sobota, 5 maja 2012

Lekcja z osądzania.

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.
Albowiem jakim sądem sądzicie,
takim was osądzą,
 i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą."

Mt 7,1-2

Ostatnio parę razy okazało się, jakie to moje sądy były "słuszne".
Wydawało mi się, że naprawdę właściwie rozumiem i oceniam cudze zachowanie.
Byłam tak pewna, że dawałam sobie prawo wypowiadania się na ten temat,
też prawo do tego, by czuć się dotkniętą, skrzywdzoną...

Po jakimś czasie przychodziło mi spojrzeć na te sytuacje i zachowania osób z innej strony,
pojawiały się nieznane mi fakty i informacje,
okazywało się, że chyba jednak nie miałam racji,
że się myliłam...

Wciąż tak często osądzam,
i to na dodatek pochopnie...

Jednak ostatnia lekcja z osądzania okazała się bardziej dotkliwa.

Tak tylko On zna prawdę,
tylko On zna moje serce, moje motywacje,
tylko On zna cały obraz,
dlatego tylko Jego zdanie jest właściwe i prawdziwe,
tylko ono się liczy...

Co nie zmienia faktu, że jak o tym myślę,
to nie jest to miłe...

Na dodatek niezbyt jak mam to wszystko zweryfikować,
a już na pewno nie byłoby dobrym pomysłem to wyjaśniać,
nawet gdybym miała taką możliwość.

Wygląda na to, że moje zachowanie zostało źle zinterpretowane,
i na tej podstawie zostałam trochę niewłaściwie oceniona...
Nie jest mi z tym ani dobrze ani miło,
ale jedyne, co mogę zrobić to zostawić to Jemu.

Istnieje wszak możliwość, że i tym razem cały problem wynika z mojej złej oceny sytuacji.

Jedyną właściwą postawą jest skupiać się całkowicie na Nim,
wtedy naprawdę większość problemów znika.
I nawet jeśli to drodze zdarzą się takie gorzkie lekcje,
nie będziemy się nad nimi zbyt długo zatrzymywać.

A jak jeszcze dochodzą do tego "ploteczki"...
To już w ogóle robi się wesoło :P
Parę dni temu dowiedziałam się np., że się wyprowadzam...
I to nawet gdzie i kiedy :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz