poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zamykasz jedne drzwi, a otwierasz inne.

Jedne rzeczy się kończą, inne zaczynają.

Moje dotychczasowe miejsce pracy dorywczej zostało zamknięte.
A raczej zawieszone, gdyż za kilka miesięcy planowana jest reaktywacja w innym miejscu i bogatszej formie.
Dla mnie jednak to rozdział zamknięty, póki co...
Już raz się z nim żegnałam, ale wyszło, że wróciłam.

Miejsce kształtowania charakteru,
miejsce, które bywało trudne i potrafiło zaleźć za skórę.
Miejsce, gdzie nawiązałam nowe relacje,
tudzież zacieśniłam stare.

Patrząc wstecz, myślę, że nie był to zmarnowany czas,
że był to jakiś etap na mojej drodze.

Ale już cieszę się na nowe :)
Nie jest to może w 100% to, co sobie wyobrażałam,
ale wierzę, że jest od Boga.

Oczywiście po zeszłorocznej przygodzie mam w głowie różne myśli,
skrajnie różne,
raz myślę, że się nie sprawdzę,
a za chwilę, że będzie beznadziejnie itd.

Uczę się im  nie dawać,
nie chcę, by mąciły moją radość z tego, co dał mi Bóg.
Wierzę, że będzie dobrze.
Choć niewątpliwie będzie to czas rozciągania.

Na razie przez okres wakacji będę odbywać tzw. praktyki, płatne :), w pewnej polsko-niemieckiej firmie.
Co potem, czas pokaże.

Jeśli Państwo Z. zaglądają na tego bloga- miałam niezłą hecę, gdy w celu sprawdzenia mojej rzeczywistej znajomości języka niemieckiego w piątkowe popołudnie zadzwoniła do mnie przemiła pani z centrali w DE o głosie łudząco podobnym do T., więc pierwsze chwile rozmowy były wesołe.
A jak się zorientowałam, jak się pomyliłam... to też było wesoło :)

Generalnie ta cała historia,
to, jak się wszystko płynnie układa,
przejście z jednego miejsca w drugie,
jak to się z grało z sesją ( w czasie której tak na marginesie mam naprawdę Boże błogosławieństwo i bez ściągania najlepsze wyniki :) ),
kolejny raz objawia mi Bożą wierność, dobroć, troskę.

No i znów przeżyłam to, że nasza sytuacja może nam się wydawać niefajna czy nawet beznadziejna,
a nie wiemy, co On przygotował dla nas tuż za rogiem.
Musimy zawsze trwać w ufności, w dziękczynieniu.
Nie tylko mówić, że ufamy,
że wierzymy,
ale tak postępować, myśleć,
do tego skłaniać nasze odczucia, emocje.
No i piszę to oczywiście przede wszystkim do siebie.
Bo to jest lekcja dla mnie z tej historii.

Już czekają w kolejce inne dziedziny, w których mogę ją zastosować :)

1 komentarz:

  1. :)
    Tylko mówienie, że się ufa jest łatwiejsze od ufania ;)
    Chociaż wierzę w to że kiedyś zaufam Panu cąłym sercem :)

    OdpowiedzUsuń