W niedzielę zakończyłam mój 6-dniowy tydzień pracy,
do tego nauka, infekcja, wyjazd siostry...
Było intensywnie...
A ja się czułam jak po urlopie!!!
Wiem, że to jest Jego sprawka :P
Po ludzku rozumując powinnam być wykończona,
a On mnie dosłownie przeniósł przez ten zwariowany czas!!!
Na dodatek poniedziałkowe i dzisiejsze egzaminy zdałam na łączną ocenę 4,5 :P
A mniej więcej połowa ludzi oblała jedną z pięciu części...
Przede mną już tylko najgorsza historia...
Wiem, że nie ma co narzekać,
tylko trzeba się zmobilizować i zrobić swoją część.
Bo to, że On mnie przeniósł przez ten okres i tak pobłogosławił,
nie oznacza, że ja mogłam leżeć i nic nie robić,
bo się jednak uczyłam
i to wcale nie aż tak mało.
Mała Agata wyjechała na koniec świata...
Okazuje się, że takie rozłąki mogą czasem rodzeństwu dobrze zrobić.
Rozkminiamy w mailach tematy,
na które nie zawsze było okazję pogadać...
Okazało się, że obie zastanawiamy się nad tym, jak to jest z zaufaniem Bogu.
Że od wiedzy do praktyki jest jeszcze naprawdę daleka droga.
Bo myślę, że większość z zapytanych chrześcijan powie, że ufa Bogu!!!
Tylko czemu wciąż nie żyjemy tak, jakby to naprawdę była prawda?!
Często żyjemy, tak by przeżyć i tak naprawdę wcale nie wierzymy, że spotka nas coś dobrego...
Różne przeżycia, życiowe zawirowania mogą cichutko,
kawałek po kawałeczku zabrać nam naszą wiarę i zaufanie,
naszą nadzieję,
stopniowo mamy coraz bardziej realistyczną perspektywę,
nasze marzenia stają się coraz mniejsze, coraz bardziej pospolite,
niepostrzeżenie coraz bardziej zaczynamy żyć rytmem tego świata...
Przynajmniej ja tak czasem mam,
że kiedy sprawy nie idą tak jak tego oczekiwałam,
jak ja sobie wyobrażałam,
trochę się zniechęcam...
Łatwo jest być sprinterem dla Boga,
ale życie z nim przypomina raczej biegi długodystansowe..
Miejmy odwagę żyć inaczej nie tylko przez chwilę,
ale na zawsze...
Jeszcze jedno...
Jako że ostatnio miałam mniej czasu,
i musiałam rezygnować z różnych rzeczy,
naprawdę doceniałam,
kiedy poniedziałek miałam już trochę luźniejszy,
mogłam iść na 2-godzinny spacer z Przyjaciółką,
a jeszcze tak pięknie się wypogodziło!!!
Wiem, że mój Bóg o to zadbał :)
Czas jest jedną z najcenniejszych rzeczy,
jakie mamy, jakimi gospodarujemy...
Diabeł dużo da za to, byśmy mieli go jak najmniej,
a przynajmniej żyli w poczuciu permanentnego braku czasu.
Wiem, jak to działa na człowieka,
bo sama czasem chodzę w poczuciu, że wciąż brakuje mi czasu.
Naprawdę musimy mieć mądrość, by nie dać zapędzić się w kołowrotek tego świata.
Nie dalej jak przedwczoraj, na fali tego, ile to ja mogę zrobić w ciągu doby,
nie zaangażowałam się w coś, co zabrałoby mi dużo czasu.
Potrzeba nam, byśmy nauczyli się odróżniać, co jest Jego zadaniem dla nas,
a co tylko pożeraczem czasu i wysysaczem energii.
Z brakiem czasu łączy się jeszcze jedna kwestia,
może dla Was oczywista, ale...
Sama często tak robiłam,
robiłam, bo staram się to zmienić.
Gdy człowiek jest taki zabiegany,
często nie ma czasu,
a przynajmniej jest święcie o tym przekonany,
że nie mam czasu na to, by być w kontakcie z tymi,
którzy są dla niego ważni, których kocha...
Jakoś tak czułam, że coś tu nie gra...
W poniedziałek przeczytałam "świecki" artykuł,
który potwierdził to, co przeczuwałam...
Ile zajmuje wysłanie krótkiego smsa?!
Czasem wystarczy zwykła buźka ":)"...
Czy parominutowy telefon zabiera naprawdę aż tyyyle czasu?!
Nie dajmy się oszukać,
nie dajmy wrzucić się w kółko jak chomiki...
Codziennie tyle czasu spędzamy na niepotrzebnych rzeczach, zadaniach,
tak naprawdę często masę czasu zjadają nam głupoty...
Miejmy czas dla tych, na ktorych nam zależy!!!
Skończymy z ta głupią wymówką "nie odzywałam się, bo nie miałam czasu",
dbajmy o nasze relacje,
zróbmy trochę wysiłku (nie jestem pewna czy to brzmi po polsku :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz