piątek, 30 grudnia 2011

Rozbity zderzak, rozbite złudzenia.

Jakieś niecałe dwa tygodnie temu miało miejsce pewne niezbyt fortunne wydarzenie.
Jednak Bóg wszystko obraca ku dobremu.

Podczas mojej pierwszej krótkiej przejażdżki autem z tatą miałam małą przygodę.
Nowe auto, inne sprzęgło, przejęcie rolą, tata z boku...
No i nie ma się czym chwalić, przy cofaniu wjechałam w płot i uszkodziłam tacie zderzak :(
Ktoś by powiedział nic takiego, nie przejmuj się.
Ale dla mnie to nie było takie "nic".
Wiem, ile tata pracował na to auto, jak o nie dbał itd.

Mam bardzo dobrego tatę i wiem, że on mnie kocha.
Jednak tym razem miał naprawdę powód, by być co najmniej niezadowolonym...
Spodziewałam się różnych reakcji...
A on mnie totalnie zaskoczył.

Nie zdenerwował się, wiadomo, zachwycony nie był, stwierdził, że lampy są całe i jeździł ze mną dalej!!!

W ciągu kolejnych dni spodziewałam się jakiś przytyków, rachunków :P itd.
A mój tata całą sprawę traktował coraz bardziej humorystycznie,
coraz bardziej na luzie,
opowiadał o różnych ludzkich wyczynach przy cofaniu, zawracaniu,
aż w końcu przy świątecznym stole sam powiedział "nie przejmuj się!!!".

Po czym za dwa dni udał się ze mną na kolejne ćwiczenia.
Na dodatek, gdy już trochę zapoznałam się ze sprzęgłem, zabrał mnie pod "tamten" płot i zalecił manewry!!!

Ta cała historia zmieniła coś w naszej relacji,
wg mojej logiki powinna zaszkodzić, a jednak pomogła!!!

Ta "przygoda" mówi do mnie tak żywo o tym, jaki jest Bóg,
o tym jakim Ojcem On jest!!!
Jak bardzo nas kocha,
jak dużo ma do nas cierpliwości
i jak bardzo w nas wierzy!!!

Marta napisała na swoim blogu, że takie historie, które są wyretuszowane, z których wycięto ciężkie i niefajne chwile wcale nie są świadectwem, bo nie pokazują całej prawdy, bo nie pokazują całej drogi...

Obecnie czuję się, jakbym zaryła nosem o ziemię.
I to wcale nie jest miłe uczucie.

Wydaje Ci się, że już choć trochę znasz Boga,
że Twój charakter jest już choć troszkę ukształtowany,
serce choć ciutkę przemienione.
No i za pewne tak jest, ale...

Rzeczywistość i okoliczności weryfikują wszystko.
Weryfikują piękne słowa i wzniosłe pieśni.
Puste frazesy się nie ostoją,
zostanie tylko to, co było naprawdę "nasze", naprawdę w nas ugruntowane,
nie usłyszane, nie zasłyszane, ale "przerobione" z Bogiem.

No i tak się właśnie obecnie czuję, jakbym zaryła nosem o ziemię.
Myślałam, że dość mocno stoję,
a tu bęc, nawet się nie obejrzałam i leżę.

I tak właśnie sobie siedziałam przed Bogiem,
tak bardzo sobą rozczarowana,
nie wiedziałam nawet, co Mu powiedzieć,
czułam się tak beznadziejna.

A wiecie co On mi wtedy powiedział,
o co mnie zapytał?!

W miejscu mojej słabości, złamania,
w miejscu, gdzie odkryłam jak bardzo niewierna i brudna jestem...
Ja bym na Jego miejscu już dawno postawiła na mnie krzyżyk.
Ale On nie jest taki!!!

On w tym miejscu spytał mnie, czy będziemy dalej jeździć?
Przypomniał mi tą sytuację z taty autem i powiedział, że On chce dalej ze mną jeździć,
żebym się nie przejmowała, bo spróbujemy jeszcze raz!!!

On chce próbować wciąż na nowo,
nawet gdy upadamy kolejny raz w tym samym miejscu,
gdy uparcie powtarzamy te same błędy,
On się nie podda,
On nie zrezygnuje,
bo gdy my przestaliśmy wierzyć w to, że się uda,
On wciąż wierzy, wciąż tak samo mocno!!!

Teraz otwiera moje oczy,
nie jest to przyjemne, ale konieczne.

Trochę człowiekowi głupio, gdy okazuje się, że to, co wydawało mu się takie piękne,
za co był gotowy zapłacić wysoką cenę, nigdy tak naprawdę nie istniało.
Uwierzyłam w coś, co było czystym złudzeniem.
Z każdą chwilą widzę to coraz wyraźniej.

Od jakiegoś czasu wiedziałam, że uwierzyłam w kłamstwo,
że to, co wydawało mi się skarbem było zwykłym szkiełkiem...
Ale nie sądziłam, że myliłam się aż tak bardzo,
nie sądziłam, że myliłam się od samego początku.
To jest naprawdę dla mnie wielka lekcja.

Tak łatwo jest dać się oszukać,
tak łatwo jest uwierzyć w to, w co się chce,
a potem wszystko będzie nam pasować.

I ja naprawdę szukałam w tym Boga,
naprawdę chciałam poznać Jego wolę,
chciałam usłyszeć co On o tym myśli,
wydaje mi się, że miałam otwarte serce, gotowe usłyszeć prawdę, nawet jeśli ona mi się nie spodoba...
Naprawdę chciałam iść za Nim, Jego drogą.
Wydawało mi się, że słyszę, że rozumiem...

Dziś widzę, że to wszystko od początku nie trzymało się kupy,
gdzieś tam na dnie serca był ukryty jakiś taki niepokój,
dlatego powinnam się zatrzymać,
ostudzić swoje emocje, bym mogła zobaczyć to, co widzę teraz.
Wtedy nie byłam w stanie widzieć jasno.

Jestem Mu taka wdzięczna, że On rozbił moje złudzenia!!!
On kocha nas tak bardzo, że jest gotowy zastawić nam drogę cierniami, byśmy nie zbłądzili.
Nie robi tego, by nas rani, ale by nas uratować.
Po prostu czasem tak bardzo wiemy lepiej,
tak bardzo chcemy iść za Nim, a jednak po swojemu,
tak bardzo chcemy Mu ufać, a jednak kleimy nasze życie po swojemu, że nie ma innego wyjścia.

Tym razem naprawdę odechciało mi się kleić po mojemu, jak to ujęła moja Natalie :)
Wystarczająco wyraźnie ujrzałam do czego prowadzą moje najlepsze i najszczersze chęci.

Na początku wydawało mi się, że to jest coś od Niego,
potem okazało się, że jednak chyba nie do końca,
że muszę z tego zrezygnować,
że jeśli chcę iść za Nim, muszę to zostawić.
Nie było łatwo, rzucałam się, motałam,
i wstyd przyznać, były takie chwile, że wcale nie chciałam zrezygnować z tego,
byłam gotowa zapłacić wysoką cenę, byle "to" mieć...
Płakałam, umierałam w sobie i myślałam, że rezygnuję dla Niego...

Zabawne w tym wszystkim jest to, że choć w pewnym sensie rzeczywiście zrezygnowałam z "tego" dla Niego, to tak naprawdę to wszystko było tylko i wyłącznie złudzeniem, czystym złudzeniem...
Dziś widzę, że "to" w ogóle nie istniało.
Z jednej strony nie jest to miłe, bo człowiek czuję się, jak przysłowiowy idiota,
z drugiej strony to jest nawet śmieszne, że potrafimy dać się tak oszukać i tak oszukiwać samych siebie...


Tato, posklejaj moje życie po swojemu,
cokolwiek uczynisz, będzie to najlepsze,
Ty wybierasz dla nas lepiej niż my byśmy wybrali dla siebie.
Tylko Ty widzisz cały obraz,
tylko Ty znasz prawdę.


Oz 14,1-9

"Nawróć się, Izraelu, do Pana, swojego Boga,
gdyż upadłeś przez własną winę!
Weźcie ze sobą słowa skruchy
i nawróćcie się do Pana!
Mówcie do niego: Odpuść nam wszelką winę
i przyjmij naszą prośbę,
a my złożymy Ci w ofierze owoc naszych warg!
Asyria nie będzie naszym wybawcą,
nie będziemy już jeździć na koniach
i mówić do dzieła naszych rąk:
Boże nasz!
Gdyż u Ciebie sierota znajduje zmiłowanie.
Uleczę ich odstępstwo,
dobrowolnie okażę im miłość,
gdyż odwrócił się od nich mój gniew.
Będę dla Izraela jak rosa,
tak że rozkwitnie jak lilia
i zapuści korzenie jak topola.
Pędy jego rozrosną się jak drzewo oliwne,
a jego woń będzie jak kadzidło.
Wrócą i będą mieszkać w moim cieniu,
uprawiać będą zboże;
zakwitną jak krzew winny,
który będzie sławny jak wino libańskie.
Efraimie, na cóż ci jeszcze bałwany?
Wysłucham go i wejrzę na niego łaskawie.
Jestem jak cyprys zielony,
dzięki mnie wyrośnie twój owoc.
Kto mądry, niech to zrozumie,
kto rozumny, niech to pozna;
gdyż drogi Pana są proste,
sprawiedliwi nimi chodzą,
lecz bezbożni na nich upadają."

2 stycznia zaczynamy w naszym kościele 21-dniowy post.
Chyba nigdy tak bardzo na niego nie czekałam,
chyba nigdy nie byłam aż tak świadoma, że tak bardzo go potrzebuję.
Pościmy w intencji "słyszenia Boga".
Dziś widzę wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej jak rozpaczliwie potrzebuję Go słyszeć,
jak rozpaczliwe potrzebuję naprawdę znać Jego głos,
wystarczy drobne "przesunięcie" i tak bardzo można się przejechać!!!

1 komentarz: