poniedziałek, 28 maja 2012

Boże przyspieszenie...

Jestem zmęczona, ale szczęśliwa :)

Pierwszy dzień w nowej pracy za mną...
Intensywny czas szkoleń,
projekt wchodzi na maksa szybko...

Moja rekrutacja odbyła się naprawdę na wariata,
śmieję się, że dostałam się po Bożej znajomości...
Wraz ze mną przyjęto jeszcze mgr germanistyki...

Dziś było dużo informacji,
dużo wrażeń,
nowych twarzy...
Pierwsze co, jak weszłam na nasz dział,
zobaczyłam twarz pewnej chrześcijanki,
nie znam jej osobiście i jest ona w sekcji innego języka...

Ale to było naprawdę miłe,
tak od progu zobaczyć twarz Bożego dziecka :)))

Nie tylko mój niemiecki, ale i angielski będzie szlifowany...
A przy okazji może nauczę się i innych języków :P

Kiedyś bym chyba uciekła ze strachu
albo umarła ze stresu...

A ja się nawet przed dziś nie denerwowałam,
nic a nic!!!
No rano trochę było mi nie pomyśli, że zaczynam dzień od braku mleka do kawy...
ale tylko to.

W piątek mieliśmy spotkanie słuchania Boga,
i właśnie Bóg powiedział mi trochę o tym,
że będzie ze mną w nowej pracy,
że idę tam w Jego autorytecie.
I to jest naprawdę Jego promocja...

Gdy ja sobie pomyślę, gdzie byłam rok temu,
jak widziałam swoje życie,
swoją przyszłość...
W życiu bym nie uwierzyła, że wyląduję w takim fajnym miejscu,
i jeszcze ten widok z okien :P


A wieczorem byłam na spotkaniu z niesamowitą kobietą,
gdzie mogłam odpocząć w Bożej obecności,
kolejny raz Bóg ośmielił mnie, by tańcząc nie myśląc o tym, co sobie ludzie pomyślą...

To naprawdę nie jest łatwe,
gdy jesteś tam na środku,
wszyscy patrzą,
a On wkłada Ci w serce coś szalonego,
coś poza schematami,
gdy już w to wejdziesz, nie żałujesz,
ale trzeba zrobić ten pierwszy krok,
przełamać się,
ale wiem, że w Nim można tańczyć tak, jakby nie było nikogo,
tylko ja i On...

Usłyszałam Łukasz coś o tym,
by jak On mi włoży w serce nawet pływanie w tańcu, zrobić to...
Tak mi to się z czymś skojarzyło :P

Ta kobieta mówiła też, że gdy złożymy nasze życie dla Jezusa,
gdy umrzemy dla siebie,
gdy będziemy żyć jakby nasze życie nie było nasze,
że po drugiej stronie krzyża
-są nowe możliwości, on otwiera drzwi...

To mi potwierdza coś,
o czym myślę od soboty...

W środę rano, przed tą całą szaloną rekrutacją, byłam biegać...
I tak sobie rozmawiałam z Bogiem o takiej jednej kwestii,
zobaczyłam, że jestem w niej już tak zmęczona,
mam tak dość swoich pomysłów i dróg,
że naprawdę jestem gotowa umrzeć w tym temacie.
A jest to naprawdę ostatnia rzecz na liście, o jaką chciałabym by Bóg mnie poprosił.
Rzecz, na którą do środy powiedziałabym - ok Boże, wszystko,
możesz mnie prosić o wszystko, ale nie o TO!!!
Rzecz, której się naprawdę bałam.
Nawet nie dopuszczałam myśli, że mógłby o to prosić...
W środę zobaczyłam, ze naprawdę mogę szczerze powiedzieć ok, jesli Ty tak chcesz, zaufam, że tak jest najlepiej, niech będzie po Twojemu, ufam i dziękuję, że wybierasz to, co najlepsze dla mnie.

 I wtedy chyba właśnie,
w taki niereligijny sposób,
biegając w szortach po parku,
umarłam w tym temacie.

A popołudniu managerka zdecydowała, że mnie bierze,
pominięto nawet w moim przypadku jeden etap rekrutacji...
I tak oto jestem z Bożej promocji...

I to jest taki moment,
kiedy wiesz, że Bóg porwał Twoje życie,
że nie masz na nic wpływu,
a On zmienia wszystko bardzo szybko,
daje Ci tyle, o ile nie śmiałabyś prosić.

Bo On jest dobrym Ojcem,
tylko my wciąż nie wiemy,
jak dobrym...

Bo On jest kochającym Ojcem,
tylko my wciąż nie wiemy,
jak bardzo nas kocha!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz