocą.
On chce bawić się z nami, swoimi ukochanymi Dzieciakami :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz