Nie czuję się komfortowo w tym miejscu, w którym jestem,
z MOJEJ perspektywy nie wygląda to na chwilę obecną różowo,
trochę inaczej to wszystko sobie wyobrażałam.
Na początku średnio radziłam sobie z tym miejscem,
dziś już co nieco zaczynam kapować i jest o wiele lepiej :)
Kiedy się tak motałam, stresowałam, troskałam, zrozumiała jedno,
najpierw muszę się uspokoić :)
Bo "piszcząc", "tupiąc nóżką", "kręcąc się w kółko", "rwąc z głowy włosy" nic nie zdziałam...
Po prostu utonę.
Miałam taki śmieszny ni to obraz, ni to wrażenie kilka dni temu przed zaśnięciem.
Zobaczyłam, że jak człowiek tonie to się rzuca, mota, za wszelką cenę próbuje coś zrobić, byle nie utonąć,
jest dużo plusku wody, bąbelków, piany, a często mało efektów...
Żeby ktoś mógł go uratować, musi przestać się rzucać :)
Zastanawiam się nad tym, czy czasem nie trzeba takiego delikwenta pozbawić przytomności.
Więc póki co jestem na tym etapie, uspokajam się :)
A jutro tak jak w zeszłym roku, jedziemy ekipą osób, które mają mniejsze lub większe odpowiedzialności u nas w kościele do Karłowic. Będzie z nami Ruth Hahn.
Wierzę, że to będzie dobry czas :)))
PS. Właśnie na to trafiłam, polecam:
http://respiracja.blogspot.com/2012/08/poczekalnia-czesc-2.html#more
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz